Mirror's Edge Catalyst - recenzja

Gracze od lat domagali się kontynuacji Mirror's Edge. Co prawda Mirror's Edge Catalyst nie jest bezpośrednim sequelem...

... tylko spin-offem, ale to nie ma większego znaczenia. Najważniejsze, że to kolejna duża porcja szalonego parkouru na dachach i we wnętrzach wieżowców (choć nie tylko tam - w nowej odsłonie schodzimy bowiem także pod ziemię!) oraz że w roli głównej ponownie wystąpiła ponętna Faith. Czy jednak to wystarczy, aby uczynić z Mirror's Edge Catalyst przebój przez duże "p"? Niestety, nie wystarczy, co uzasadniamy szerzej w tej recenzji...

Najpierw kilka słów o fabule. Mirror's Edge Catalyst miał otrzymać wyraźnie lepszy scenariusz niż "jedynka", tymczasem... otrzymał jeszcze słabszy. Gra przenosi nas do Miasta Szkła i pozwala wcielić się we wspomnianą Faith, która - jako jedna z tzw. Sprinterów - toczy walkę z bezdusznymi korporacjami, starającymi się w stu procentach zapanować nad społeczeństwem. Sposób, w jaki została poprowadzona ta opowieść o walce ruchu oporu z ciemiężycielem, nie jest ani oryginalny, ani interesujący. Historia prezentuje się tak, jakby została napisana w kilka wieczorów przez przeciętnej klasy scenarzystę. To, z czym stykamy się w Mirror's Edge Catalyst, wszędzie już widzieliśmy - zarówno, jeśli chodzi o treść, jak i o formę.

Reklama

Czas na kilka zdań o rozgrywce. Ta w dużej mierze przypomina to, z czym zetknęliśmy się w pierwszym Mirror's Edge. Stanowi połączenie parkouru - ekwilibrystycznego biegania i skakania po Mieście Szkła - z walką wręcz. Autorzy na ten drugi element położyli większy nacisk niż w "jedynce", co nie wyszło grze na dobre. Pojedynki ze strażnikami bywają irytujące i dość szybko stają się nudne, gdyż polegają tylko na bieganiu wokół oponentów i szukaniu okazji do skutecznego ataku - i tak w kółko. Ominąć się ich nie da - jeśli twórcy zaplanowali, że w danym miejscu musimy walczyć, to rzeczywiście musimy. Trzeba z tym jakoś żyć.

Na szczęście mechanika parkouru prezentuje się znacznie lepiej i w dalszym ciągu stanowi główną zaletę gry. Biegając i skacząc po wielopiętrowych budynkach, czuliśmy się naprawdę swobodnie i z przyjemnością wykonywaliśmy kolejne akrobacje. Akcję śledzimy, podobnie jak w pierwowzorze, z oczu Faith, co dodaje rozgrywce dynamiki i pozwala lepiej się wczuć w rolę parkourowca. Jedyny minus polega na tym, że w Mirror's Edge Catalyst musimy powtarzać (czasem wielokrotnie) poszczególne fragmenty gry, co po pewnym czasie zaczyna nużyć. Wiąże się to jednak ściśle z tym, że...

... EA DICE (to autorzy gry) wprowadziło w Mirror's Edge Catalyst otwarty świat, który wymaga od nas pokonywania tych samych ścieżek w te same miejsca po kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt razy w ciągu całej zabawy. Jednak w zamian otrzymujemy jeszcze większą swobodę niż dotychczas oraz całe mnóstwo aktywności, rozsianych po Mieście Szkła. Z początku mamy dostęp tylko do kilku z nich, ale później na mapie zaczyna się wręcz roić od znaczków. Grając w Mirror's Edge Catalyst, czuliśmy się trochę, jakbyśmy bawili się kolejną grą od Ubisoftu. Nic w tym złego, rzecz jasna, choć musimy przyznać, że wśród przygotowanych przez twórców aktywności przydałaby się większa różnorodność.

Mirror's Edge Catalyst posiada świetny system sterowania. Jest on tak intuicyjny, że już po pół godzinie zaczynamy sprawnie wykonywać większość akrobacji. To prawda, Faith zdarzają się głupie wpadki (niekiedy z winy naszej, niekiedy samej gry), ale nie są one tak częste, aby jakoś specjalnie irytować. Autorzy zadbali o na tyle długie wprowadzenie, że nawet początkujący gracze będą tutaj mieli czas opanować wszystkie ruchy. Z czasem natomiast Faith uczy się nowych akrobacji, a także ulepsza swoje gadżety, co poszerza paletę możliwości podczas kolejnych misji. Ponadto autorzy wprowadzili funkcję Wzrok Sprintera, dzięki której za jednym kliknięciem możemy zobaczyć sugerowaną ścieżkę dotarcia do celu. Niezwykle przydatne rozwiązanie.

Mirror's Edge Catalyst działa niezwykle płynnie, ale niestety jest to okupione ograniczoną jakością grafiki. Kreacja miasta robi wrażenie, cutscenki prezentują się filmowo, a bohaterowie zostali przedstawieni z odpowiednią dbałością o szczegóły, ale tak pozytywnie nie można się już wypowiedzieć o postaciach drugoplanowych, o ilości szczegółów w świecie gry oraz chyba przede wszystkim o teksturach. Te ostatnie nie dość, że są po prostu średnie, to jeszcze potrafią się doczytywać na oczach gracza. Panowie (z EA DICE), tak nie wypada!

Mirror's Edge Catalyst to niestety przeciętniak. EA DICE świetną mechanikę parkouru, znakomitą atmosferę miasta przyszłości oraz obszerny, bogaty świat gry zrównoważyli kiepską fabułą, mizerną mechaniką walk wręcz czy nużącymi fragmentami (m.in. powtarzaniem tych samych ścieżek). Gracze, którym podobała się poprzednia część, powinni mimo wszystko spróbować, ale zachwyceni raczej nie będą...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy