Railway Empire - recenzja

Railway Empire /materiały prasowe

Tęsknicie za czasami, gdy tycoony trafiały do sklepów równie regularnie, co dziś gry akcji? Cóż, nie wiadomo, czy one kiedykolwiek wrócą...

... ale na szczęście nie przepadły całkowicie. Przypomina nam o tym Railway Empire - strategia ekonomiczna, w której skupiamy się na zarządzaniu przedsiębiorstwem kolejowym w Stanach Zjednoczonych. Przy okazji możemy zapoznać się z historią kolejnictwa w Ameryce Północnej. Jednak musimy uzbroić się w cierpliwość, bo początek z tą grą może nastręczyć nie lada trudności.

To wina samouczków, które, owszem, są w Railway Empire obecne, ale wielu elementów nie wyjaśniają tak jasno, jak powinny. Gdyby autorzy zadbali o bardziej przejrzyste wyjaśnienia, już od pierwszych chwil moglibyśmy się cieszyć naprawdę dobrą grą. Bo tak, Railway Empire jest nią bez wątpienia, ale zaczynamy to dostrzegać dopiero po kilku godzinach, gdy zrozumiemy wszystkie mechanizmy i opanujemy w stu procentach interfejs. Przede wszystkim - mechanikę budowania torów, która w takiej grze, jak ta, powinna zostać zrealizowana znacznie lepiej.

Reklama

Autorzy zawarli w Railway Empire kilka trybów zabawy. Głównym z nich jest kampania, na którą składają się scenariusze inspirowane różnymi epokami w rozwoju kolejnictwa w USA. Nie musimy przechodzić ich wszystkich po kolei - możemy równie dobrze wybierać i realizować je pojedynczo. Ponadto dano nam możliwość swobodnej rozgrywki (gdzie sami ustalamy warunki początkowe), a także zabawy w stylu "sandbox" (z odblokowanymi wszystkimi elementami). Napisalibyśmy, że to w zupełności wystarczy, gdyby tylko scenariuszy było nieco więcej.

Na szczęście wynagradzają nam to plansze. Są ogromne, dopracowane i mieszczą się w różnych regionach Stanów Zjednoczonych. W każdej z misji mamy do wykonania nie tylko zadania główne, ale także poboczne. Przejście niektórych scenariuszy zajmuje nawet do dwóch godzin. Zabawę można sobie ułatwić, wyłączając realizm pociągów (te zaczynają wtedy przez siebie przenikać, dzięki czemu nie musimy budować mijanek czy połączeń równoległych), ale według nas gra na tym traci.

Połączenia kolejowe, które tworzymy i którymi później zarządzamy, służą nie tylko do przewozu pasażerów i przesyłek pocztowych między miastami, ale także do transportowanie różnego rodzaju dóbr z farm i kopalń (to ta gałąź przynosi najwięcej pieniędzy). Zresztą na tym zabawa się nie kończy. W Railway Tycoon sami możemy kupować fabryki i czerpać zyski z ich działalności, a także stawiać budynki, która poprawiają atrakcyjność okolicy i ściągają do danego miasta więcej ludzi.

W tym wszystkim pojawia się jeszcze konkurencja, która stara się odebrać nam jak największy kawałek tortu. Co ciekawe, możemy z nią rywalizować nie tylko w legalny, ale również w brudny sposób, decydując się sabotaż oraz inne nieczyste zagrywki. Szkoda tylko, że autorzy nie pozwolili nam na rozgrywkę z innymi graczami przez sieć. To byłaby dopiero zabawa!

Oprawa Railway Tycoon nie rzuca może na... tory, ale twórców na pewno należy pochwalić za odwzorowanie poszczególnych rejonów Stanów Zjednoczonych (na różnorodność i krajobrazy nie sposób narzekać) oraz za odwzorowanie lokomotyw (w grze znalazło się ich w sumie prawie 40) i wagonów. Nieźle prezentują się także miasta, w których odwzorowano istotne, historyczne szczegóły, i które z czasem ewoluują, m.in. w zależności od naszych działań.

Testowaliśmy Railway Tycoon w wersji na pecety, ale gra jest dostępna także na konsolach. Widać, że interfejs został opracowany w taki sposób, aby rozgrywka była w miarę wygodna także na dużych ekranach i padach. Niestety, z tego, co nam wiadomo, wersje konsolowe w dalszym (po)ciągu nie doczekały się tłumaczeń na język polski. Tak czy inaczej, to obecnie - pomimo kilku wad - jeden z najlepszych tycoonów, w które można zagrać zarówno na komputerach, jak i na konsolach (szczególnie na tych drugich).

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama