Mario Golf: Super Rush - recenzja

​Można by sądzić, że Nintendo oraz seria Super Mario to wręcz gwarancja najwyższej jakości i świetnej zabawy. Mario Golf: Super Rush dowodzi, że jednak nie do końca.

Mario grający w golfa to nie nowy widok. Pierwsza gra tego typu z udziałem wąsatego hydraulika - zatytułowana po prostu Mario Golf - ukazała się już w 1999 roku. Z kolei ostatnia duża odsłona tej serii - pod nazwą Mario Golf: Toadstool Tour - ujrzała światło dzienne w 2003 roku. Nic więc dziwnego, że Mario Golf: Super Rush wywołał duże zainteresowanie wśród posiadaczy Switchów. Niestety, gra stanowi kolejny dowód na to, że Nintendo w ostatnim czasie nie do końca radzi sobie z grami sportowymi. Po co najwyżej przyzwoitych Mario Tennis Aces i Mario & Sonic at the Olympic Games Tokyo 2020 otrzymaliśmy co najwyżej przyzwoite Mario Golf: Super Rush.

Reklama

Mario Golf: Super Rush pod względem rozgrywki nie wprowadza żadnych szczególnych nowinek, ale też trudno było się spodziewać, że Nintendo wymyśli golfa na nowo. Ot, chwytamy za kij i uderzamy piłeczkę w taki sposób, aby przy jak najmniejszej liczbie podejść umieścić ją w dołku. Na trajektorię czy prędkość lotu wpływają: używany kij, nasza precyzja, ukształtowanie terenu, kierunek i siła wiatru, a także przeszkody rozmieszczone na poszczególnych polach. Bardziej zaawansowani gracze mogą skorzystać nawet ze skanera oceniającego odległość do określonego punktu oraz pozwalający ocenić nachylenie podłoża. Grać można przy użyciu standardowego pada lub przy wykorzystaniu kontrolerów ruchowych. Ta druga opcja brzmi obiecująco, ale w praktyce okazuje się zupełnie niewystarczająca do tego, by osiągać dobre wyniki na trudniejszych polach. Jest po prostu zbyt mało precyzyjna. Niemniej na spotkaniu ze znajomymi czy podczas rozgrywki w gronie rodzinnym może się przydać.

W Mario Golf: Super Rush znalazły się trzy główne tryby rozgrywki: fabularny z elementami RPG, luźna rozgrywka dla pojedynczej osoby oraz multiplayer. W tym pierwszym czeka na nas przewidywalna historyjka typu "był nikim, ale talent i ciężka praca pozwoliły mu zostać mistrzem golfa", której ukończenie to kwestia kilku godzin. Pomiędzy pojedynkami, w których mierzymy się z coraz godniejszymi rywalami (w sumie przygotowano 16 postaci, a wśród nich pojawiają się m.in. Mario, Luigi, Wario czy Donkey Kong), biegając pomiędzy nimi dość swobodnie po przedstawionych przez twórców lokacjach. Opcja fabularna według mnie sprawdza się najlepiej jako wprowadzenie do znacznie przyjemniejszej formy zabawy, jaką są pojedynki między dwiema, trzema lub nawet czterema osobami przy jednej konsoli.

W golfie w klasycznym wydaniu decydujemy, kto będzie zwycięzcą - czy ten, kto zdobędzie najwięcej dołków, czy ten, kto będzie miał najmniej uderzeń - a następnie chwytamy za kij. Jeśli dysponujemy odpowiednią liczbą kontrolerów, wszyscy mogą grać jednocześnie. A jeśli nie, po każdym uderzeniu przekazujemy wirtualny kij kolejnej osobie i tak dalej. Poza tym twórcy wprowadzili jeszcze dwa dodatkowe tryby - Speed Golf oraz Battle Golf. W Speed Golf po każdym uderzeniu musimy dodatkowo jak najszybciej dobiec do naszej piłki, co jest o tyle trudne, że nasi rywale mogą nam utrudniać życie (i vice versa), a do tego możemy spaść i stracić przez to trochę czasu. Z kolei Battle Golf przenosi nas na duże pole, na którym również biegamy za piłeczką, ale nie celujemy wszyscy do jednego dołka, tylko możemy trafiać do jednego z kilku rozmieszczonych w okolicy. W obu przypadkach mamy do czynienia z emocjonującą rozgrywką, która świetnie sprawdzi się na domówce czy podczas familijnego spotkania przed konsolą.

Jednak Mario Golf: Super Rush daje także powody do narzekania. O ile na przykład liczba i różnorodność plansz jest jak najbardziej satysfakcjonująca (mamy w sumie sześć lokacji po osiemnaście dołków każda), o tyle już na przykład w trybie Battle Golf - skądinąd bardzo udanym - mamy ich już tylko dwie. Kiepsko wygląda także liczba opcji dostępnych w przypadku gry we cztery osoby. Z tego powodu uważam, że w Mario Golf: Super Rush najlepiej gra się we dwójkę. Na koniec uważam, że tryb fabularny powinien być o wiele lepiej rozwinięty. Zawsze mam problem z tytułami, które z jednej strony powstają (między innymi) z myślą o zabawie single player, ale z drugiej nie oferują w jej ramach dostatecznie dużo atrakcji. Mario Golf: Super Rush cierpi na tę przypadłość.

Jeśli lubicie Mario i jeśli lubicie golfa, polubicie Mario Golf: Super Rush. Jeśli szukacie gry, przy której pobawicie się we dwie, trzy bądź cztery osoby, wirtualny golf z wąsatym hydraulikiem może okazać się strzałem w dziesiątkę. Jednak muszę przyznać, że spodziewałem się po Nintendo nieco więcej. Grze przydałoby się więcej opcji zabawy dla większej grupy, więcej zawartości w trybie Battle Golf (według mnie jedna z większych atrakcji w całej grze) oraz atrakcyjniejszy i dłuższy moduł dla pojedynczego gracza.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama