Guns, Gore & Cannoli - recenzja

Guns, Gore & Cannoli to nadspodziewanie dobre połączenie Metal Sluga z klimatami mafijnymi i zombie.

To kolejna niskobudżetowa produkcja, która wciągnęła nas na dobrych kilka godzin. Nie spodziewaliśmy się, że Guns, Gore & Cannoli - gra, o której wcześniej, przed premierą, nie słyszeliśmy nic - okaże się naprawdę strawnym side scrollerem w stylu klasyków takich, jak Metal Slug. Crazy Monkey Studios oraz Claeys Brothers (jej twórcy, łącznie cztery osoby) wykonali kawał dobrej roboty. Przeczytajcie, co czeka was w Guns, Gore & Cannoli...

Gra przenosi nas w lata dwudzieste ubiegłego wieku, do fikcyjnej, amerykańskiej miejscowości o nazwie Thugtown. To sam środek okresu prohibicji, w trakcie którego na ulicach co i rusz widuje się mężczyzn w czarnych garniturach i eleganckich kapeluszach. Jednym z nich jest główny bohater Guns, Gore & Cannoli - należący do gangsterskiej rodziny Vinnie Cannoli. Jednak nie myślcie sobie, że autorzy postanowili przybliżyć nam tamten okres z dużym poszanowaniem historycznych detali.

Reklama

Wręcz przeciwnie, zaszaleli i wprowadzili do gry całe mnóstwo... zombie. A zatem zanim osiągniemy swój cel, którym jest odszukanie zaginionego kolegi, musimy przebić się przez hordy nieumarłych. A przy okazji spróbujemy odpowiedzieć na pytanie: "skąd, u licha, na ulicach miasta wzięło się tyle tego żądnego krwi paskudztwa?".

Guns, Gore & Cannoli to klasyczny reprezentant gatunku "strzelanych" side scrollerów (nazywanych także "run and gun"). Gra została przedstawiona w dwuwymiarowej oprawie, a cały czas z nią spędzony wykorzystujemy do parcia naprzód i strzelania do kolejnych grup zombie. Zabawa jest niezwykle efektowna (za sprawą grafiki) oraz dynamiczna. Wszystko na ekranie dzieje się bardzo szybko, więc non stop musimy być czujni. Z czasem rozgrywka jeszcze się rozkręca. Przygodę w Thugtown rozpoczynamy uzbrojeni jedynie w pistolet, a później w nasze ręce trafiają shotguny, karabiny maszynowe, a nawet miotacz ognia.

W grze nie zajmujemy się żadnymi pobocznymi aktywnościami, takimi jak rozwój postaci czy rozwiązywanie zagadek - w stu procentach skupiamy się na czerpanie radości ze strzelania do zombie. Jednak, co ciekawe, w Guns, Gore & Cannoli znalazło się miejsce na fabułę. Autorzy przygotowali szereg ładnie rysowanych i animowanych przerywników, dzięki którym poznajemy dalszy ciąg historii. Wyszło im to naprawdę nieźle, a i scenariusz wcale nie jest banalny i infantylny, jak można by się spodziewać, oceniając grę po okładce.

Na pewno Guns, Gore & Cannoli nie jest propozycją na długie wieczory. To prosta, wciągająca, dynamiczna, ale zarazem krótka gra. Można ją ukończyć w trzy, najwyżej cztery godziny, czyli w zasadzie jeden wieczór i po sprawie. Jednak jeśli weźmiemy pod uwagę cenę (na Steamie wynosi ona 10 euro, czyli około 40 złotych) oraz to, że można ją ukończyć z przyjemnością po raz drugi a nawet trzeci (to po prostu znakomity "odstresowywacz"), to opcja zaczyna się robić kusząca. A co powiecie na tryb lokalnej kooperacji, w którym zabawa jeszcze się rozkręca? Jak dla nas - bomba!

Crazy Monkey Studios i Claeys Brothers dołożyli do tego wszystkiego, o czym napisaliśmy powyżej, także bardzo dobrą oprawę audiowizualną. Plansze są bardzo różnorodne i znakomicie narysowane, wszelkie animacje ogląda się z przyjemnością, a muzyka doskonale pasuje do dynamicznego charakteru gry, a jednocześnie do zaserwowanego w niej, mafijnego (choć z przymrużeniem oka) klimatu. Tylko pozytywnie można wyrażać się także o aktorach, którzy wcielili się w występujące w Guns, Gore & Cannoli postacie. Podsumowując, to zaskakujące, że czteroosobowy zespół, dysponujący bardzo ograniczonym budżetem, poradził sobie ze stroną audio i wideo tak dobrze.

Guns, Gore & Cannoli to wzorowy reprezentant gatunki side scroller shooterów. Jeśli lata temu (albo ostatnio?) zagrywaliście się w Metal Sluga, to powinniście koniecznie wypróbować produkcji autorstwa Crazy Monkey Studios i Claeys Brothers. Co prawda nie jest to gra na długo - zarówno ze względu na długość kampanii, jak i na to, że po pewnym czasie staje się jednostajna i nużąca - ale jako "odprężacz" na kilka godzin sprawuje się bardzo dobrze. A jej cena (niecałe 10 euro) tylko zachęca do tego, by dać jej szansę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy