Marvel's Guardians of the Galaxy - kosmiczna podróż, z której nie chce się wracać

​Już dawno nie bawiłem się tak dobrze z padem w dłoniach, jak podczas międzygalaktycznej przygody w Marvel's Guardians of the Galaxy.

O niektórych tytułach słuchamy i czytamy na wiele miesięcy, a nawet lat przed premierą. Ostatecznie jedne z nich okazują się przebojami, a inne robią klapę. W tej drugiej grupie znajduje się na przykład Marvel's Avengers od Square Enix, na które wydano setki milionów, a które przyciągnęło na dłużej raptem gromadkę graczy. Są też gry, które pojawiają się znienacka i zachwycają. Tak jak kolejna produkcja Square Enix, czyli Marvel's Guardians of the Galaxy (w Polsce Marvel: Strażnicy Galaktyki), która niedawno trafiła do sklepów. Gdy Sony oficjalnie ją zapowiedziało podczas tegorocznego E3, myślałem, że otrzymam stworzoną na siłę, przeciętną zręcznościówkę na podstawie filmu. A otrzymałem prawdziwe złoto. W mojej opinii to niespodzianka roku.

Reklama

Zanim przejdę do rzeczy, muszę zaznaczyć, że nie jestem fanem "Strażników Galaktyki". Niespecjalnie lubię też - poza wyjątkami, jak historie o Człowieku-Pająku - twórczość Marvela. Tak więc, podchodząc do Marvel's Guardians of the Galaxy, nie odczuwałem ekscytacji. A jednak gra wciągnęła mnie niczym masywna czarna dziura i sprawiła, że chciałem, aby ta przygoda trwała jak najdłużej.

Głównym bohaterem Marvel's Guardians of the Galaxy jest znany doskonale fanom serii Peter Quill, znany jako Starlord. To przywódca równie dobrze znanej ekipy, w skład której wchodzą: Rocket, Drax, Gamora oraz Groot. To tytułowi Strażnicy Galaktyki, którzy - jak zwykle - pakują się w niezłą kabałę, która zmusi ich do latania od planety do planety i mierzenia się z różnego rodzaju niebezpieczeństwami. Warto dodać, że gra nie jest bezpośrednią adaptacją żadnego z filmów czy komiksów. Autorzy stworzyli własną historię i pozwolili sobie na nieco swobody, projektując bohaterów. Ci wyglądają podobnie, ale jednak inaczej niż na papierze i kinowym ekranie.

Marvel's Guardians of the Galaxy to przygodowa gra akcji ukazana z perspektywy trzeciej osoby. Oferuje jedynie kampanię dla pojedynczego gracza, nie ma żadnego modułu multiplayerowego. Single player składa się z szesnastu dość długich rozdziałów, które łącznie składają się na blisko dwudziestogodzinną historię. To długo, ale nie obawiajcie się, że w którymkolwiek momencie odczujecie nudę. Marvel's Guardians of the Galaxy to kosmiczna jazda bez trzymanki, której twórcy zaskakują gracza tyle razy - zarówno fabularnie, jak i gameplayowo - że trudno to zliczyć.

Jeśli idzie o gameplay, to Marvel's Guardians of the Galaxy można by określić jako połączenie serii Uncharted oraz Mass Effect. Podczas zabawy czułem taki sam zew przygody, jak zawsze wtedy, gdy przemierzam świat z Nathanem Drake'iem. Serię Naughty Dog przypominają mi także mechanizmy związane z walką czy łamigłówki. Z kolei Mass Effekcie pomyślałem z powodu atmosfery międzygalaktycznej podróży, nieliniowości oraz nacisku na drużynowość.

Jednak Eidos Montreal (twórcy Marvel's Guardians of the Galaxy) wprowadziło powiew świeżości praktycznie w każdym aspekcie. W walce doskonale wymieszało samodzielnie rozprawianie się z wrogami oraz dowodzenie drużyną, które sprawia tyle samo przyjemności, co osobiste wyprowadzanie ataków. W starciach co jakiś czas możemy też zwołać naradę, która - jeśli wybierzemy odpowiedni sposób motywacji - wzmocni na jakiś czas całą ekipę. Z czasem zbieramy też doświadczenie, które wykorzystujemy do odblokowywania umiejętności poszczególnych bohaterów, a także ulepszamy nasze wyposażenie. Z kolei podczas rozwiązywania łamigłówek posługujemy się skanerem do badania otoczenia, ale także wykorzystujemy umiejętności poszczególnych członków drużyny. Ci z kolei stanowią tak zgraną (choć niekoniecznie zgodną) ekipę, że nie sposób ich nie polubić.

I chyba jeszcze w żadnej grze nie spotkałem się z tak naturalnymi, autentycznymi i dynamicznymi relacjami pomiędzy NPC-ami wchodzącymi w skład naszej drużyny. Tutaj każdy ma coś do powiedzenia; każdy potrafi każdemu przyznać rację, ale i odszczeknąć się; każdy ma cechy charakteru, które co i rusz wychodzą na wierzch; każdy eksploruje otoczenie i coś robi, a nie tylko kroczy obok nas. Nie wiem, ile tekstu przygotowali scenarzyści i nagrali aktorzy, ale członkowie naszej ekipy mówią caaały czas. A my nie pozostajemy wobec tego bierni. Często decydujemy, co Starlord ma odpowiedzieć. A niektóre podejmowane przez nas decyzje mają wpływ na dalszy ciąg fabuły. Choć, przyznajmy, nieznaczny. A zakończenie jest tylko jedno.

Marvel's Guardians of the Galaxy wygląda i brzmi nie gorzej niż filmowe produkcje. W wersji na PlayStation 5 oglądamy prawdziwy pokaz, od którego trudno oderwać oczy. Lokacje - i te małe, i te duże - prezentują się ślicznie, postacie naturalnie się poruszają, mimika twarzy bohaterów sprawia, że można pomylić ich z żywymi osobami, a ogrom efektów specjalnych na każdym kroku dodaje widowiskowości. Gra wygląda najlepiej w trybie jakościowym - zdecydowanie wyższa jest w nim rozdzielczość - ale ze względu na dużą dynamikę starć i ogólny komfort grania wolałem bawić się w wydajnościowym, oferującym w miarę stabilne 60 klatek na sekundę.

Sam nie wiem, czy byłem pod większym wrażeniem grafiki, czy udźwiękowienia w Marvel's Guardians of the Galaxy. Gra trafiła na polski rynek w zdubbingowanej wersji, która brzmi po prostu wyśmienicie. Aktorzy, którzy podłożyli głosy poszczególnym bohaterom, wywiązali się ze swoich ról perfekcyjnie. Dialogów chce się słuchać nie tylko dlatego, że są bardzo sprawnie napisane, ale właśnie także dlatego, że postacie brzmią tak żywo, naturalnie i zabawnie (właśnie, czy wspomniałem już, że podczas zabawy raz za razem uśmiechałem się, słuchając rozmów pomiędzy Strażnikami?).

Prawdziwie mistrzowski jest też soundtrack, który - podobnie jak w filmach - składa się głównie ze szlagierów z lat osiemdziesiątych. Podczas zabawy słuchamy takich wykonawców, jak KISS, EUROPE, Frankie Goes to Hollywood, Billy Idol, A-ha, Bonnie Tyler czy Simple Minds. Gdy po udanej naradzie podczas walki ze słuchawek zaczyna dobiegać "The Final Countdown" czy "Never Gonna Give You Up", aż ciarki przebiegają po plecach i człowiek zaczyna mocniej zaciskać dłonie na padzie.

Według mnie Marvel's Guardians of the Galaxy ma wszystko, co powinna mieć gra, by zasłużyć na prawie najwyższą notę. Wciąga od pierwszych minut, oferuje długą i ciekawą kampanię fabularną, jest świetnie wyreżyserowana i różnorodna, wprowadza powiew świeżości, ma prawdziwie next-genową grafikę, fantastyczne udźwiękowienie, kipi poczuciem humoru... Już dawno nie byłem tak mile zaskoczony. W towarzystwie Strażników Galaktyki bawiłem się po prostu setnie. A przypomnę, że nie przepadam ani za komiksami, ani za filmami z ich udziałem.

PS. Swoją drogą, zastanawiam się, dlaczego Marvel's Guardians of the Galaxy zbiera tak (stosunkowo) niskie oceny w zagranicznych mediach. Wydaje mi się, że to efekt tego, że wydawca nie nakręcił przed premierą dostatecznie dużego hype'u. Albo tego, że gra nie jest exclusive'em od Sony czy Nintendo. Innych pomysłów nie mam. Natomiast zgadzam się w pełni z ocenami graczy w portalu Metacritic oraz z kolegami po fachu znad Wisły, którzy w zdecydowanej większości wystawiają produkcji Eidos Montreal "dziewiątki". Są w pełni zasłużone.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy