Resident Evil 4

"Resident Evil 4"... W chwili obecnej nie potrafię myśleć o czymś innym. Po tym, jak do czytnika "Gacusia" włożyłem płytkę z grą Capcomu, świat zewnętrzny przestał dla mnie istnieć. "RE4" po prostu szokuje. I robi to w taki sposób, że nie da się... po prostu nie da się odejść od konsoli.

"Resident Evil 4"... W chwili obecnej nie potrafię myśleć o czymś innym. Po tym, jak do czytnika "Gacusia" włożyłem płytkę z grą Capcomu, świat zewnętrzny przestał dla mnie istnieć. "RE4" po prostu szokuje. I robi to w taki sposób, że nie da się... po prostu nie da się odejść od konsoli.

O tym, że to hit, na pewno już wiecie. Zresztą to akurat było wiadomo po pierwszym pokazie gry. Ale nie wiecie jeszcze, jak wielkim hitem jest czwarta część "Residenta" - i to Wam właśnie wyjaśnię.

Fabuła jest dosyć prosta - siedem lat temu, w 1998 roku, Racoon City zaatakowały zombiaki, co było winą międzynarodowego koncernu farmaceutycznego - Umbrelli (Parasol). W końcu prezydent w obawie przed rozprzestrzenieniem się zarazy nakazał sterylizację Racoon City (czyt. zrównanie miasta z ziemią). Wybuch jądrowy zniszczył miasto i wydawało się, że jest po kłopocie. Na skutek działań rządu przestał istnieć również winowajca tragedii - organizacja Umbrella.

Mamy jesień 2004 roku, Leon S. Kennedy (jeden z bohaterów "RE2") ma zostać dowódcą jednostki odpowiedzialnej za ochronę rodziny nowego prezydenta USA i działającej pod jego(prezydenta) dowództwem. Traf chciał, że zanim do tego doszło, córka prezydenta Grahama została uprowadzona i jak nietrudno się domyślić - to my mamy ją odnaleźć. Wyruszamy do pewnej wioski w Hiszpanii, gdzie widziano dziewczynę podobną do poszukiwanej. Niezwykle szybko okazuje się, że tutejsi mieszkańcy nie są przyjaźnie nastawieni do obcych, bo już pierwszy napotkany przez nas wieśniak atakuje Leona toporem, a przecież do wioski jeszcze kawałek. Ten jednak nie panikuje i neutralizuje swojego niedoszłego oprawcę. Problem w tym, iż przed domem czeka już na nas komitet powitalny w liczbie trzech panów z kosami, widłami i temu podobnymi atrakcjami. Oczywiście dwóch hiszpańskich policjantów, którzy przywieźli bohatera na miejsce, już nie żyje.

W tym momencie zaczyna się akcja, która nie kończy się już do samego końca. Co chwile ktoś lub coś nas atakuje. Jest niezwykle dynamicznie i efektownie, a akcja nie zwalnia ani na moment i nie łudźcie się, że jest inaczej. Ot, wychodzimy z wioski i idziemy w dół małego wąwozu kamiennymi schodkami, niczego się nie spodziewając. Nagle trzech wieśniaków zrzuca z góry ogromny głazy, a my - jak nietrudno się domyślić - musimy uciekać. I tu kryje się kolejny rewelacyjny patent! A mianowicie znane z "Shenmue" QTE (Quick Time Events). Generalnie chodzi o to, że na ekranie przez krótki czas pokazuje nam się jakaś sekwencja przycisków, a my musimy ją "wystukać" na padzie. Efekty potrafią być naprawdę niesamowite, a scenki jakie obejrzyjcie pozostaną wam w pamięci na długo (tu cichutko wspomnę o pojedynku Leon vs Krauser). Jeśli Krauser brzmi dla was znajomo, to nie bez powodu, bo nie jest to jedyna postać z wcześniejszych części serii, która pojawia się w "RE4". Ale wracając do akcji, która jest przecież głównym punktem nowego "Residenta", wyobraźcie sobie sytuację, w której po wybiciu kilku wieśniaków wchodzicie do domu, a ten momentalnie wieśniacy okrążają i próbują się do niego dostać. Najważniejszy jest jednak sposób, w jaki to robią i w jaki Leon się przed tym broni. Parter, wieśniacy dobijają się do drzwi, więc bohater szybko je barykaduje, to samo z oknami. Ale gdy wejdziecie na górę, wieśniacy będą już tam na was czekać. Z różnymi ostro zakończonymi przedmiotami w dłoniach. Jak to zrobili? Podstawili drabiny i podczas, gdy Ty barykadowałeś drzwi, oni spokojnie wchodzili na górę. W przerwach między wybijaniem kolejnych wrogów odpychasz drabiny, które są co rusz podstawiane i myślisz, że zbliżasz się do końca. Wybiłeś wszystkich na pierwszym piętrze. Myślisz, że to koniec? Nic bardziej mylnego - koleś z workiem na głowie i piłą spalinową w ręku właśnie sforsował drzwi!

Jeśli jesteś przyzwyczajony do tego, że w "Residencie" do wyboru było kilka broni, to powinieneś jak najprędzej zapomnieć o starych nawykach. Tym razem Capcom zaserwowały nam tony broni. Najzwyklejszego pistoletu mamy 3 rodzaje, tak samo zresztą jak i shotguna. Oczywiście oprócz nazwy różnią się np. siłą ognia, pojemnością magazynka, czasem przeładowywania i szybkostrzelnością. W czasie gry poszczególne gnaty można ulepszać, dzięki czemu strzelają coraz szybciej, mocniej, itd. Co ważne, jeśli zdecydujecie się przechodzić grę drugi raz, a przy pierwszym przejściu wykonacie dodatkowe misje, to będziecie mogli (za drugim razem) zdobyć konkretne bonusy - np. bazooke czy karabin maszynowy z nieograniczoną amunicją. Amunicji co prawda w "RE4" nie brakuje, ale czasami stan magazynka jest na prawdę krytyczny, więc takie dodatki z pewnością się przydadzą. Przecież nikt nie lubi podchodzić do starcia z bossem z trzema nabojami w magazynku.

Właśnie - bossowie, bo przecież w każdej odsłonie serii tacy przeciwnicy występowali. W czwórce jest ich całkiem sporo i choć nie są trudni(powiedziałbym wręcz, że nie ma trudności) to powalają designem. Ludzie z Capcomu na prawdę się natrudzili i nie dość, że bossi są niezwykle różnorodni to miejsca walk też się od siebie diametralnie różnią.

Pod względem technicznym "czwórka" to krótko i zwięźle mówiąc mistrzostwo świata. Postać Leona wygląda po prostu kapitalnie, tak jak i inne "główne" postaci. Wieśniacy nie mają już co prawda tyle detali, ale też wyglądają po prostu nieziemsko, a do tego czasem na ekranie są ich całe hordy. Zresztą tego, co dzieje się na ekranie, nie da opisać się w ludzkim języku. W niektórych momentach do kilku(nastu) postaci na ekranie trzeba dołożyć jeszcze efektowne eksplozje i masę innych efektów, a animacja nie zwalnia nawet na chwilę! Naprawdę, w czasie całej swojej przygody z nowym dziełem panów z Capcomu nie zauważyłem nawet jednego zwolnienia animacji. A przecież "RE4" to jedna z najładniejszych (jeśli nie najładniejsza) gier tej generacji. Mało jest nawet na Xboxie produkcji, które prześcigają tę grę pod względem technicznym. Do tego środowisko w grze jest interaktywne w dosyć dużym stopniu. Np. drzwi można rozwalić shotgunem, a przez okno wyskoczyć. Nie są to może rzeczy powalające na kolana, ale widać, że zadbano tu o najmniejsze detale.

Jak się ma czwarta część do poprzednich odsłon serii? Jest na pewno inna. O ile poprzednie części nastawione były głównie na aspekty przygodowe, ze strzelaniem w tle, o tyle tutaj jest na odwrót. Niektórym faktycznie może się to nie spodobać, ale moim zdaniem taki powiew świeżości był konieczny w skostniałej już serii. Ogółem "RE4" to gra prawie doskonała. Nie ma tu może epickiej fabuły, ale jest za to niesamowita grywalność, dzięki czemu "RE4" nie jest zdecydowanie grą "na jeden raz". Co dla mnie nietypowe, już przy pierwszym przejściu odkryłem dosłownie wszystkie sekrety i przeszedłem wszystkie mini-gry. Dla mnie "RE4" jest jedną z najlepszych gier, jakie kiedykolwiek powstały i najlepszą bez wątpienia grą tej generacji. Bo ani "Halo", ani żaden inny tytuł, który pojawił się na konsolach obecnej generacji, nie dał mi aż tyle radochy.

Reklama
INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy