Destiny 2 - recenzja

Destiny 2 /materiały prasowe

​Ominął mnie szał na pierwszą odsłonę. Drugą częścią również nie byłem w ogóle zainteresowany, a fakt, że piszę tę recenzję wynika wyłącznie z przypadku.

Do gry podchodziłem zatem ze świeżym umysłem, bez wcześniej wyrobionej opinii. Krótko mówiąc - było mi wszystko jedno, jaki poziom będzie reprezentowało Destiny 2. Wmawiałem to sobie, aż do momentu wzięcia udziału w pierwszej misji fabularnej, która kompletnie rozłożyła mnie na łopatki. Już wtedy wiedziałem, że nie będę w stanie utrzymać neutralnego stanowiska, ponieważ to co zobaczyłem w pierwszych minutach autentycznie mnie zachwyciło. Szkoda tylko, że w środku opowieści napięcie dosyć mocno osłabło.

Historia sequela została osadzona kilka lat po wydarzeniach znanych z poprzedniczki. Tym razem głównym zagrożeniem został Czerwony Legion prowadzony przez zdeterminowanego dowódcę o imieniu Ghaul. Fabuła rozpoczyna się od mocnego uderzenia, którym jest pozbawienie wszystkich Strażników ich Światła, dającego im moc oraz zwiększającego umiejętności bitewne.

Reklama

To niezwykle dramatyczne wydarzenia miało ogromny wpływ na cały świat i jednocześnie w miarę sensownie wytłumaczyło sprowadzenie wszystkich weteranów "jedynki" do pierwszego poziomu postaci. Ukończenie kampanii (mającej trochę nierówny poziom) zajmuje raptem kilka godzin, jednakże w tym czasie trafimy na kilka różnorodnych planet, siądziemy za sterami kilku pojazdów oraz rozprawimy się z setkami paskudnych kosmitów.

Jeśli zasmuciła was informacja o szybkim dotarciu do napisów końcowych, to mam dobrą wiadomość. Ostateczna konfrontacja z Ghaulem jest tak naprawdę początkiem prawdziwej zabawy w Destiny 2. W jej trakcie z pewnością odblokujecie dwudziesty poziom (w tej chwili to maksymalny level, jaki można uzyskać), odblokowując tym samym dostęp do nowych rodzajów misji i całej masy innych aktywności, dzięki czemu, ani przez chwilę nie będziecie narzekać na nudę.

W zależności od naszych preferencji, możemy polecieć na Tygiel, gdzie rozgrywane są starcia pomiędzy graczami (po czterech w drużynie), wziąć udział w wymagających Szturmach lub dołączać do losowych wydarzeń, które są aktywowane w konkretnych odstępach czasowych. Obecna zawartość gry byłaby już wystarczająca, żeby spędzić przed konsolą lub komputerem dobre kilkadziesiąt godzin.

Może was zaskoczę, ale pewne zastrzeżenia wzbudziła u mnie oprawa wizualna. Produkcja z jednej strony zachwyca wodotryskami, przepiękną grą światłocieni oraz rewelacyjnymi projektami map. Z drugiej natomiast niektóre lokacje są pozbawione wyrazu, a jakość tekstur nie zawsze wygląda okazale. Wielokrotnie natrafimy na rozmazane powierzchnie czy brzydką roślinność. Mimo to, na Destiny 2 patrzy się naprawdę dobrze, zwłaszcza, że podczas dynamicznych starć z przeciwnikami raczej nie mamy zbyt wiele czasu na sprawdzanie detali otoczenia.

To, co mnie natomiast urzekło w grze, to przepiękna ścieżka dźwiękowa. Motyw przewodni towarzyszący nam podczas pierwszej i ostatniej misji to prawdziwe dzieło sztuki, które już po kilku dźwiękach za każdym razem przyprawiało mnie o gęsią skórkę. Bungie doskonale wie jak tworzyć epickie momenty, a fundamentem takich scen jest właśnie muzyka.

Druga odsłona Destiny spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Jak już pisałem na wstępie, początkowo gra kompletnie mnie nie obchodziła, ale bardzo szybko zacząłem się przekonywać do świata wykreowanego przez ojców serii Halo - "dwójka" ma wszystko to, czego oczekujemy po rozbudowanej, wysokobudżetowej produkcji. Morda sama cieszy mi się na myśl, że moja przygoda z Destiny 2 dopiero zaczyna rozkwitać i z niecierpliwością czekam na kolejne aktualizacje. Coś czuję, że jeszcze przez wiele godzin będę odgrywał rolę dzielnego Strażnika dbającego o porządek w kosmosie. Dołączcie do mnie, Światła mamy pod dostatkiem!

Ekspert Ceneo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy