Lost Sphear - recenzja

/materiały prasowe

​Lost Sphear to gra, na którą powinni zwrócić uwagę wszyscy miłośnicy jRPG-ów. Ale czy powinni ją kupować?

Jest to kolejny twór studia Tokyo RPG Factory, założonego przez koncern Square Enix (pod jego egidą powstaje m.in. seria Final Fantasy). Powstało ono po to, by w całości skoncentrować się na tworzeniu jRPG-ów w starym, dobrym stylu. Jego poprzednia gra - I am Setsuna - nie zyskała może dużej popularności, ale zdobyła swoje grono fanów. A kolejna produkcja Tokyo RPG Factory miała wypaść tylko lepiej. Kilka dni położyliśmy na niej ręce. Czy rzeczywiście Lost Sphear ma większe szanse na sukces niż I am Setsuna?

Gra opowiada historię chłopca imieniem Kanata, który wspólnie z przyjaciółmi wiedzie raczej spokojne życie, polując od czasu do czasu na niezbyt groźne stwory. Jednak pewnego dnia wszystko się zmienia. Drużyna wyrusza na wyprawę, podczas której... znika zamieszkała przez nich wioska. Niedługo dowiadujemy się, że Kanata posiada specjalną moc, polegającą na przywracaniu zagubionych w ten sposób miejsc, a także przedmiotów i ludzi (a to wszystko przy wykorzystaniu wspomnień).

Reklama

Być może początek fabuły zapowiada całkiem ciekawą przygodę w magicznym świecie, ale z czasem przekonujemy się, że scenarzyści nie stanęli na wysokości zadania. Opowiedziana historia jest mało wyrazista, brakuje w niej zaskoczeń i zwrotów akcji, a postacie - choć posiadają własne cele i motywacje - nie wyróżniają się praktycznie niczym. Sytuację mogłyby uratować dialogi, ale bez wątpienia brakuje im polotu. Świat gry i lokacje także mogłyby być bardziej oryginalne. Pod tym względem mamy w Lost Sphear do czynienia z zupełną klasyką gatunku. No, chyba że ktoś właśnie na coś takiego liczy...

A zatem, jeśli przemierzanie świata i poznawanie fabuły nie sprawiły nam w Lost Sphear zbyt wiele radości, to co sprawiło? Na pewno najwięcej frajdy dała nam walka. Potyczki są emocjonujące, a przy tym nie brakuje im taktycznego sznytu. Rozgrywamy je w systemie turowym... ale nie do końca. Otóż każda walka, owszem, dzieli się na tury, ale podczas każdej z nich mamy określoną ilość czasu na podjęcie decyzji. Dzięki takiemu rozwiązaniu nie brakuje im dynamiki, a i emocji jest na pewno więcej. Autorzy wprowadzili także kilka ciekawych rozwiązań, takich jak system Momentum, pozwalający nam na wyprowadzanie silniejszych ataków.

Oczywiście w Lost Sphear nie mogło zabraknąć rozwoju postaci. Jednak tutaj Tokyo RPG Factory nie zaszalało i zdecydowało się na klasyczne rozwiązania. Z czasem nasze postacie awansują na kolejne poziomy doświadczenia, z czasem zdobywają nowe umiejętności, z czasem też pozyskujemy coraz to lepszy ekwipunek, a także ulepszamy ten już posiadany. Jedyna rzecz bardziej oryginalna od pozostałych to możliwość tworzenia artefaktów, które wpływają na różne aspekty rozgrywki, np. zwiększają ilość zadawanych obrażeń czy poprawiają prędkość poruszania się naszej drużyny.

Lost Sphear wygląda dość zwyczajnie, ale ładnie. Już na pierwszy rzut oka widać, że to jRPG, ale absolutnie nie traktujemy tego jako wadę. Przyjemnie ogląda się zarówno podróże naszych postaci przez świat, jak i potyczki z przeciwnikami. Do atmosfery panującej w grze jak ulał pasuje ścieżka dźwiękowa. Za oprawę audiowizualną w skali szkolnej należy się Lost Sphear mocna czwórka.

Jeśli kochasz jRPG-i na tyle, że nie możesz odpuścić żadnej interesującej pozycji reprezentującej ten gatunek, nie masz się co zastanawiać - kupuj Lost Sphear. Jeżeli jednak wolisz skupiać się na co lepszych przedstawicielkach tej kategorii, możesz sobie odpuścić najnowszą produkcję Tokyo RPG Factory i poczekać na coś bardziej oryginalnego albo porywającego.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL