Call of Duty: Infinite Warfare - Sabotage - recenzja

Call of Duty: Infinite Warfare - Sabotage /materiały prasowe

Czyżby Call of Duty odzyskiwało dawny blask? Po bardzo dobrej, ostatniej odsłonie przyszła pora na naprawdę niezłe DLC.

Call of Duty: Infinite Warfare - Sabotage (bo taki tytuł owo DLC nosi) pojawiło się w sprzedaży kilka dni temu. Nie omieszkaliśmy go przetestować i sprawdzić, czy warto zapłacić za nie 60 złotych. Na samym wstępie zaznaczmy, że dodatek jest przeznaczony wyłącznie dla osób zainteresowanych multiplayerem oraz trybem Zombie. Activision nie wprowadziło w nim żadnych treści, które zainteresowałyby graczy "singlowych". A zatem - do rzeczy!

Call of Duty: Infinite Warfare - Sabotage wprowadza cztery nowe plansze do multiplayera. No, trzy, bo czwarta z nich to przeróbka popularnej z Call of Duty: Modern Warfare 2 mapy o nazwie Afghan. Teraz nazywa się ona Dominion, a jej akcja rozgrywa się... na Marsie. Jeśli graliście na Afghan w Call of Duty: Modern Warfare 2, na pewno dostrzeżecie podobieństwa. Fajnie, że twórcy postanowili odświeżyć popularną planszę z poprzedniczki, ale to, że nie została ona stworzona w stu procentach z myślą o nowej odsłonie, widać i czuć. Chociażby możliwość poruszania się w pionie jest tutaj mocno ograniczona. Tym niemniej będzie to wartościowy smaczek dla każdego fana serii.

Reklama

Kolejna mapa wprowadzona w Call of Duty: Infinite Warfare - Sabotage to Neon. Została ona osadzona w futurystycznej metropolii, z hotelem, szpitalem czy klubem nocnym. Jest to plansza kameralna, której zaletami są bez wątpienia design, pokaźna liczba zakamarków czy liczne, futurystyczne gadżety. Dużo wartkiej akcji na małej przestrzeni.

Także w mieście została osadzona mapa Renaissance. Jednak w tym przypadku nie jest to futurystyczna metropolia, a renesansowe miasteczko. W samym jej sercu znajduje się śliczna katedra, zaprojektowana z niezwykłym pietyzmem. Szkoda tylko, że autorzy nie zadbali o większą liczbę tego typu smaczków. Według nas mogliby też wprowadzić więcej futurystycznych akcentów. Rozumiemy, że to oldschoolowa plansza, ale mówimy przecież o dodatku do Call of Duty: Infinite Warfare.

Na koniec zostawiliśmy chyba najlepszą mapę - Noir. Podobnie jak te omówione wyżej, przenosi nas ona do miasta, ale pod względem estetyki jest to prawdziwy majstersztyk. To coś w rodzaju futurystycznego Brooklynu - mrocznego, a jednocześnie barwnego (głównie dzięki dużej liczbie graffiti), pełnego różnego rodzaju smaczków i z widokiem na Manhattan. Nie brakuje tu ani przestrzeni na większe starcia (te toczą się głównie w jej centrum), ani zakamarków idealnych dla camperów, ani ścian do biegania.

Call of Duty: Infinite Warfare - Sabotage oferuje także nowy scenariusz do trybu Zombie, nazwaną Rave in the Woods. Tym razem przenosimy się do regionu amerykańskich Wielkich Jezior, gdzie bohaterowie zaplanowali sobie imprezę w stylu techno. Plany naturalnie krzyżuje zombie, którym musimy stawić czoła, wykorzystując coraz to nowe gadżety (kupowane za zebrane punkty) i odkrywając nowe obszary na mapie. Świetna kooperacyjna zabawa.

W skrócie. Sabotage to pozycja obowiązkowa dla wszystkich, którym spodobała się rozgrywka wieloosobowa/kooperacyjna Call of Duty: Infinite Warfare. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że 60 zł za cztery nowe mapy (jedna z nich częściowo nowa) i nowy scenariusz do trybu Zombie, ale to zawartość, która wystarczy wam spokojnie na dziesięć lub więcej godzin zabawy. Oby kolejne DLC do Call of Duty: Infinite Warfare trzymały co najmniej podobny poziom!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama