Cities in Motion 2

Nie podoba wam się ścisk w autobusach? Tramwaj znów przyjechał za późno i spóźniliście się do pracy? A może metro by się wam przydało? No to teraz zadbajcie o to wszystko sami!

Gracze tęskniący za dobrymi simami (ach, Railroad Tycoon...) mają w ostatnim czasie powody do zadowolenia. Mam na myśli przede wszystkim premierę SimCity, o którym - negatywnie i (głównie) pozytywnie - trąbiło się przez ostatnich kilka tygodni, ale także Cities in Motion 2, które ujrzało niedawno światło dzienne. Co prawda nie jest to symulator burmistrza/prezydenta tak kompletny, wszak zarządzamy w nim komunikacją miejską, a nie całym miastem, ale owa komunikacja miejska została tu rozbudowana znacznie bardziej niż w takim SimCity. Na brak zajęć nie możemy więc narzekać.

Reklama

Nasze zadanie w Cities in Motion 2 polega na przewożeniu mieszkańców mniejszych lub większych (zwykle większych niż w "jedynce") miast z miejsca na miejsce. Wykorzystujemy do tego wszelkie konwencjonalne typy transportu - tramwaje, autobusy, łodzie czy pociągi. To tylko z pozoru wydaje się proste. Już po parunastu minutach przekonujemy się, że w rzeczywistości ogarnięcie wszystkich szczegółów potrafi przerosnąć nawet najdoskonalszych menadżerów. Do naszych obowiązków należy między innymi wytyczanie tras, wyznaczanie godzin przejazdów czy ustalanie cen biletów.

Plansze w Cities in Motion 2 są wyraźnie większe od tych znanych z "jedynki", ale jednocześnie gra straciła nieco na charakterze. O ile w pierwowzorze mogliśmy prześledzić historię komunikacji od 1920 roku aż do wizji przyszłości z 2020 roku, operując w urokliwych miastach, takich jak Wiedeń czy Amsterdam, o tyle w "dwójce" przenosimy się do bardziej anonimowych metropolii w amerykańskim stylu. Niektórym się to spodoba, mnie niezbyt przypadło do gustu. Autorzy wprowadzili do gry cykl dnia i nocy, który sprzyja nie tylko wrażeniom estetycznym, ale także wpływa na rozgrywkę. W godzinach szczytu ulice się zakorkowują, a nad ranem mieszkańcy wracają z imprez. Oczywiście my musimy się do tego wszystkiego dopasować.

Metropolie żyją. Za dnia widać tabuny ludzi, zmierzających do pracy czy na uczelnię, jeżdżące samochody, zaś w nocy wszystko przycicha, po to by niebawem zachwycić nas wschodzącym nad wieżowce słońcem. Ponadto miasta z czasem rozwijają się, oczywiście także dzięki naszym sprawnym działaniom. Tylko dlaczego gra jest taaaka pooowooolna? Zdaję sobie sprawę, że twórcy starali się opracować symulator pełną gębą, w którym zmiany zachodzą powoli i w którym rozwój jest stopniowy, ale niestety zabili przy tym tak pożądane w dzisiejszych czasach (wszyscy spieszą się na jakiś autobus lub tramwaj!) tempo rozgrywki. Na wzrost, który w SimCity mogę osiągnąć w ciągu jednego wieczora, w Cities in Motion 2 musiałbym pracować kilka wieczorów. A może wystarczyło dać graczom możliwość włączenia naprawdę szybkiego upływu czasu?

Niestety na tym bolączki Cities in Motion 2 się nie kończą. W takiej grze budowanie linii metra powinno sprawiać ogromną przyjemność. Być może byłoby, gdyby nie toporne sterowanie oraz ograniczone ustawienia kamery. Podczas zabawy brakowało mi także takich informacji zwrotnych, na jakie można liczyć chociażby w SimCity - tam od razu wiedziałem, co robię dobrze, a co źle, a tutaj nie zawsze było to dla mnie jasne. A na domiar złego autorom nie udało się uniknąć bugów, na które tak narzekano w "jedynce". Podobnie jak tam, tak i tu niejednokrotnie wkurzałem się, gdy gra odmówiła posłuszeństwa. Popełniać błędy każdemu wolno, ale powtarzanie ich jest już niedopuszczalne.

Pomimo tego Cities in Motion 2 to niezły (prawdopodobnie najlepszy na rynku) symulator komunikacji miejskiej, który przypadnie do gustu w szczególności zagorzałym miłośnikom rozbudowanych strategii ekonomicznych. Oni mogą spokojnie dodać do oceny jedno oczko. Pozostali gracze nie będą się raczej bawić tak dobrze, jak oni.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Paradox Interactive | strategiczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy