Sea of Thieves – recenzja

Sea of Thieves /materiały prasowe

Jeżeli jesteś szczurem lądowym i zamierzasz postawić nogę na łajbie o nazwie "Sea of Thieves" to nie zapomnij zabrać ze sobą plastikowych woreczków, bo na morzu nieźle buja. Raz jest lepiej, raz gorzej, ale jak masz chorobę morską, to raczej nic Ci nie pomoże.

Śledząc informację na temat produkcji od studia Rare miałem deja vu. Obietnice nieskończonej eksploracji, różnorodny i rozległy świat gry, nieograniczona wolność. Kiedy i gdzie ja to wszystko słyszałem? Ano, prawie dwa lat temu, przy okazji produkcji No Man’s Sky, która okazała się największym rozczarowaniem 2016 roku. Z tego powodu podszedłem do Sea of Thieves ze sporą rezerwą, nauczony doświadczeniem, ale również jako zupełny laik jeżeli chodzi o klimaty związane z żeglugą. Zapewne większość graczy niewiele miało styczności z pływaniem po otwartym morzu, dlatego twórcom powinno zależeć na tym, aby zachęcić nas wszystkich, szczurów lądowych, do pokochania świata, gdzie morze jest jedyną, choć kapryśną, kochanką. Czy im się to udało?

Reklama

Początki bywają zazwyczaj trudne i tak też było w przypadku dzieła studia Rare. Twórcy nie byli przygotowani na ogromną ilość graczy, którzy chcieli sprawdzić produkcję zaraz po premierze i wynikiem tego były spore problemy z serwerami. Osobiście nie odczułem tego zbytnio - gra działała płynnie, nie miałem trudności ze znalezieniem członków załogi w postaci innych graczy, ale na tym mogę skończyć wymienianie rzeczy prostych. Stworzyłem postać i po klimatycznym intro, które, nie ukrywam, trochę rozbudziło mój entuzjazm, pojawiłem się na nieznanej wyspie. Po co tu jestem i dlaczego? Co mam zrobić? Gdzie mam iść? Pytania logiczne, które często pojawiają się na początku przygody z nową grą, ale kluczem jest przecież uzyskanie odpowiedzi. Niestety żadnych satysfakcjonujących nie otrzymałem.

Na szczęście wyspa była mała, więc nie dało się zabłądzić. Po chwili trafiłem na mały statek, który wybrałem przed rozpoczęciem rozgrywki. Znalazł się też mój kompan i mogliśmy wyruszyć. Kotwica podniesiona, żagiel rozwinięty i kolejne pytanie. Gdzie mamy płynąć? Wybraliśmy najbardziej charakterystyczny punkt na horyzoncie, który przykuł naszą uwagę i udaliśmy się ku pierwszej przygodzie. Po drodze mijaliśmy innych graczy i było to przyjemne doświadczenie, ponieważ na otwartym morzu łatwo odnieść wrażenie samotności. Niestety, nim dotarliśmy do celu naszej podróży, trafiliśmy na mniej przyjaznego pirata, w dodatku w większym statku.

Chcąc nie chcąc, musiałem przetestować starcia PvP. Trwało to krótko. Zanim znalazłem beczkę z kulami armatnimi, zanim zdążyłem załadować działo, nasza biedna łajba była solidnie obita. Po chwili poszliśmy na dno. Sama walka była dosyć widowiskowa i dynamiczna, ale żeby skutecznie walczyć, załoga musi wykazać się bardzo dobrą koordynacją i tego nam zabrakło. Czy w takim razie da się uniknąć takich sytuacji? Niestety na chwilę obecną nie. W grze panuje nieograniczone PvP, więc zawsze i wszędzie możesz być zaatakowany przez innego gracza. Bardzo możliwe, że wkrótce zostanie to w jakiś sposób ograniczone, ale póki co, lepiej unikać innych statków. Chyba, że masz zgraną ekipę.

Nie ma co owijać w bawełnę. Prawdziwą frajdę z gry można czerpać jedynie wtedy, kiedy ma się zgraną załogę. Sednem tej gry jest skuteczna współpraca, dobra koordynacja i to przejawia się w mechanice. Operowanie statkiem, nawet tym mniejszym (obecnie są dwa, zatem wybór jest bardzo skromny), jest trudne. Jedna osoba powinna stać za sterem, druga być odpowiedzialna za operowanie masztem, inna biegać przy działach w razie potrzeby, przydałby się też ktoś od nawigacji i naprawy. To całkiem sporo i tu kolejny zarzut wobec gry.

Ekipa może składać się z maksymalnie czterech graczy, co oznacza, że jedna osoba musi być odpowiedzialna za kilka rzeczy. Trudno stwierdzić czy jest to świadome ograniczenie ze strony twórców, żeby wymusić na graczach intensywną współpracę czy kwestia techniczna, niemniej jest to rzecz dosyć problematyczna. Łatwo się zniechęcić, kiedy kolejny raz idzie się spać z rybami, ponieważ łajba na całkowicie rozwiniętych żaglach nie zdążyła ominąć skały czy wpakowała się wprost na wyspę. Należy jednak docenić, że mechanika poruszania się po szerokich wodach jest świetna. W końcu to gra o eksplorowaniu mórz i oceanu, więc sprowadzenie sterowania statkiem tylko do kręcenia sterem byłoby absurdalne. Po paru godzinach praktyki i zgranej załodze pływanie daje mnóstwo satysfakcji, ale niestety też się nudzi.

Tło fabularne praktycznie nie istnieje. Questy ograniczono do trzech rodzajów. Albo szukamy skrzyń ze skarbami, które potem sprzedajemy za grosze u NPCów, albo mamy za zadanie zabić parę szkieletów, albo upolować jakieś zwierzę. To wszystko przeplatane bitwami morskimi i to w zasadzie tyle. Czy to wystarczy, żeby gra wciągnęła na więcej niż kilkanaście godzin? Niekoniecznie, ale wygląda, że to kwestia indywidualna, ponieważ pomimo faktu, że gra swoją premierę miała zaledwie kilka dni temu, można w niej spotkać już naprawdę doświadczonych graczy, z wysokim poziomem.

Losowość ratuje tę produkcję. Największej przyjemności nie sprawia robienie questów, ale nieprzewidywalność morskiej podróży. Pogoda bywa bardzo kapryśna i może być wrogiem równie niebezpiecznym co inni gracze. Najlepiej bawiłem się kiedy wraz paroma innymi graczami zostaliśmy zaskoczeni przez sztorm i jednocześnie inny statek, który uznał, że to idealny moment na abordaż. Bitwa morska na ogromnych falach i w świetle piorunów dała iście hollywoodzki efekt.

Tytuł zdecydowanie ma w sobie coś z "Piratów z Karaibów" i mimo oczywistych wad, mógłbym polecić Sea of Thieves, właśnie fanom przygód kapitana Jacka Sparrowa. Bardzo dobrze oddaje klimat morskich podróży, ma przyjemną oprawę audiowizualną. Nadzieję na przyszłość daje ogromny potencjał produkcji. Wspomniane na początku No Man’s Sky po tragicznej premierze, miesiącach modyfikacji i patchów stało się bardzo grywalną produkcją i bardzo możliwe, że ten sam los czeka grę od studia Rare.

Jeżeli masz kolegę lub dwóch, którzy akurat mają trochę czasu, to warto spróbować wspólnie zagrać, tym bardziej, że Sea of Thieves dostępne jest w wersji próbnej, za darmo w ramach Xbox Game Pass.W grze przydałby się solidny samouczek, więcej, dużo więcej zawartości i w zasadzie nie miałbym się do czego przyczepić. Losy tego tytułu z pewnością będę śledził, ale wrócę do niego zapewne dopiero za parę miesięcy. Miejmy nadzieję, że ta łajba nie pójdzie na dno.

JB

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Sea of Thieves
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy