Resident Evil 7 - recenzja

Resident Evil VII /materiały prasowe

Capcom od dłuższego czasu nie potrafił przywrócić serii Resident Evil dawnego blasku. Czy udało się to przy okazji siódmej części?

Resident Evil 7 to jedna z najbardziej oczekiwanych gier początku roku. Po okresie posuchy taka premiera to prawdziwy przebój, na który rzuciliśmy się jak wygłodniały zombie na soczyste mięso. Mieliśmy wielką nadzieję, że siódmej części kultowej serii będzie bliżej do jej pierwszych odsłon, do Silent Hilla czy do PT. I nie zawiedliśmy się! Capcom wykonał świetną robotę i w naszej opinii udało mu się przywrócić "Residentowi" dawny blask. Ale po kolei...

Capcom postanowiło trochę namieszać w swojej wizji Resident Evil. Ostatnim częściom serii bliżej było do shooterów niż do survival horrorów czy horrorów z elementami akcji. W "siódemce" powrócono do bardziej pierwotnej koncepcji straszenia - zdecydowanie większy akcent położono w niej na atmosferę, projekty poziomów, kreacje napotykanych stworów... Aby zwiększyć immersję, zmieniono widok TPP na FPP. W Resident Evil 7 całą akcję obserwujemy z oczu bohatera (o którym za chwilę). Poza tym twórcy porzucili tradycyjne zombie i przygotowali nowe, interesujące kreatury, którym stawiamy czoła. Zmieniło się też otoczenie i atmosfera...

Reklama

Otóż w Resident Evil 7 wcielamy się w niejakiego Ethana Wintersa, który wyrusza na poszukiwania zaginionej małżonki. W tym celu udaje się do Luizjany, która okazuje się szalenie nieprzyjaznym miejscem. Miejscowe bagna i opuszczone domostwa od pierwszej chwili wprowadzają nas w stan niepokoju, który później jest cały czas skutecznie podkręcany. Niedługo po rozpoczęciu rozgrywki Ethan trafia pod dach do rodziny Bakerów. Okazuje się, że rodzinka ma nie po kolei w głowie i że najlepiej czym prędzej opuścić jej posiadłość. Nie będzie to jednak takie łatwe.

To, co najważniejsze w takiej grze, jak Resident Evil 7, czyli atmosfera, jest jednym z największych plusów nowej produkcji Capcomu. Autorzy w sposób perfekcyjny stworzyli klimat ciągłej niepewności, lęku i zaszczucia. Co i rusz zaskakują nas ciekawymi pomysłami czy psychodelicznymi kreacjami, dzięki czemu trudno jest się przyzwyczaić do stosowanych sposobów straszenia i aż do samego końca możemy spodziewać się chwil, podczas których będzie nam się podnosić ciśnienie. Spodobał nam się także pomysł z kasetami wideo, które odnajdujemy w różnych miejscach i które możemy odtwarzać. W ten sposób udało się twórcom jeszcze mocniej podkreślić atmosferę.

W Resident Evil 7 jest dużo nowego, ale i trochę starego. Autorzy po raz kolejny wykorzystali pomysł z leczeniem przy użyciu ziół, ograniczeniem naszego ekwipunku czy sposobem zapisywania stanu gry. W nowym "Residencie" także eksplorację, survival i strzelanie wymieszano w proporcjach przywodzących na myśl pierwsze części serii. Po zagraniu w demo spodziewaliśmy się, że po broń będziemy tutaj sięgać rzadko. W rzeczywistości jest inaczej - okazji do strzelania pojawia się całkiem sporo.

Resident Evil 7 posiada znakomitą oprawę audiowizualną. Przemierzane lokacje zostały zaprojektowane i wykonane z taką pomysłowością oraz dbałością o detale, że powinno się je pokazywać na studiach dla przyszłych twórców gier. Każdy zakamarek sprawia wrażenie dobrze przemyślanego i nieprzypadkowego. Jakość tekstur jest pierwszorzędna, a światło i cienie znakomicie spełniają swoją rolę. Także projekty postaci - przede wszystkim naszych przeciwników - robią świetne wrażenie. A udźwiękowienie? Robi wszystko to, co powinno, aby podkreślić klimat gry i umiejętnie straszyć gracza.

Capcom, pracując nad swoim pomysłem na Resident Evil 7, podjął same dobre decyzje, a następnie niezwykle umiejętnie wprowadził swoją wizję w życie. To absolutnie pierwszoligowy - ba, ekstraklasowy! - survival horror, w który powinien zagrać każdy fan gatunku. Przejście gry powinno wam zająć około 10 godzin. Nie pożałujecie ani minuty z nią spędzonej.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Resident Evil 7
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy