BattleTech - recenzja

Strategie turowe mają zdecydowanie pod górkę. Poza serią XCOM (chyba najpopularniejszą obecnie reprezentantką tego gatunku) moglibyśmy pewnie wymienić raptem kilka tytułów wartych uwagi, które ukazały się w ostatnich latach.

Z tym większym zainteresowaniem zaczęliśmy spoglądać w stronę BattleTecha - gry, której nie wyczekiwaliśmy z wypiekami na twarzy, a która bardzo pozytywnie nas zaskoczyła. To strategia turowa, w której przenosimy się do odległej przyszłości i stajemy na czele prywatnej organizacji militarnej. Jesteśmy siłą do wynajęcia, w której do naszych obowiązków - poza dowodzeniem najemnikami podczas kolejnych misji - należy także pilnowanie kwestii finansowych. Połączenie taktycznych potyczek z aspektem ekonomicznym wypada tutaj naprawdę dobrze.

Reklama

Zadania w BattleTechu realizujemy w różnych zakątkach kosmosu. Zdarza nam się odwiedzać planety pustynne, skute lodem czy zalesione. Na różnorodność nie sposób narzekać. W potyczkach wykorzystujemy różne rodzaje mechów - jedne są szybsze, ale mają mniejszą siłę rażenia; inne są potężne, lecz powolne; są też i takie, które można określić mianem średniaków. Nie można na pewno wskazać żadnego typu jako najbardziej pożytecznego, bo każdy z nich odgrywa swoją rolę.

Walka w BattleTechu jest wymagająca. Jeśli chcemy sprawnie wykonywać zadania, nie odnosząc przy tym zbyt wielu szkód (co istotne, bo każda naprawa mecha wiąże się z jego przerwą w pracy na krótszy lub dłuższy czas), musimy myśleć o naprawdę wielu niuansach. Warto zwracać uwagę na słabsze punkty przeciwników czy wykorzystywać szansę na wykonanie uniku. Podzespoły w naszych mechach mogą się przegrzać, o czym musimy nieustannie pamiętać. Nie mogło zabraknąć także różnych typów broni, które z czasem uczymy się coraz lepiej dobierać. Są wśród nich karabiny, lasery czy wyrzutnie rakiet. W razie potrzeby (na przykład, aby uniknąć przegrzania) można także zaatakować wroga wręcz.

Autorzy ze studia Harebrained Schemes wprowadzili w BattleTechu wątek fabularny, ale nie jest on szczególnie interesujący. Jednak nawet, gdybyśmy chcieli się go kurczowo trzymać, raczej nie możemy sobie na to pozwolić. Dlaczego? Ano, dlatego, że cały czas musimy dbać o kondycję finansową naszej organizacji. Aby było nas stać na jej utrzymanie, musimy przyjmować różnego rodzaju zlecenia, które nie popychają fabuły naprzód, ale pozwalają nam zarobić. W związku z przeciętną jakością opowiedzianej w grze historii nie mieliśmy z tym najmniejszego problemu. Z przyjemnością realizowaliśmy kolejne kontrakty.

Poza misjami i aspektem ekonomicznym w BattleTechu pojawiły się także elementy RPG-owe. Podczas gry możemy nie tylko dobierać broń czy pancerz, ale także rozwijać pilotów mechów (ten element autorzy mogliby bardziej rozwinąć), rozmawiać z członkami załogi, a nawet podejmować raz na czas decyzje. Nic wielkiego, ale to przyjemne urozmaicenie trzonu rozgrywki.

BattleTech z pewnością nie jest grą dla każdego. Przede wszystkim nie jest dla osób, które oczekują rozgrywki toczącej się w szybkim tempie. Przygoda z produkcją Harebrained Schemes rozpoczyna się od samouczka, po którym następuje grubo ponad godzinny fragment, który można potraktować za wprowadzenie. A dalej? Dalej wcale nie robi się jakoś super dynamicznie. I mamy tutaj na myśli zarówno same potyczki, jak i podróże między planetami. Jeśli chcecie w pełni docenić to, co w BattleTechu najlepsze (złożone, taktyczne potyczki oraz warstwa ekonomiczna), najlepiej przygotujcie sporo czasu i chociaż odrobinę cierpliwości.

BattleTech prezentuje się całkiem nieźle, choć odnieśliśmy wrażenie, że podczas kolejnych misji odwiedzaliśmy tę samą planszę (w najlepszym wypadku zestaw kilku plansz), tylko z przemieszanym układem terenu oraz zmienionymi teksturami. No, ale mimo wszystko musimy przeznać, że otoczenie cieszy oko. A jeszcze lepiej wyglądają same mechy - majestatyczne, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach i płynnie animowane. Z nieskrywaną przyjemnością oglądaliśmy kolejne potyczki i eksterminację wrogich robotów.

Jeśli - podobnie jak nam - marzyła wam się od dawna turowa strategia jak za starych, dobrych czasów, BattleTech po prostu musi was zainteresować. Nie tylko dlatego, że "na bezrybiu i rak ryba", ale także - a raczej przede wszystkim - dlatego, że to naprawdę udana gra. Gdyby tylko miała ciekawszy scenariusz i dynamiczniejszy przebieg rozgrywki, zasłużyłaby z pewnością na "ósemkę". Ale mocna "siódemka" to także wyraźna rekomendacja dla wszystkich miłośników strategii bitewnych.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Battletech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy