Mario Tennis Aces - recenzja

Mario Tennis Aces /materiały prasowe

​Nintendo Switch dostaje kolejnego Mario. Pozostajemy w świecie gier zręcznościowych, ale z magicznego świata Odyssey przenosimy się na kort. Przed Wami Mario Tennis Aces...

Pierwszą rzeczą, jaka wita nas w menu głównym jest tryb Adventure, kampania, która ma wprowadzić nas w grę i przygotować na łomot online. Po kilku cutscenkach i standardowym "Tylko ty możesz nas uratować", wyruszamy w podróż wypełnioną bossami, tenisowymi pojedynkami oraz okazjonalnymi, testującymi nasze umiejętności wyzwaniami.

Całość składa się po prostu z odblokowywanych kolejno poziomów, które z czasem robią się coraz trudniejsze. Walczymy na kortach z pirackim gniazdem na środku, przechodniami przechodzącymi pod siatką albo roślinami pożerającymi zagrywane przez nas piłki. Bossy mają swoje unikalne mechaniki, mocne i słabe strony, a wyzwania nagradzają precyzję oraz konsekwentność. Nieważne jednak na czym polega nasze konkretne zadanie, długoterminowo tryb Adventure służy do tego, żeby przyzwyczaić nas do wszystkich wprowadzonych w Mario Tennis Aces mechanik.

Reklama

I trzeba przyznać, że pod tym kątem kampania sprawdza się idealnie. Na początku tylko sygnalizuje obecność niektórych możliwości, zostawia sporo miejsca do błędu, stopniowo zwiększając poziom trudności, aż wreszcie zmusza gracza do wspinania się na wyżyny jego umiejętności. Zgrabnie przechodzimy więc z "Spróbuj trafiać w odpowiednie miejsca na korcie, żeby zdobywać więcej punktów" do "Jeżeli nie trafisz w odpowiednie miejsce, możesz równie dobrze rozpocząć wyzwanie od początku".

A jeżeli jesteśmy już przy celnych uderzeniach i złożonych mechanikach, Mario Tennis Aces wprowadza kilka nowości, które później czynią z gier online partie szachowe. Nad głową obu zawodników podczas każdego meczu widnieje pasek energii ładowanej poprzez dłuższe przytrzymywanie przycisków strzałów. Zaczynamy wtedy wzmacniać uderzenie, co zwiększa jego skuteczność, ale wymaga od nas również szybszego przewidzenia, gdzie poleci piłka forehandzie rywala. Energię możemy zużywać później na trzy sposoby: spowalnianie czasu, które ułatwia dochodzenie do trudniejszych zagrań, Zone Shot, czyli okazjonalna możliwość wybicia się w powietrze i potężnego uderzenia w wybrany punkt oraz Special Shot, silniejsza wersja Zone.

Adventure bardzo fajnie wplata również różne rodzaje strzałów oraz technik w tenisie do tworzonych poziomów. Walki z bossami, gdzie liczbą żyć gracza jest liczba rakiet, którea zabraliśmy na kort to kwintesencja całej kampanii. Końcowe poziomy, którym towarzyszą nie tylko większe wymagania, ale również zegar tykający nam nad głową, potrafią momentami sprawić sporo trudności.

I chociaż kampania jest świetnym wprowadzeniem do bardziej zaawansowanych mechanik oraz gry online, jest jeden, spory problem, który zawiedzie wielu milośników jednoosobowych przygód. Jeżeli szybko zrozumiecie zasady rządzące Mario Tennis Aces, skończycie tryb Adventure w kilka godzin. Jest to przygoda pełna świetnych pomysłów, która na dobre skończy się, zanim zdążycie powiedzieć: "Ciekawe, co będzie dalej". Kampanii towarzyszy nieustannie poczucie pośpiechu, jakby Nintendo zostawiło czajnik na gazie. Najlepiej podsumował to tweet sprzed kilku dni, który głośnym echem rozniósł się po Reddicie.

Biorąc więc pod uwagę fakt, że Adventure został zaprojektowany jako jednorazowe doświadczenie i nie ma w nim wiele powtarzalności, później zostajemy już tylko z trybem wieloosobowym. Z jednej strony, podobnie jak większość gier na Switchu, możemy w Mario Tennis Aces grać na kanapie ze znajomymi. Zazwyczaj jest to najlepsza możliwość i niewiele gier online może dorównać wspólnym meczom w debla z trójką kolegów.

Rozrywką, do której nowy Mario Tennis zdawał się być projektowany od samego początku jest moment, kiedy łączymy się z internetem i wchodzimy w świat turniejów. Na razie nie ma rang, różnego rodzaju trybów ani wielu możliwości do wyboru. Każdego miesiąca startuje turniej, gracze zyskuję punkty rankingowe po każdym wygranym meczu i awansują w tabelach ogólnych, przeskakując kolejnych rywali. Rywalizacja opiera się więc najpierw na wygrywaniu pojedynczych turniejów, a później na sprawdzaniu tabeli, gdzie na szczycie znajdują się ci najlepsi.

Gdyby oceniać Mario Tennis Aces pod względem samej rozgrywki, mielibyśmy pewnie jeden z najlepszych tytułów zręcznościowych wszech czasów. Gameplay jest świetny, wciągający, a patrzenie, jak treningi zaczynają przynosić skutki daje mnóstwo satysfakcji. Cały czas z tyłu głowy wisi wysoka cena samej gry oraz fakt, że kampania, mimo kilku ciekawych rozwiązań i zabawnej fabuły, jest krótka, a dla niektórych nie będzie nawet większym wyzwaniem. Mario Tennis Aces zwyczajnie brakuje zawartości. Online potrzebuje więcej funkcji, porządnego trybu rankingowego, a nie comiesięcznych turniejów, które pozwalają najlepszym na unikanie trudnych rywali. Na razie grę można więc polecić głównie miłośnikom poprzednich odsłon serii, fanom rozgrywki po sieci oraz osobom poszukującym nowego tytułu na sobotnie imprezy ze znajomymi. 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy