SNK Heroines: Tag Team Frenzy - recenzja

SNK Heroines: Tag Team Frenzy /materiały prasowe

​Kolejny dzień, kolejna premiera na Nintendo Switch. Tym razem wyczekujący premiery Dragon Ball FighterZ fani będą mieli okazję zabić odrobinę czasu na nowym tytule. Prosty gameplay i atrakcyjne, animowane kobiety powinny wystarczyć, żeby przetrwać do końca września.

Wydawanie bijatyki w dzisiejszych czasach może momentami wydawać się wyjątkowo ciężkim zadaniem. Wystarczy spojrzeć na listę gier podczas ostatniego EVO, żeby zobaczyć, jak duża jest aktualnie konkurencja. Dragon Ball FighterZ ostatnio skutecznie podbiło rynek bijatyk. Cały czas trzymają się również klasyki pokroju Street Fightera czy Tekkena, a jeszcze niedawno znalazło się też miejsce dla Injustice.

SNK, twórcy Tag Team Frenzy, nie można jednak odmówić doświadczenia w branży i ciężko sobie wyobrazić, żeby bali się zbyt dużej konkurencji. Studio odpowiedzialne za serię King of Fighters postanowiło otworzyć się szerzej na zachodni rynek, wypelnić listę postaci samymi kobietami i stworzyć nową bijatykę, która obok PlayStation 4, trafi również na Nintendo Switch.

Reklama

Kiedy przebrniemy już przez składający się z kilkunastu slajdów tutorial, pierwsze wyprowadzone ciosy mówią jasno: mamy do czynienia z grą duzo prostszą niż to, do czego przyzwyczaiły nas najpopularniejsze tytuły. Trzy różne ataki, w tym atak specjalny, blok i chwyt. Nie ma żadnych kombinacji miliona przycisków czy wariacji, których musimy uczyć się dniami i nocami. Możemy połączyć ataki z przyciskami kierunkowymi, żeby uzyskać nieco inny efekt, jednak na tym mniej więcej kończy się nasz asortyment.

Chociaż pozornie Tag Team Frenzy wydaje się idealnym tytułem dla tych, którzy lubią po prostu spamować kilkoma przyciskami, po kilku grach otwiera się drugie dno, a gameplay zaczyna nabierać sensu. Przede wszystkim, mamy do czynienia z walką 2 na 2. Jednocześnie możemy kontrolować tylko jedną postać, ale podobnie jak w Dragon Ballu, jedno kliknięcie pozwala zamienić nam bohaterki miejscami i zaskoczyć rywala kilkoma nowymi kombinacjami. Co ciekawe, obie postacie dzielą wspólny pasek życia. Nie ma mowy o wprowadzeniu na pole walki drugiej dziewczyny, która ma pełne HP i pozwala na popełnienie kilku dodatkowych błędów.

Kontynuując wariacje SNK, wprowadzono również dodatkowy pasek, obok tego pokazującego pozostałe zdrowie. Special Gauge generuje zasoby pozwalające nam wyprowadzać ataki specjalne oraz finishery. Im więcej tracimy życia, tym bardziej poszerza się nasz Special Gauge. SNK udało się zgrabnie wprowadzić do swojej gry prostą mechanikę powrotu, dającą delikatną przewagę tym, którzy wydają się przegrywać.

I nawet jeżeli w końcu uda nam się sprowadzić życie rywala do minimum, wciąż pozostaje kwestia finishera. W przeciwieństwie do większości gier, wygrać tutaj możemy dopiero wtedy, gdy wyprowadzimy na osłabionym przeciwniku atak kończący, kosztujący pokaźną liczbę naszej energii. Może się więc okazać, że wyprowadziliśmy udaną ofensywę, ale wykorzystaliśmy na to zbyt dużo zasobów. Teraz musimy bronić się przed rywalem, budować stopniowo pasek Special Gauge i ryzykować kolejną możliwość powrotu.

Ostatnią nowością, rzadko spotykaną w tradycyjnych bijatykach, są przedmioty losowo pojawiające się na mapie. Co jakiś czas ukazuje się przed nami jakieś żółte, świecące kółko. Jeżeli uda nam się je uderzyć, dostajemy losowy przedmiot. Niektóre z nich odnawiają nasze życie, inne wzmacniają ataki albo osłabiają przeciwnika.

SNK Heroines: Tag Team Frenzy sprowadza się więc przede wszystkim do umiejętnego panowania nad Special Gauge. Chociaż obie wybrane przez nas bohaterki mają wspólne życie, każda z nich ma własny pasek energii, który szybciej odnawia się poza walką. Wyprowadzanie celnych uderzeń i blokowanie są tak ważne, jak w innych grach tego rodzaju, ale kontrolowanie naszych zasobów jest równie ważne.

Jeżeli chodzi o tryby gry, SNK zdało się na sprawdzone metody. Story mode pozwala nam odbyć kilka walk przeciwko AI zakończonych silnym bossem, a gra offline zawiera zarówno standardowe tryby, gdzie wybieramy sobie rywala i jego poziom trudności, jak i opcje treningowe, które pozwolą graczom szybko opanować podstawy. Ponadto, całą grą rządzą złote monety zdobywane za wszelkie aktywności. Możemy wydawać je na grafiki, kostiumy, różne akcesoria do postaci, a tryb online pozwala nam również na obstawianie obserwowanych gier.

Tag Team Frenzy dobrze definiuje jego wygląd. Chociaż w większości wygląda jak tytuł z poprzedniej generacji, potrafi mieć w sobie sporo uroku. Podobnie jest z całą resztę. Nie mamy raczej przed oczami następcy Street Fightera albo czegoś, co w przyszłym roku na EVO zamieni się miejscami z Dragon Ballem. W tym prostym gameplayu i kilku ciekawych mechanikach na pewno mogą jednak odnaleźć się fani, którzy potrzebują chwili odpoczynku od tych potężnych, popularnych tytułów.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy