Biomutant - recenzja

Biomutant /materiały prasowe

Tworzenie gier osadzonych w otwartych światach nie jest łatwe. W gruncie rzeczy sztukę te opanowało raptem kilku deweloperów.

CD Projekt RED, Rockstar, Ubisoft, BioWare, Bethesda, Sucker Punch, Nintendo... Myślę, że wszystkich producentów potrafiących tworzyć open worldy, których nie chce się opuszczać (open worldów, nie producentów), można by policzyć na palcach rąk. Do tego zaszczytnego grona chciało dołączyć szwedzkie studio Experiment 101, ale... niestety, musi jeszcze poczekać na swoją kolej. Stworzony przezeń Biomutant to gra gorsza niż się spodziewaliśmy. Jednak nie da się ukryć, że ma też kilka bardzo mocnych stron.

Experiment 101 na pewno nie zawiodło, jeśli idzie o sposób na wyróżnienie się z gąszczu innych RPG-ów akcji w otwartych światach. Zaprosiło nas do kolorowego, wręcz bajkowego świata, w którym ludzie już dawno wymarli, a w postapokaliptycznej rzeczywistości odnalazły się zupełnie nowe stworzenia, starające się teraz stworzyć własną cywilizację. Jednym z nich jest główny bohater, o którego wyglądzie i statystykach decydujemy na samym początku. Wybieramy jego pochodzenie oraz klasę postaci (snajper, komandos, psioniczny maniak, sabotażysta lub strażnik), a także ustalamy poziom siły, zręczności, inteligencji, charyzmy oraz żywotności.

Reklama

Punktem zaczepienia dla fabuły jest chęć zemsty, ale już wkrótce sprawy komplikują się jeszcze bardziej. Niedługo po rozpoczęciu zabawy zostajemy wplątani w nieoczekiwaną przygodę, od której będą zależeć losy całego świata. Wątek przewodni jest dość prosty i niezbyt interesujący. Jest trochę lepiej, jeśli wzbogacimy doświadczenie o baczniejszą eksplorację świata. Jednak w gruncie rzeczy od RPG-ów akcji oczekuję zdecydowanie większego nacisku na opowiedzenie ciekawej historii. Fabuła najpierw bardzo powoli się rozkręca, a gdy już nabierze tempa, to niedostatecznie rozwija poszczególne wątki, kończąc się po raptem kilkunastu godzinach. Pod tym względem nie ma nawet co porównywać Biomutanta do najlepszych reprezentantek gatunku.

Spodobało mi się natomiast to, że gra jest w dość dużym stopniu nieliniowa. Od decyzji graczy zależy nie tylko samo zakończenie, ale na przykład także to, czy protagonista będzie dobrym bohaterem, czy też szwarccharakterem. To ewidentna inspiracja pamiętnym Fable. Ja do tego dodałbym jeszcze podobieństwa do Zeldy: Breath of the Wild. Tak jak w przygodach Linka, w Biomuntancie otrzymujemy od razu niemal całkowitą swobodę w zwiedzaniu świata, ale jednocześnie musimy uważać na panujące wokół warunki - mróz, ale też gorąc czy radioaktywność. W przemieszczaniu się po świecie wspomagamy się także lotnią. A to dalej nie koniec inspiracji Zeldą. Podobna jest także walka. Posiada podobną dynamikę i mechanikę. Stanowi połączenie uderzeń bronią białą ze strzelaniem oraz korzystaniem ze specjalnych zdolności. Wszystko jest tylko bardziej... odjechane. No, bo czy na przykład w Zeldzie można biegać z młotem zbudowanym m.in. z głowicy silnika?

Biomutant ukazał się już w epoce nowej generacji konsol i w związku z tym gracze mają prawo oczekiwać od niego więcej w kwestii oprawy graficznej. Tymczasem produkcja 101 Experiment wypada pod tym względem zaledwie średnio. W otwartych światach zawsze robię sobie przerwy na swobodną eksplorację i podziwianie widoków, a tutaj zwyczajnie nie miałem na to ochoty, bo nie za bardzo było co podziwiać - otoczenie nie jest ani specjalnie ładne, ani nawet specjalnie różnorodne. Tak interesujący świat prosi się o zdecydowanie lepszą i bardziej zróżnicowaną grafikę.

Tak, wiem, że Zelda: Breath of the Wild też nie jest piękna, ale raz, że nadrabia całą resztą (w tym fabułą, która w Biomutancie zawodzi), a dwa, że odpalając grę na Nintendo Switcha, człowiek nie spodziewa się zachwycającej szaty wizualnej. Co innego, gdy włącza najnowszy tytuł stworzony z myślą o pecetach i dużych konsolach. Poza tym Biomutant jest niedopracowany od strony technicznej, co powoduje zaskakujące spadki płynności nawet na mocnych pecetach i konsolach nowej generacji (które, tak swoją drogą, za jakiś czas powinny doczekać się graficznego upgrade'u gry). Wypuszczone po premierze łatki trochę już ten stan rzeczy poprawiły, ale wciąż jest na co narzekać.

Biomutant nie zawiódł mnie jakoś szczególnie, bo nie nastawiałem się na to, że będzie to gra na poziomie przebojów Rockstara, BioWare'u czy "Redów". Ostatecznie jestem po prostu usatysfakcjonowany, nic więcej. Uważam, że to całkiem przyzwoity RPG akcji, ale nie dla osób, dla których najważniejsza jest fabuła oraz oprawa graficzna. Pod tymi względami produkcja 101 Experiment nie domaga.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: BioMutant
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy