Destruction AllStars - recenzja

Destruction AllStars /materiały prasowe

Destruction AllStars jest na tę chwilę jednym z raptem kilku exclusive'ów na PlayStation 5. Musiałem się nim zainteresować!

Jak wiadomo, na bezrybiu i rak ryba, więc naprawdę niewiele  obecnie trzeba, by wzbudzić zainteresowanie szczęśliwego posiadacza PlayStation 5. W końcu na konsoli Sony można aktualnie zagrać wyłącznie w odświeżone wersje gier z poprzedniej generacji, albo w... darmowe, wbudowane Astro's Playroom. Na exclusive'y z prawdziwego zdarzenia trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. Dlatego nie mogłem nie dać szansy Destruction AllStars. Gra zadebiutowała ostatnio w ramach usługi PlayStation Plus.

Destruction AllStars to produkcja przeznaczona do zabawy sieciowej, przypominająca coś w rodzaju połączenia Twisted Metal z Fornite'em. W grze bierzemy udział w potyczkach  futurystycznych pojazdów, toczących się w jednym z czterech trybów: Mayhem, Gridfall, Carnado oraz Stockpile. Pierwsze dwa z nich stworzono z myślą o pojedynkach jeden na jednego, a dwa pozostałe oferują starcia pomiędzy dwiema ośmioosobowymi drużynami.

Reklama

Destruction AllStars zawiera też opcję dla pojedynczego gracza, ale nie jest ona ani specjalnie interesująca, ani jakoś ponadprzeciętnie emocjonująca, ani... tania. Sama gra jest wprawdzie darmowa, ale jeśli chcemy mieć dostęp do całej zawartości, musimy sięgnąć po kartę kredytową i skorzystać z systemu mikrotransakcji.

Dlatego nie polecam Destruction AllStars osobom, które liczą przede wszystkim na samotną rozgrywkę. Co innego, jeśli szukacie gry, w której będziecie mogli stoczyć kilka emocjonujących i niezobowiązujących potyczek z innymi żywymi osobami. Produkcja Lucid Games potrafi dostarczyć całkiem sporo wrażeń, szczególnie gdy już nauczymy się w nią grać - zorientujemy się, jak model zniszczeń wpływa na możliwości pojazdów, jak działają umiejętności specjalne bohaterów etc.

Jednak Destruction AllStars cierpi niestety na przypadłość  wieku dziecięcego popularną wśród wielu gier sieciowych. Przypadłość ta nazywa się: zbyt skromna zawartość. Fajnie, że areny mieszczą się w różnych częściach świata, ale ich konstrukcja jest zbyt podobna, abyśmy czerpali przyjemność z samego ich odkrywania, a poza tym jest ich zaledwie kilka. Fajnie, że bohaterowie są zróżnicowani, ale jest ich w sumie raptem szesnastu. Fajnie, że tryby rozgrywki są cztery, ale... szybko okazuje się, że to zdecydowanie za mało, by zatrzymać graczy na dłużej. Szczególnie, jeśli zainteresują was wyłącznie starcia jeden na jednego albo wyłącznie potyczki wieloosobowe. Wtedy będziecie mieli do wyboru tak naprawdę tylko dwie formy zabawy.

Skoro Destruction AllStars to exclusive na PlayStation 5, można by od niego oczekiwać next-genowej oprawy. Jednak nic z tych rzeczy. Owszem, grafika jest bardzo ładna, a animacje płynne i pozbawione spadków, ale z pewnością nie jest to poziom, jakiego wszyscy oczekujemy od piątej generacji konsoli Sony. Autorzy mogliby też - ba, powinni! - postarać się o ciekawsze wykorzystanie możliwości padów Dualsense. Szczególnie, że tworzyli grę stricte pod kątem PlayStation 5, prawda?

Do oceny Destruction AllStars można podchodzić na kilka sposobów. Jeśli popatrzymy na nią jak na darmówkę, którą otrzymujemy dodatkowo w ramach PlayStation 5, to jest to miła niespodzianka. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę, że za jakiś czas trzeba będzie za nią zapłacić (i to być może wcale niemało; gra aktualnie kosztuje... 319 złotych!), to sytuacja przestaje być kolorowa. No, ale - znowu z innej strony patrząc - jeśli produkcja będzie w przyszłości rozwijany, to możliwe, że będzie warta nawet wysokiej ceny. W końcu oferuje całkiem przyjemną rozrywkę, a to, czego jej przede wszystkim brakuje, to bogatsza zawartość.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy