Eldest Souls - recenzja

Eldest Souls /materiały prasowe

​Studio From Software i stworzone przez niego Dark Souls zainspirowało wielu deweloperów. Podgatunek soulslike co i rusz doczekuje się kolejnego reprezentanta.

Eldest Souls to kolejne podejście do tej kategorii gier, tym razem w wykonaniu maleńkiego studia Fallen Flag. Jego twórcy nie przygotowali kopii, tylko opracowali swoją własną wariację na ten temat, łącząc elementy znane z Dark Souls z ofensywno-agresywnym charakterem innej produkcji From Software, a mianowicie Bloodborne'a.

Niezależnych deweloperów zawsze ogranicza budżet. Jeśli widać to po Eldest Souls, to chyba najbardziej po fabule, na którą zabrakło albo środków, albo czasu, albo odpowiedniego scenarzysty. Ot, poznajemy tutaj kolejną historyjkę o śmiałku, który stawia czoła złym bóstwom. Czeka na nas w sumie dziesięciu potężnych przeciwników do pokonania. Jeśli liczycie na jakieś fabularne niespodzianki po drodze albo na końcu, będziecie rozczarowani. Widać, że twórcy się starali - chociażby po tym, że w świecie gry czekają na nas liczni NPC-e czy notatki do odszukania - ale wyszło im tak sobie.

Reklama

Na szczęście o wiele lepiej wypada sama rozgrywka. Eldest Souls to pixel artowy soulslike, w którym akcję oglądamy w widoku z lotu ptaka. A raczej bloodbornelike, bo gra jest o wiele bardziej dynamiczna i agresywna niż Dark Souls. Zamiast się bronić, skupiamy się na wyprowadzaniu jak najgroźniejszych ataków. Tych jest kilka rodzajów - bardziej standardowe zadają tak niewielkie obrażenia, że musimy jak najszybciej opanować te bardziej zaawansowane. W sumie oddano do naszej dyspozycji trzy style walki: Wietrzny Ślizg, Cięcie Berserka oraz Ripostę. Każdy z nich posiada odmienne drzewko umiejętności (swoją drogą, wszystkie z nich bardzo fajnie zaprojektowano), które ładujemy podczas walki i wykorzystujemy, gdy zajdzie taka potrzeba.

A potrzeba jest... prawie zawsze. Eldest Souls ma to, za co tak wielu z nas pokochało Dark Souls - wysoki poziom trudności. Autorzy wprawdzie dają nam trochę czasu na opanowanie mechaniki i nie rzucają od razu na głęboką wodę, ale w zasadzie po pokonaniu pierwszego, łatwiejszego bossa zaczynają się schody. Opanowanie sterowania to kwestia paru chwil, ale to jedna z tych gier, w które łatwo nauczyć się grać, ale które bardzo trudno opanować w satysfakcjonującym stopniu.

Produkcja studia Fallen Flag potrafi wycisnąć z gracza siódme poty. Jeśli macie doświadczenie w tego typu grach, być może będziecie w stanie przejść całą przygodę w ciągu kilku wieczorów. Jeżeli jednak jesteście nowicjuszami, przygotujcie się na wielodniową przeprawę. O ile po drodze nie zabraknie wam wytrwałości i cierpliwości. Na szczęście Eldest Souls ma w sobie to coś, co powinien mieć każdy soulslike. To coś, co zachęca nas do podejmowania kolejnych prób pomimo licznych niepowodzeń. Wynagradza je z pewnością satysfakcja, która pojawia się po pokonaniu każdego z bossów.

A ukończenie historii nie oznacza wcale końca zabawy. Gra - jak na soulslike'a przystało - posiada tryb New Game Plus, który odblokowujemy, przechodząc ją po raz pierwszy. W dodatkowym trybie zachowujemy zdobyte doświadczenie i umiejętności oraz mierzymy się z tymi samymi przeciwnikami, ale zmianie ulega formuła i wyzwanie przybiera na sile. Czysta przyjemność dla wszystkich masochistów, którzy zjedli zęby na Dark Souls, Bloodborne'ie czy na Sekiro: Shadows Die Twice.

Eldest Souls to naprawdę udany soulslike, w którym jednak więcej z Bloodborne'a niż z Dark Souls. Powinien mieć to na uwadze każdy, kto będzie rozważał zakup, ponieważ zdecydowanie więcej tu otwartej i agresywnej walki niż spokojnego, taktycznego rozgrywania przeciwników. Ludzie z Fallen Flag zdecydowali się na taką, a nie inną formułę, i wypadli w jej ramach bardzo przyzwoicie.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama