Skater XL - recenzja

Skater XL /materiały prasowe

​Gry poświęcone jeździe na deskorolce kiedyś święciły triumfy. Obecnie nie potrafią zaoferować tego, czego od nich oczekujemy. A może Skater XL to robi?

Tym razem mamy do czynienia z produkcją małego studia. Po głośnych Tony Hawk's Pro Skater od Activision oraz Skate od Electronic Arts przyszła pora na symulację deskorolkarską od nieznanego szerzej Easy Day Studios. Zespół, dla którego Skater XL to debiut, obrał sobie ambitny cel - stworzyć grę możliwie jak najbardziej realistyczną, nie tylko pozwalającą na wykonywanie najróżniejszych trików, ale także ukazującą otoczkę tego sportu. Czy się udało?

Na papierze wszystko wygląda dobrze. W Skater XL możemy wykonać dziesiątki sztuczek na deskorolce, od tych najbardziej podstawowych aż po naprawdę skomplikowane, wymagające dużej wprawy. Jednak widać, że Easy Day Studios nie dysponowało zbyt dużym budżetem, ponieważ fizykę odwzorowało tylko poniekąd dobrze. O ile sama deska zachowuje się świetnie, o tyle postać, którą kierujemy, to już pozbawiony realistycznych animacji manekin.

Reklama

Obawiam się, że Easy Day Studios cały budżet na Skater XL wydało na opracowanie opisanej powyżej mechaniki, stworzenie przeciętnej do bólu grafiki oraz nagranie udźwiękowienia, w tym zakup naprawdę udanej ścieżki dźwiękowej (podkreśla klimat). To chyba wszystko, co gra ma do zaoferowania. Przed uruchomieniem byłem bardzo ciekaw, jak będzie wyglądała zabawa. Okazało się, że wygląda... nijak.

Nie potrafiłem uwierzyć, że w Skater XL nie znalazła się żadna interesująca mechanika rozgrywki. Nie ma w nim żadnej kampanii z zadaniami o rosnącym poziomie trudności. Nie ma wyzwań, które moglibyśmy zaliczać (to znaczy niby są, ale w praktyce to bardziej samouczek niż wyzwania). Nie ma systemu punktacji czy progresji, który zachęcałby nas do dalszego wykonywania trików. Ot, jeździmy, wykonujemy sztuczki i to wszystko. Nie, nie grałem w demo, tylko w pełnoprawną grę.

Jednym z atutów Skater XL miała być możliwość obserwowania całej skateboardingowej otoczki. Autorzy chwalili się między innymi, że odtworzyli prawdziwe lokacje (mieszczące się w Stanach Zjednoczonych). Cóż, jest ich pięć i być może rzeczywiście zostały zainspirowane istniejącymi miejscami, ale co z tego, skoro jest ich zaledwie pięć i wszystkie świecą pustkami? Wygląda to doprawdy ponuro. Poza pięcioma mapami od Easy Day Studios są jeszcze trzy stworzone przez fanów (dobry sposób na wypełnienie swojej gry zawartością, co?). Nie różnią się poziomem. Jest naprawdę kiepsko.

Nie chcę się już znęcać nad Skater XL, ale podsumuję jeszcze krótko oprawę graficzną. Naprawdę, nawet po maleńkim, niezależnym deweloperze można oczekiwać czegoś więcej. Plansze są puste i smutne, kierowana przez nas postać to kukła, a tekstury czy elementy otoczenia reprezentują poziom poprzedniej generacji konsol (a przecież lada moment do sklepów trafi kolejna). A na domiar złego twórcy nie ustrzegli się różnych technicznych błędów.

Skater XL to marna próba dotarcia do wygłodniałych zwolenników gier o skateboardingu. Ci mieli otrzymać wciągającą i realistyczną symulację, a otrzymali namiastkę, która może i realistyczna jest, ale tylko jeśli chodzi o wykonywanie sztuczek i zachowanie deskorolki. A wciągająca? Ani trochę. Nie spodziewałem się, że można w dzisiejszych czasach stworzyć grę, która będzie oferowała tak mało i w tak kiepskiej formie. Nawet jeśli mówimy o tytule kosztującym około 70 złotych.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama