Matchpoint: Tennis Championships – recenzja. Wirtualny tenis bez przełamania

​W naszym kraju tenis za sprawą Igi Świątek oraz Huberta Hurkacza stał się bardzo popularną dyscypliną sportu. Dlatego też wiele osób czekało na Matchpoint: Tennis Championship, gdzie możemy zagrać postacią Hurkacza. Czy gra spełniła swoje oczekiwania? Zapraszamy do lektury recenzji.

Fani tenisa czekają na swoją "FIFA"

Rynek gier niestety cierpi na brak porządnej gry tenisowej. Ostatnia z nich ujrzała światło dzienne ponad dekadę temu. Mowa oczywiście o legendarnej Virtua Tennis. Produkcja ta miała wielu licencjonowanych zawodników, takich jak Rafael Nadal, Roger Federer, Novak Djoković, Maria Szarapowa czy też Serena Williams. Od kilku miesięcy hucznie zapowiadana była gra Matchpoint: Tennis Championship.

Wielu entuzjastów tenisa żywiło spore nadzieje związane z tym tytułem. W przedpremierowych zapowiedziach, dzieło od Torus Games wyglądało całkiem nieźle. Główną gwiazdą miał być Australijczyk Nick Kyrgios, który przed kilkoma dniami zakończył słynny Wimbledon na drugim miejscu, ulegając jedynie Novakowi Djokoviciowi.

Reklama

Twórcy zapowiadali, że pojawią się też takie postacie jak Kai Nishikori czy Danił Medvedev. To całkiem niezła paczka i projekt dawał spore nadzieje. Niestety, nie jest to dobry tytuł. Składa się na to wiele powodów.

Wizualnie jest źle

Już chwilę po uruchomieniu gry widzimy, że nie jest to niestety tytuł AAA. Już główne menu wygląda bardzo ubogo. Tak naprawdę mamy do dyspozycji trzy rodzaje rozgrywki - szybki mecz, kariera zawodnika i gra wieloosobowa. Pierwszym problemem jest warstwa graficzna. Nie dopuszczalne jest w obecnych to, by licencjonowani zawodnicy nie mieli zeskanowanych twarzy i nie przypominali siebie w wersji wirtualnej. Tak właśnie jest w Matchpoint: Tennis Championships.

Dostępnych mamy kilku naprawdę niezłych zawodników, w tym lidera rankingu - Daniła Medvedeva czy młodą gwiazdę - Carlosa Alcaraza oraz najlepszego polskiego tenisistę w światowym Tourze - Huberta Hurkacza. Niestety, w grze nie ma Igi Świątek - liderki kobiecego tenisa. Nie jest to jednak największy problem tego tytułu. Wymienieni zawodnicy może ledwo przypominają prawdziwe postacie, lecz bardzo im daleko do prawdziwego wyglądu.

Jest to niestety ogromna wada tej gry. Po prostu nie wygląda ona najzwyczajniej ładnie i równie dobrze w tym wydaniu mogłaby ujrzeć światło dzienne 8-10 lat temu. Przyczepić się można również do tego, że brakuje Novaka Djokovicia czy Rafaela Nadala - absolutnych legend tenisa. Jednak rozumiemy, że zakup praw wizerunkowych tych zawodników mógł przekroczyć budżet studia.
Gdy uruchomimy rozgrywkę z komputerem, lepiej niestety nie jest. Publika wygląda bardzo sztucznie. Można ich nazwać spokojnie manekinami, którzy ruszają się schematycznie po udanych akcjach. Animacje zawodników również pozostawiają bardzo wiele do życzenia.

Niestety trudno ujrzeć płynność ruchów, realizm w uderzeniach czy też nieszablonowe zagrania, znane z prawdziwych kortów tenisowych. Jedynym takim dostępnym jest serwis z dołu, jaki lubi stosować Kyrgios wobec swoich rywali. . Wydaje się jednak, że nie jest to największy problem Matchpoint: Tennis Championship.

Dźwięk w grze to porażka, a poziom...dziecinny

Warstwa dźwiękowa niestety również jest bardzo mocno położona przez twórców. Okrzyki publiczności są bardzo sztuczne i trudno czerpać atmosferę prawdziwej areny tenisowej. Jeszcze gorzej wypada komentarz. To w zasadzie kilka zdań wypowiedzianych na krzyż po konkretnych zagraniach, przed piłką setową czy meczową.

Kwestie te bardzo często się powtarzają, więc bardzo łatwo można się znudzić i mieć dość narratora wydarzeń na korcie. Jak już rozpoczniemy rozgrywkę, bardzo mocno w oczy może rzucić się poziom botów i ogólnej rozgrywki.

Nie trzeba poświęcać dużo czasu, by opanować mechanikę tej gry. Serwisy, returny i poszczególne zagrania są bardzo łatwe. Nawet jeśli stworzymy własnego zawodnika w trybie kariery, to bez większych problemów możemy pokonać przeciwnika, z o wiele wyższym rankingiem. Niestety nie tak to powinno wyglądać.

Wielu graczy chciałoby mieć problemy z opanowaniem tenisowego rzemiosła, by umiejętności rosły wraz z rankingiem i zdobywanymi umiejętnościami. Jest to jeden z największych problemów kariery - bardzo łatwo możemy przebić się do światowej czołówki, gdyż bot po drugiej strony siatki zachowuje się w wielu sytuacjach bardzo podobnie. Kariera zatem bardzo szybko się nudzi i trudno z niej czerpać radość na dłuższą chwilę.

Chciałbym również wspomnieć o trybie wieloosobowym, jaki dostępny jest w grze, lecz pomimo usilnych starań, nie potrafiłem znaleźć żadnego przeciwnika online. Wynika to prawdopodobnie z bardzo małej popularności tego tytułu.

Ogółem rzecz biorąc, Matchpoint: Tennis Championships jest słabą grą z dobrym potencjałem. Gdyby finalna wersja przeszła bardzo duży lifting, wówczas moglibyśmy mówić o przyzwoitym tytule na rynku gier sportowych. Niestety "biały sport" musi jeszcze trochę poczekać na poważny tytuł najwyższej półki. Ja mam jednak cichą nadzieję, że studio Torus Games wprowadzi kilka istotnych poprawek, a ja będę mógł napisać więcej pozytywów o tej produkcji. Jak na razie, do nich należy głównie fakt posiadania licencji do czołowych tenisistów.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy