GRID - recenzja

GRID /materiały prasowe

​Każdy, kto interesuje się wyścigowymi symulacjami, zna takie marki, jak Need for Speed, Colin McRae Rally czy GRID. Ta ostatnia zaliczyła właśnie restart.

Entuzjaści komputerowo-konsolowego ścigania się mieli w tym roku sporo powodów do radości. DiRT Rally 2.0, WRC 8, F1 2019, Assetto Corsa Competizione, a także Mario Kart Tour czy Team Sonic Racing. A przecież rok się jeszcze nie skończył. W listopadzie zagramy w Need for Speed: Heat, a kilka dni temu do sklepów trafił GRID, czyli restart kultowej marki. Nie mogłem się nim nie zainteresować. Czym prędzej usiadłem za wirtualną kierownicą i sprawdziłem, czy nowy GRID dostarcza tyle samo emocji, co te poprzednie (w szczególności ten pierwszy, z 2008 roku).

Reklama

Jeśli chodzi o to, co najważniejsze, czyli o model jazdy, Codemasters po raz kolejny pokazali, że są... mistrzami w swojej dziedzinie. Autorzy nie grzebali w DNA serii i ponownie dostarczyli coś, co można określić jako połączenie symulacji ze zręcznościówką. Choć motoryzacyjni puryści przyczepią się do tego i owego, nie ma to znaczenia, bo GRID daje to, co najważniejsze, i to, na co liczyłem, odpalając go - ogrom frajdy ze ścigania. Gra wymaga od nas trochę zaangażowania, bo poszczególnymi samochodami jeździ się inaczej, a ponadto trzeba dostosować styl jazdy do warunków panujących na trasie, ale nie jest to coś, z czym nie poradziłby sobie nawet casualowy gracz. Przynajmniej na niższych poziomach trudności, bo na najwyższym GRID wyraźnie podnosi poprzeczkę.

Głównym trybem gry w nowym GRID-zie jest oczywiście kariera, która prezentuje się lepiej niż w poprzednich odsłonach głównie za sprawą bogatszej zawartości. Autorzy znacząco zwiększyli repertuar tras, dzięki czemu nawet po kilkunastu godzinach ścigania możecie trafić w miejsce, w którym jeszcze nie byliście. Gra od razu odsłania przed nami wszystkie kategorie wyścigów i wszystkie pojazdy (są tu samochody klasyczne, turystyczne czy GT), ale żeby się do nich dostać, musimy zdobyć odpowiednią ilość gotówki. Na szczęście nie ma mowy o przesadzonym grindzie.

Jednak czy kariera w nowym GRID-zie jest emocjonująca? Cóż... umiarkowanie. Tras jest sporo i są różnorodne (ścigamy się zarówno w miastach i po szosach, za dnia i w nocy), ale już rodzajów eventów jest zdecydowanie zbyt mało. Poza klasyką w postaci zwykłego wyścigu czy próby czasowej nie ma tutaj niczego, o czym warto by wspomnieć. Z poczucia obowiązku wspomnę o kartach z nagrodami, które zdobywamy, zwyciężając, ale spokojnie mógłbym je pominąć, bo tak niewiele wnoszą do rozgrywki. Przeciętnie wypada także liczba samochodów dostępnych w GRID-zie. Jest ich raptem 70 i są podzielone na pięć głównych kategorii. Odpada więc zabawa w niekończące się odkrywanie coraz to ciekawszych pojazdów. Nie ma też żadnego wciągającego tuningu - zdobyte samochody możemy co najwyżej oklejać naklejkami. Także nasz wpływ na funkcjonowanie teamu jest ograniczony do minimum. Możemy jedynie wydawać komendy podczas zawodów, ale to opcja, która przydaje się raczej tylko na wyższych poziomach trudności.

Jedną z ciekawszych rzeczy w nowym GRID-zie miał być system Nemesis. Chodzi w nim o to, że jeśli zderzymy się kilka razy z innym kierowcą, to ten sobie to zapamiętuje i zaczyna nas traktować jako swojego przeciwnika numer jeden. I nie tylko się z nami ściga, ale postanawia utrudnić nam dojechanie do mety, np. spychając na bandy przy każdej okazji. Ostatecznie wygląda to dość sztucznie i mało realistycznie. W końcu taki rywal, uprzykrzając życie nam, uprzykrza je także sobie i zamiast skupiać się na wyścigu, zaczyna toczyć bezsensowną krucjatę.

GRID wygląda ładnie. Po prostu ładnie. Otoczenie sprawia bardzo dobre wrażenie, krajobrazy cieszą oko, ale czar trochę pryska, gdy zaczniemy się mu bliżej przyglądać. Okazuje się wtedy, że obraz został potraktowany różnymi filtrami, które sprawiają, że jest rozmyty. Jak dla mnie, zbyt rozmyty. Natomiast modele pojazdów mogę wyłącznie chwalić - zostały przeniesione do gry z ogromną dbałością o szczegóły. Ponadto wszystkie z nich brzmią bardzo realistycznie. Gorzej z kolei brzmi polski dubbing. Kwestie wypowiadane przez aktorów są wyprane z emocji i często się powtarzają.

GRID to bardzo przyjemna "ścigałka", która powinna zadowolić wszystkich fanów serii (i arcade'owego ścigania w ogóle), ale gdy sobie pomyślę, czym by była, gdyby twórcom jeszcze bardziej się chciało... Ah, no cóż, pozostaje o tym nie myśleć, tylko skupić się na tym, ile frajdy dostarcza w tej grze jazda.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: GRID
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama