Metro Exodus: Sam's Story - recenzja

Metro Exodus: Sam's Story /materiały prasowe

​Metro Exodus zapewniło mi do tej pory prawie 30 godzin zabawy, ale to nie był wcale koniec. Kilka dni temu miałem okazję odpalić drugi dodatek do przeboju studia 4A Games - Sam's Story.

Jest to drugie, a zarazem ostatnie rozszerzenie jednej z najpopularniejszych gier ubiegłego roku. O tyle ciekawe, że pozwala nam ponownie wyjść z butów bohatera całej trylogii Metro, Artioma, i pokierować kimś zupełnie nowym. Głównym protagonistą w Metro Exodus: Sam's Story jest tytułowy członek Zakonu, który postanawia po dotarciu nad Bajkał decyduje się rozstać z załogą Aurory. Celem jego wyprawy jest Władywostok, z którego to planuje popłynąć przez Pacyfik aż do swojej ojczystej ziemi, czyli do Stanów Zjednoczonych. Tam ma nadzieję odszukać swojego ojca.

Reklama

Opowiedziana w Metro Exodus: Sam's Story historia nie zaskakuje niczym szczególnym, ale nie mogę powiedzieć, że źle się przy niej bawiłem. Jest całkiem interesująca, spójna i całkiem sprawnie wieńczy fabułę trzeciej części serii. Ukończenie jej powinno wam zająć siedem-osiem godzin, co stanowi niezły wynik, jak na dodatek. Tym bardziej, że żaden z fragmentów nie został sztucznie rozciągnięty, a przemierzane przez nas lokacje są różnorodne i świetnie zaprojektowane (podobnie jak w oryginale), o czym jeszcze za chwilkę wspomnę.

O ile w pierwszym dodatku do Metro Exodus przemierzaliśmy głównie zamknięte, ciasne przestrzenie, o tyle tym razem twórcy postawili na otwarte plansze, dające znacznie więcej swobody. Po Władywostoku czasem poruszamy się ulicami, czasem wchodzimy na pokład łódki, a czasem odwiedzamy rozległe hale. Chociaż nie brakuje też bardziej kameralnych miejsc, takich jak kamienice czy domki. Niezależnie od tego, gdzie właśnie jesteśmy, możemy raczyć się pięknymi (choć posępnymi) krajobrazami bądź bardzo drobiazgowo zaprojektowanymi pomieszczeniami.

Metro Exodus: Sam's Story to małe graficzne arcydzieło, które - jeśli tylko dysponujecie odpowiednio mocnym sprzętem - sprawi, że co kilka kroków będziecie się zatrzymywać, by zawiesić na czymś oko. Autorzy znów nie zawiedli także pod względem wykreowanej atmosfery. Apokalipsę czuć tutaj cały czas w powietrzu. (Osobiście polecam spróbować rozgrywki z rosyjskim dubbingiem, który w mojej opinii dodatkowo podkręca klimat.)

O rozgrywce nie ma się co rozpisywać, bo Metro Exodus: Sam's Story nie wprowadza w tym zakresie żadnych istotnych zmian (nie licząc nowego rodzaju znajdziek, a mianowicie zapisów nutowych, które można odtworzać na znajdowanych instrumentach). To w dalszym ciągu wyważona mieszanka strzelanin, eksploracji, skradania się i dialogów, która ani przez chwilę się nie nudzi, umiejętnie dozując emocje. W rozszerzeniu zabrakło spektakularnych wydarzeń, które na dłużej zapadłyby w pamięć, ale całość jest bez wątpienia satysfakcjonująca. Autorzy ewidentnie skupili się na samej historii i na jej zwieńczeniu, co według mnie wyszło grze na dobre.

Metro Exodus: Sam's Story to z całą pewnością udany dodatek, po który powinni sięgnąć wszyscy ci, którzy byli zachwyceni przygodą przeżytą w "podstawce". Zasadniczo oferuje on po prostu więcej tego samego - ciekawej fabuły, pięknych lokacji, postapokaliptycznego klimatu i sprawnie zrealizowanego miksu strzelania, skradania i eksploracji - wieńcząc przy tym w satysfakcjonujący sposób historię opowiedzianą w trzeciej części serii. Przejście go zajmuje nie więcej niż osiem godzin, co przy tej jakości i tej cenie (75 złotych) należy uznać za bardzo uczciwą ofertę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy