Outriders - recenzja

Outriders /materiały prasowe

​Grając w przedpremierowe demo Outriders, nie potrafiłem zachwycić się nową grą polskiego studia People Can Fly.

Po spędzeniu kilku wieczorów z pełną wersją w dalszym ciągu uważam, że daleko jej do ideału, niemniej to... bardzo przyjemna, kooperacyjna strzelanka, która potrafi wciągnąć! Wcale nie dziwi mnie popularność, jaką zyskała na Steamie, gdzie liczba graczy bawiących się jednocześnie wynosiła w ostatnich dniach średnio blisko 80 tysięcy (a w szczytowym momencie 125 tysięcy). A to przecież tylko Steam. Gra trafiła też na Xboksy oraz PlayStation. W tym pierwszym przypadku abonenci usługi Game Pass otrzymują ją w cenie. Tak więc nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że każdego dnia bawi się przy niej po kilkaset tysięcy osób.

Reklama

Jedną z rzeczy, które przyciągają do Outriders, jest atrakcyjna kreacja świata gry. People Can Fly przenosi nas w odległą przyszłość, na planetę Enoch, która stała się nowym domem dla uciekających z Ziemi ludzi. Okazuje się jednak, że jej powierzchnia wcale nie jest taka przyjazna do życia, jak się wydawało. Co i rusz można na niej napotkać na tajemnicze anomalie, które część mieszkańców pozbawiła życia, a części... dały nadludzkie umiejętności. Wykreowany przez nas bohater (lub bohaterka) należy do tej drugiej grupy. Na pewien czas zostaje zahibernowany i wybudzony po latach. W czasie, gdy resztki ludzkości walczą o przetrwanie z grasującymi dookoła potworami.

Fabularnie Outriders wypada całkiem przyzwoicie, ale trzeba przyznać, że wątek główny rozwija się ospale. Poza tym, jeśli chcecie się porządnie wgryźć w świat gry i opowiedzianą historię, musicie zaangażować się w misje poboczne. Wykonując jedynie te obowiązkowe, poznacie jedynie cząstkę tego, co wymyślili scenarzyści i projektanci z People Can Fly.

Nie chcę spychać fabuły na drugi plan, ale nie da się ukryć, że Outriders kupuje się przede wszystkim dla strzelania. A to wypada naprawdę dobrze. Nawet bardzo dobrze. Eliminowanie kolejnych stworów daje mnóstwo przyjemności. Feeling związany ze strzelaniem jest świetny, a z każdej broni strzela się trochę inaczej. Gra korzysta - wzorem chociażby Gears of War, do którego jest często porównywana - z systemu osłon, ale wydaje mi się, że jest w niej więcej otwartych starć niż w "Gearsach". Ciekawym rozwiązaniem jest porzucenie mechaniki apteczek czy innych przedmiotów odnawiających zdrowie. Bohater odzyskuje zdrowie... zadając wrogom obrażenia i pokonując ich. To sprawia, że rozgrywka jest niezwykle intensywna i agresywna.

W Outriders możemy wybrać jedną z czterech klas postaci: piromantę, manipulanta, niszczyciela lub technomantę. Każda z nich otrzymała odrębne, rozłożyste drzewko umiejętności, na które składają się zdolności zarówno aktywne, jak i pasywne. Jednak na tym personalizacja bohatera się nie kończy. People Can Fly wymyśliło jeszcze pasywne modyfikatory ekwipunku (jest ich tutaj w sumie ponad setka) i unikalne modyfikacje dla poszczególnych klas, a do tego dochodzą przeróżne przedmioty przypisane do pięciu poziomów rzadkości. Tak więc, jak widzicie, Outriders to strzelanka o mocno erpegowym zabarwieniu.

People Can Fly przygotowało dla graczy kampanię single player, która dla wielu z nich będzie - całkiem przyzwoitym i bardzo długim (na kilkadziesiąt godzin!) - wprowadzeniem do modułu sieciowego. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie problemy techniczne. Zaczęło się od tego, że pękające w szwach serwery zaczęły zawodzić i trudno było się z nimi połączyć. Na szczęście ten problem został już raczej na dobre zażegnany. Ale pozostało wiele innych. O co chodzi? Ano, o to, że gra czasem wyjdzie do pulpitu, czasem zacznie poważnie lagować, czasem coś się zablokuje, czasem matchmaking połączy nas z graczem, który jest kilka poziomów wyżej od nas... Możliwych przeszkód, dzielących nas od przyjemnej i bezproblemowej zabawy, jest naprawdę sporo i przed twórcami mnóstwo pracy, jeśli gra ma utrzymać wysokie pozycje w rankingach popularności.

Szkoda, że w Outriders nie da się grać offline, bo myślę, że byłaby to przyjemna forma zabawy, a już na pewno dobra alternatywa dla multiplayera z zawodzącym matchmakingiem i problemami technicznymi. Jest to posunięcie o tyle dziwne, że gra nie ma nawet systemu mikrotransakcji (co akurat oczywiście się chwali).

Outriders to gra, którą mogę polecić zarówno zwolennikom single playera, jak i tym, którzy preferują zabawę kooperacyjną. Jednak tym drugim sugeruję poczekać, aż twórcy dopracują warstwę techniczną. Sądzę, że może to potrwać kilka tygodni. Wtedy śmiało dodajcie do ostatecznej oceny jedno oczko.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Outriders
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama