Oddworld: Soulstorm - recenzja

Oddworld: Soulstorm /materiały prasowe

Oddworld to seria, która dołożyła przynajmniej kilka cegiełek do budowy popularności gatunku platformówek.

Pierwsza część, która ukazała się w 1997 roku (Oddworld: Abe's Odyssey), była jedną z gier, której posiadacze komputerów mogli zazdrościć właścicielom PlayStation (wówczas była to pierwsza generacja). Podobnie było z wydanym rok później sequelem. W późniejszym czasie Oddworld miewał swoje lepsze i gorsze momenty, ale w ogólnym rozrachunku to jedna z najbardziej uznanych serii platformówek. Wielu starszych graczy poczuło pewnie ukłucie nostalgii, gdy Sony poinformowało, że jej kolejna odsłona - Oddworld: Soulstorm - zadebiutuje 6 kwietnia m.in. w ramach usługi PlayStation Plus. Jednak czy to aby na pewno powód do radości?

Reklama

Oddworld: Soulstorm przedstawia ciąg dalszy historii Mudokona imieniem Abe. W momencie, w którym go ponownie spotykamy, cieszy się sławą bohatera, który uratował trzystu pobratymców przed uciskiem niecnych Glukonów. W opowieść wprowadza nas kapitalnie wyreżyserowane i animowane intro, o którym jednak dość szybko zapominamy, gdy okazuje się, że gra...

... tak dobrze się już nie prezentuje. Oczywiście nie spodziewałem się, że Oddworld: Soulstorm będzie w całości wyglądał jak prerenderowana animacja, ale jednak liczyłem na coś więcej. Gra jest ładna, ale spodziewałem się, że zobaczę przy niej fajerwerki na miarę next-genowego exclusive'a. Do niczego takiego nie doszło.

Pod względem rozgrywki Oddworld: Soulstorm nawiązuje do swoich poprzedniczek. To klasyczna platformówka, w której przemierzamy kolejne plansze, obserwując akcję z perspektywy bocznej. Biegamy, skaczemy, rozprawiamy się z wrogami, czasem przekradamy się za ich plecami, unikamy różnego rodzaju zagrożeń, a także rozwiązujemy całkiem nieźle pomyślane łamigłówki.

Jednak to, co bawiło kiedyś, niekoniecznie będzie bawiło dzisiaj. Ja, spędzając czas z Oddworld: Soulstorm, czułem, jakbym grał w znacznie starszą grę, jedynie wzbogaconą o nowoczesną oprawę. Autorzy wykonali kilka zabiegów mających na celu wzbogacenie rozgrywki. Kamera stała się o wiele bardziej dynamiczna - nie tylko przesuwa się, ale także obraca, ukazując Abe'a to bardziej z przodu, to znowu nieco z tyłu. To może się podobać. Poza tym zabawa została wzbogacona o system craftingu. Sprawia on jednak wrażenie dodanego na siłę i niepotrzebnego.

Oddworld: Soulstorm wymaga od gracza dużej precyzji, ale czasem nie możemy sobie poradzić z jakimś fragmentem nie dlatego, że mylimy przyciski czy wykonujemy ruch zbyt późno lub zbyt wcześnie, ale dlatego, że kamera coś niedokładnie pokazała lub nasza postać się zablokowała. Albo zablokował się przeciwnik, którego mieliśmy ominąć. Takich technicznych wpadek jest więcej i miejmy nadzieję, że twórcy wyeliminują je w nadchodzących tygodniach.

Na szczęście o wiele lepiej spisały się osoby odpowiedzialne za optymalizację. Gra w wersji na PlayStation 5 działa w rozdzielczości 4K i w stałych 60 klatkach na sekundę, bez jakichkolwiek przycięć. Jednak na spadki płynności można rzekomo natrafić, bawiąc się przy wersji na komputery osobiste.

Oddworld: Soulstorm to gra, którą posiadacze PlayStation 5 otrzymują w ramach abonamentu PlayStation Plus w kwietniu, w towarzystwie Days Gone i Zombie Army 4. Jeśli należysz do tej grupy, zgrzeszyłbyś, nie wypróbowując nowej platformówki z pociesznym Mukodonem w roli głównej.

Jeżeli jednak grasz na PlayStation 4 lub na pececie, będziesz musiał wydać na nią kolejno 209 lub 169 złotych. W tej sytuacji sugerowałbym się dwa razy zastanowić i powrócić do myślenia o tej grze, gdy jej cena spadnie poniżej stu złotych. Jeśli w ogóle kręci was powrót do zabawy w stylu lat dziewięćdziesiątych, tyle że w nowoczesnej oprawie.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama