Red Faction: Guerilla Re-Mars-tered - recenzja

Red Faction: Guerilla Re-Mars-tered /materiały prasowe

​Gdy usłyszeliśmy o wznowieniu Red Faction: Guerilla, w pierwszej chwili pomyśleliśmy, że to niepotrzebne przedsięwzięcie. Jaka jest nasza opinia po zagraniu w remaster?

Jesteśmy właśnie w środku sezonu ogórkowego w branży gier wideo, co skrzętnie wykorzystują producenci i wydawcy, którzy nie mieliby szans przebić się ze swoimi tytułami jesienią czy zimą. THQ Nordic nie jest może firmą ani małą, ani biedną, ale już produkcja, o której rozmawiamy, nie wzbudza dużych emocji. Jednak na bezrybiu (na Marsie?) i rak ryba, więc postanowiliśmy spróbować. Red Faction: Guerilla Re-Mars-tered okazał się niezłą strzelanką, którą trapi jednak kilka bolączek.

Gwoli przypomnienia, Red Faction: Guerilla zadebiutowała w 2009 roku, w wersjach na pecety, Xboksy 360 oraz PlayStation 3. Gra wniosła sporo świeżości do serii, zmieniając perspektywę z pierwszoosobowej na trzecioosobową oraz konwencję z liniowej na otwarty i do tego duży świat. Gdy ukazała się prawie dekadę temu, przypadła do gustu recenzentom i samym graczom. A czy ma szansę podobać się i dziś?

Reklama

W Red Faction: Guerilla - podobnie jak w poprzednich częściach serii - przenosimy się do odległej przyszłości, na skolonizowanego przez ludzi Marsa. Głównym bohaterem jest Alec Mason, który przylatuje na Czerwoną Planetę do pracy. Jednak po tym, jak ginie jego brat, postanawia przyłączyć się do działającego na miejscu ruchu oporu, walczącego o uwolnienie planety od rządów organizacji Earth Defence Force.

Red Faction: Guerilla Re-Mars-tered nie zmienia nic w konwencji znanej z oryginału. Mamy tu więc do czynienia z sandboksową, trzecioosobową strzelanką, w której biegamy i jeździmy po sporych obszarów mapie, wykonujemy zadania fabularne i poboczne, walczymy z wrogiem i odbijamy kontrolowane przez niego obszary. I przy tej okazji możemy wspomnieć o największej bolączce gry. Chodzi o konstrukcję zadań - większość z nich polega na zniszczeniu jakiegoś celu albo wybiciu wszystkich wrogów w określonym miejscu - oraz o ich powtarzalność. Jak na dzisiejsze standardy, rozgrywka jest zbyt schematyczna i nieurozmaicona. Być może dziewięć lat temu wystarczającym atutem był sam otwarty świat, ale dzisiaj oczekuje się od strzelanek czegoś więcej niż sama swoboda działania.

Jednak zaserwowana w Red Faction: Guerilla Re-Mars-tered rozwałka potrafi zapewnić rozrywkę na dobre kilka godzin. Cieszy nie tylko strzelanie do wrogów, ale także coś, co w dniu premiery oryginału wzbudzało zachwyty, a mianowicie model zniszczeń. Co ciekawe, po dziewięciu latach możliwości destrukcji otoczenia w dalszym ciągu robią wrażenie. W grze możemy roznieść w pył prawie wszystko - budynki, pojazdy czy elementy marsjańskiej "przyrody". To nie tylko sprawia frajdę, ale także pozwala na stosowanie różnego rodzaju taktyk (możemy przygotować sobie teren pod nadchodzącą potyczkę z wrogiem) oraz pozyskiwanie złomu, który następnie możemy zamienić na nową broń oraz ulepszenia tej już posiadanej (w naszym arsenale mogą się znaleźć strzelby, karabiny, wyrzutnie rakiet czy ładunki wybuchowe).

Red Faction: Guerilla Re-Mars-tered zawiera podstawową treść znaną z oryginału (która wystarczy na kilkanaście godzin zabawy), wydany później dodatek (kolejne dwie-trzy godziny rozgrywki), opcję multiplayer (prawdę pisząc, przeciętnie interesującą) oraz moduł kooperacji. To solidna dawka rozgrywki, ale docenicie ją tylko, jeśli nie będzie wam doskwierała wspomniana wcześniej powtarzalność.

Oczywiście w remasterze poprawiono grafikę, która, przypomnijmy, w dniu premiery oryginału raczej nie zachwycała. Nie zachwyca i teraz, ale jest niezła i raczej żaden jej aspekt nie razi. W Red Faction: Guerilla Re-Mars-tered pojawiły się całkiem nowe tekstury, trochę nowych efektów specjalnych, nowoczesny system oświetlenia i cieniowania, a do tego twórcy pozwolili nam się bawić w 60 klatkach na sekundę na każdej z platform, na które trafiła gra (czyli na PC, PS4 i XONE).

Red Faction: Guerilla Re-Mars-tered sprawia wrażenie remastera, o który nikt nie prosił i który został stworzony "z braku laku". To mimo wszystko niezła strzelanka, ale w dzisiejszych czasach oczekujemy od tego rodzaju gier czegoś więcej. A już w szczególności oczekujemy większej różnorodności i porywających zadań do wykonania. Polecamy raczej wyłącznie fanom serii i marsjańskich klimatów.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy