Larry: Wet Dreams Don't Dry - recenzja

​Larry Laffer to dla nas postać równie kultowa, co Lara Croft czy Duke Nukem. Jak tylko usłyszeliśmy, że powraca, wyprasowaliśmy nasze białe, lniane garnitury i wypolerowaliśmy redakcyjne myszki!

Młodsi gracze mogą w ogóle nie rozumieć, o czym piszemy. Leisure Suit Larry to seria przygodówek, której pierwsza część trafiła na nasze komputery jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Gra okazała się prawdziwym przebojem. Gracze docenili nietuzinkowe poczucie humoru oraz ciekawie pomyślane zagadki, bez znaczenia nie była pewnie także tematyka "tylko dla dorosłych". Po tym sukcesie Al Lowe - ojciec serii - oraz legendarne studio Sierra kontynuowały przygody czterdziestoletniego erotomana-nieudacznika prze kolejne lata. Niestety, ostatnie odsłony (Magna Cum Laude i Box Office Bust) nie dorastały poprzedniczkom do pięt i o Larrym wielu już zapomniało. Jednak zespół CrazyBunch postanowił przywrócić łysiejącemu podrywaczowi dawny blask! Chociaż chwila, jaki blask...

Reklama

Larry: Wet Dreams Don't Dry to gra dla dorosłych. Nie, nie jest to kreskówkowe porno, jak niektórzy mogliby pomyśleć, ale tanią erotyką bije od niej na kilometr. Od liczby sprośnych/prostackich/chamskich żartów podczas rozgrywki może się wręcz zakręcić w głowie. Dlatego też autorzy postanowili wprowadzić zabezpieczenie w postaci serii pytań, na które musimy odpowiedzieć, aby móc zacząć rozgrywkę. Są to pytania, na które nastolatek raczej nie odpowie, ale dla chcącego nic trudnego, w końcu od czego jest internet? Tak czy inaczej, sugerujemy trzymać dzieci z daleka od tej produkcji.

Kupując Larry: Wet Dreams Don't Dry, możecie liczyć na tanią fabułę i tanie żarty, czyli na to, z czego ta seria słynęła od zawsze. Głównym bohaterem jest - a jakże - Larry, który od ostatniego czasu ani trochę się nie postarzał, za to... wyraźnie urósł. Niektórzy fani serii będą zawiedzeni tym, że nie jest już łysiejącym karłem. Owszem, wygląda inaczej, ale to w dalszym ciągu ten sam Larry, którego poznaliśmy i polubiliśmy trzy dekady temu. Jego nowa przygoda rozpoczyna się w momencie, w którym okazuje się, że - nie wiadomo, jak - znalazł się w dwudziestym pierwszym wieku. Nie ma pojęcia, co robił przez ostatnie lata ani dlaczego przez ten czas się nie zestarzał. Postanawia wyruszyć na spotkanie ze starymi znajomymi, starając się przy tym poznać lepiej współczesny świat.

Na swojej drodze trafi także na szereg kobiet, które będzie się starał uwieść, wykorzystując swój - hi, hi - zwierzęcy magnetyzm. Wśród tych wszystkich pań jest jedna, która zawładnie umysłem Larryego. To bizneswoman z branży technologicznej, która obieca pociesznemu bohaterowi spotkanie, gdy uzbiera on odpowiednio dużo punktów w aplikacji Bimber (w oryginale - Timber), działającej w taki sam sposób, jak znany z realnego świata Tinder. No to zabawę czas zaczynać!

Choć świat dookoła Larryego się zmienił, pewne rzeczy pozostały jak za starych, dobrych lat. Jeśli idzie o rozgrywkę, Larry: Wet Dreams Don't Dry to klasyka gatunku. To przygodówka point & click, w której cały czas spędzamy na odwiedzaniu różnorodnych lokacji, prowadzeniu (zabawnych) rozmów z napotkanymi postaciami, zbieraniu przedmiotów, wykorzystywaniu ich w określonych miejscach oraz rozwiązywaniu zagadek. Te ostatnie są pomysłowe i nieprzesadzone w żadną stronę (ani za trudne, ani zbyt łatwe). W dużym stopniu opierają się na umiejętnym wykorzystywaniu znalezionych uprzednio rzeczy. Wkurzaliśmy się tylko kilka razy, kiedy rozwiązanie było na tyle mało logiczne, że musieliśmy klikać wszędzie i we wszystko, bazując na metodzie prób i błędów. Warto wspomnieć, że Larry nosi przy sobie cały czas także PiPhone'a z różnymi aplikacjami (jest tu nie tylko Bimber, ale też Instachłam czy Unter) oraz głosową asystentką (która od czasu do czasu rzuci coś na temat postępów Larryego).

Larry: Wet Dreams Don't Dry wygląda i brzmi znakomicie. Wszystkie lokacje i postacie zostały ręcznie - i naprawdę świetnie! - narysowane. Całość jest także płynnie animowana. Wydaje nam się, że tak właśnie wyglądałaby pierwsza część Larryego, gdyby powstała w dzisiejszych czasach. Gra nie doczekała się polskiego dubbingu, ale tego oryginalnego słucha się z przyjemnością. Poza tym wszystkie teksty zostały przetłumaczone na nasz rodzimy język. Wkurzył nas tylko wykorzystany w grze font, pozbawiony polskich znaków.

Współczesny Larry według wizji studia CrazyBunch jest tak samo zabawny, jak ten sprzed lat. Należy przy tym podkreślić, że mówimy o dość specyficznym, prostolinijnym poczuciu humoru, które nie każdemu przypadnie do gustu. Jeśli jednak podobały wam się żarty w poprzednich przygodach łysiejącego podrywacza, powinniście być zachwyceni także tą najnowszą. A poza tym to po prostu bardzo dobra, klasyczna przygodówka!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy