Everspace - recenzja

Space-simy wydają się być kolejnym (chociażby po przygodówkach) gatunkiem, który po latach powraca do łask.

Pamiętacie czasy, kiedy co roku do sprzedaży trafiało po kilka pierwszoligowych kosmicznych symulatorów? Wystarczy wspomnieć Wing Commandera, Freelancera, Privateera czy serię Elite. Jednak niewykluczone, że złota era space-simów powróci. Nie tak dawno do sprzedaży trafiły Elite: Dangerous czy The Long Way Home, a na horyzoncie można dostrzec Star Citizena (projekt, który sami gracze dofinansowali już kwotą blisko 150 milionów dolarów!). My jednak skupimy się dziś na obiecująco wyglądającym Everspace od studia Rockfish Games.

Ci, którzy uwierzyli w to, że jednym z głównych filarów Everspace będzie fabuła, niestety poczują się zawiedzeni. Za scenariusz odpowiada Falko Löffler, znany z prac m.in. nad takimi tytułami, jak Jack Keane czy Ankh. Okazuje się jednak, że historia w Everspace znajduje się na drugim planie. Autorzy przybliżają nam dalsze losy bohatera po tym, jak dotrzemy do następnego sektora. Jednak dzieje się to na tyle rzadko, że zanim odkrywamy kolejny wycinek scenariusza, zapominamy, o co w nim chodzi. A do tego krótkie przerywniki i skromne dialogi to zbyt mało, aby zainteresować gracza fabułą. To zdecydowanie nie jest najmocniejsza strona Everspace.

Reklama

Zdecydowanie lepiej wypada sama rozgrywka. Everspace to ciekawe połączenie space-sima z grą typu roguelike. To oznacza przede wszystkim, że odwiedzane przez nas lokacje (wszystkie osadzone w przestrzeni kosmiczne) są proceduralnie generowane, a gracz skupia się na toczeniu całkiem emocjonujących walk. Gdy ginie, ma okazję ulepszyć statek oraz pilota, po czym powraca do eksploracji kosmosu i prowadzenia starć. To - w dużej mierze dzięki nieźle opracowanemu modelowi latania i strzelania - daje naprawdę sporo przyjemności. Choć początkowe godziny spędzone z grą mogą do niej zniechęcić.

Podczas pierwszej sesji, może dwóch, mieliśmy problemy z poziomem trudności. Pomimo nieustannego rozwoju nie byliśmy w stanie dolecieć specjalnie daleko. Częściowo wynikało to także z tego, że potrzebowaliśmy czasu na opanowanie sterowania; częściowo z losowości miejsc, w które trafiamy (raz mieliśmy więcej szczęścia, raz mniej); a częściowo z tego, że ulepszenia są dość drogie i aby na nie zarobić, potrzebujemy stosunkowo dużo czasu. Jednak w końcu sytuacja poprawiła się na tyle, że mogliśmy się cieszyć całkiem swobodną eksploracją przestrzeni kosmicznej. Wystarczy wykazać trochę cierpliwości, aby Everquest zrewanżował się naprawdę przyjemną i satysfakcjonującą rozgrywką.

Prędzej czy później docenicie na pewno także różnorodność statków kosmicznych oraz podzespołów, które można w nich montować. Szereg rodzajów broni oraz wszelkiego rodzaju ulepszeń daje nam całkiem sporo możliwości rozwoju. Za ich sprawą możemy poprawiać zarówno siłę rażenia statku, jak i jego wytrzymałość. W dużej mierze właśnie dzięki temu rozgrywka w Everspace przez długi czas się nie nudzi.

Produkcja Rockfish Games zapewnia także znakomite doznania estetyczne. Oprawa graficzna jest tutaj po prostu świetna. Widoki, które oglądamy, przemierzając bezkres kosmosu, prezentują się niezwykle efektownie. Są pełne kolorów, szczegółów (jak liczne asteroidy, monolity czy dokładnie przedstawione planety), a przy tym różnorodne. Oko cieszą także wszelkie efekty specjalne, towarzyszące kosmicznym starciom. Złego słowa nie można napisać o udźwiękowieniu.

Everquest ma swoje słabe strony, ale to kawał porządnego space-sima, który przypadnie do gustu przede wszystkim miłośnikom gier typu roguelike (eksperyment z połączeniem tych dwóch typów rozrywki wypadł naprawdę dobrze). Jesteśmy zdecydowanie za tym, aby do sklepów trafiały kolejne reprezentantki tego podgatunku. Grając w Everquest, przypomnieliśmy sobie, jak świetnie się przy nim zawsze bawiliśmy.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy