Battletoads - recenzja

Battletoads /materiały prasowe

​Co za powrót! Ostatnio w Battletoads mieliśmy okazję zagrać prawie trzydzieści lat temu. Czy możemy się cieszyć z powrotu walecznych żab?

Przez wiele lat tzw. chodzone bijatyki znajdowały się na dalekim planie, bez większych szans na przebicie się do masowego odbiorcy. Ostatnio sytuacja nie obróciła się może o sto osiemdziesiąt stopni, ale z całą pewnością uległa znaczącej poprawie. Wystarczy wspomnieć o całkiem sporych sukcesach takich gier, jak River City Girls czy Streets of Rage 4. W ten coraz śmielszy powrót beat'em upów włączyło się także studio Dlala, które wydało na świat Battletoads, czyli wznowienie popularnej bijatyki z... 1991 roku.

Wielu spośród czytających te słowa może zatem w ogóle nie kojarzyć tego tytułu. Ale nic nie szkodzi. Nie jest to restart skierowany tylko do tych, którzy zagrywali się w Battletoads na początku lat dziewięćdziesiątych. To propozycja stworzona z myślą o wszystkich osobach, które zwyczajnie lubią dobrą zabawę. Gra jest wprawdzie kontynuacją poprzednich odsłon, ale raz, że fabuła nie ma w niej zbyt dużego znaczenia, a dwa - która z osób, które grały w oryginał, cokolwiek z niego pamiętają? No właśnie.

Reklama

Niemniej wypada wspomnieć chociaż w trzech zdaniach, o czym traktuje fabuła Battletoads. Głównymi bohaterami są trzy waleczne, antropomorficzne żaby, które po uratowania świata dowiadują się, że wszystkie ostatnie sukcesy odnosiły, żyjąc w symulacji pozwalającej na robienie tego, co tylko podpowiadała wyobraźnia. Okazuje się, że w rzeczywistości ropuchy są zwyczajnymi, niepotrzebnymi nikomu płazami. Postanawiają jednak coś z tym zrobić i zawalczyć o chwałę i sławę. A przy okazji rozliczyć się z jednym ze swoich dawnych wrogów.

Fabuła fabułą, ale chyba nikt nie odpali Battletoads z myślą o tym, żeby przeżyć niesamowitą historię. W tej grze liczy się przede wszystkim gameplay. Na ten składają się w pierwszej kolejności efektowne bijatyki, ale nie tylko. W produkcji Dlala Studios znalazło się też miejsce dla wyścigów, elementów platformowych oraz minigier, które stanowią świetną odskocznię od obijania gąb całych zastępów przeciwników. Są nią także starcia z bossami - ciekawsze i bardziej wymagające od standardowych potyczek. Całość stanowi naprawdę przyjemny w odbiorze hołd złożony popularnym grom z lat dziewięćdziesiątych (a nawet osiemdziesiątych).

Battletoads nie jest grą długą, ale - jak na swój gatunek - nie jest też krótka. Na ukończenie głównego wątku potrzeba pięciu, może sześciu godzin. Na najniższym poziomie trudności. Na tych wyższych prawdopodobnie czas ten wyraźnie się wydłuży. Poza tym, jeśli zechcemy odkryć wszystkie przedmioty kolekcjonerskie, możemy śmiało doliczyć kolejne kilka godzin. Warto też zwrócić uwagę na to, że Battletoads nie zostało w żaden sposób sztucznie wydłużone. Wręcz przeciwnie, twórcy wypchali produkcję zróżnicowanymi lokacjami i przeciwnikami, zaskakującymi i wzbudzającymi melancholię minigrami, a także żartami, z których trudno się nie zaśmiać. Nie można zapomnieć także o kooperacji, która pozwala na wspólną zabawę przed jednym komputerem lub konsolą nawet trzem graczom. Już sobie wyobrażam te wszystkie spotkania graczy po trzydziestce, którzy będą chcieli sobie wspólnie przypomnieć, jak to się kiedyś grało we wszelkiego rodzaju "naparzanki"!

Battletoads wygląda i brzmi dokładnie tak jak powinna gra tego typu. Autorzy zrezygnowali wprawdzie ze stylistyki retro, stawiając na komiksowość, ale efekt jest świetny. Podobają mi się animacje towarzyszące walkom, jak również wszystkie przerywniki. Świetnie wypada także udźwiękowienie - zarówno odgłosy starć, rockowa muzyka, nakręcająca do walki, jak i głosy postaci, których możemy posłuchać w cutscenkach.

Jeśli lubicie dobrą, niczym nieskrępowaną zabawę, polegającą w tym przypadku przede wszystkim na parciu naprzód i toczeniu efektownych walk (choć nie tylko), to Battletoads jest grą dla was. Powinna to być także niezwykle sentymentalna wyprawa dla każdego, kto miał okazję grać w oryginał te niemal trzy dekady temu (lub w wielu naśladowców, którzy pojawiali się w kolejnych latach). Żal nie spróbować także ze względu na cenę. W ogóle w ramach usługi Game Pass jest obecnie dostępna za darmo. A jeśli zechcecie ją kupić na Steamie, zapłacicie niewiele ponad 50 złotych. Zdecydowanie warto!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy