Armikrog - recenzja

Po prawie dwudziestu latach od premiery The Neverhood doczekał się duchowego następcy. Przed wami Armikrog!

Jeśli nie słyszeliście do tej pory o The Neverhood, to nic dziwnego. Po pierwsze - ta nieszablonowa i niezwykle zabawna przygodówka pochodzi sprzed prawie dwóch dekad (dokładnie z 1996 roku). A po drugie - nie zdobyła ona tak dużej popularności, jak Monkey Island czy Grim Fandango. Jednak dla pewnej grupy graczy była to produkcja wyjątkowa. Aż do dziś czekali oni na jej kontynuację. Co prawda wydany właśnie Armikrog nie jest oficjalnym sequelem, ale grę bez wątpienia można nazwać duchowym następcą.

Nie tylko dlatego, że wygląda ona bardzo podobnie do The Neverhood i została zrealizowana w zbliżony sposób, ale także - a może przede wszystkim - dlatego, że odpowiada za nią ten sam człowiek. To Doug TenNapel, który stworzył nie tylko kultowe (w pewnych kręgach) przygody zabawnego plastelinowego ludzika, Klaymena, ale także już bardziej znanego Earthworm Jima. A to nie wszystko. W prace nad Armikrogiem zaangażowano także Eda Schofielda i Mike'a Dietza, którzy pracowali razem z TenNapelem nad The Neverhood, a także Terry'ego S. Taylora, który stworzył ścieżkę dźwiękową na jego potrzeby. Czy panowie po tak długim czasie znów potrafili nas oczarować?

Reklama

Głównym bohaterem Armikroga jest niejaki Tommynaut, plastelinowy ludzik przypominający Klaymena. Wyrusza on na poszukiwania rzadko spotykanego surowca o nazwie P-tonium, który jest mu niezbędny do uratowania jego rodzinnego świata. W kosmiczną podróż udaje się wraz z Beak-Beakiem, zwierzakiem przypominającym psa. Niestety, wyprawa nie idzie po jego myśli. Statek kosmiczny, którym podróżuje wraz ze swoim towarzyszem, rozbija się na nieznanej planecie, w tajemniczej budowli. Cel na najbliższy czas jest jasny - wydostać się z tego miejsca. Wcześniej będziemy jednak musieli rozwiązać cały szereg prostszych i trudniejszych łamigłówek, co zajmie nam - w zależności od naszego poziomu zaawansowania - trzy do czterech godzin.

Zagadki wypełniają lwią część Armikroga. Jeśli liczycie na ciekawą historię czy zabawne dialogi, to będziecie zawiedzeni. W zasadzie produkcja TenNapela nie jest typową przygodówką. To raczej zbiór wymagających łamigłówek, wzbogaconych o szczątkową, raczej niezbyt interesującą historię. Grę charakteryzuje wysoki poziom trudności, co z pewnością docenią miłośnicy przygodówek sprzed lat. Podczas zabawy przydaje się zdolność kombinowania i dobra pamięć. Jeśli brakuje wam tej drugiej, lepiej zaopatrzcie się w notatnik i coś do pisania. Zapomnijcie bowiem o jakimkolwiek notatniku wewnątrz gry. Armikrog jest prosty aż do bólu. Nie ma tu wsparcia dla klawiatury, nie ma żadnych opcji (poza jedną, dotyczącą wyświetlania napisów) - wystarczy mysz, to wszystko. Klik, klik, klik...

Jedną z silniejszych stron Armikroga jest oprawa graficzna, która na każdym kroku przypomina nam tę z The Neverhood. Autorzy ponownie wykorzystali technikę animacji poklatkowej oraz opracowali wszelkie postacie i lokacje w taki sposób, aby wyglądały niczym wykonane z plasteliny. Wszystkie ruchy postaci oraz projekty odwiedzanych miejsc po prostu zachwycają. Ani na minutę nie potrafiliśmy oderwać wzroku od tego, co oglądaliśmy na ekranie. Znakomitym uzupełnieniem dla oprawy graficznej jest ścieżka dźwiękowa. Terry S. Taylor spisał się na medal. Jednak nie wszystko od strony wizualnej w Armikrogu zachwyca. Gra aktorska wypada zdecydowanie gorzej od muzyki, a ponadto podczas zabawy dokuczały nam bugi.

Armikrog to produkcja bardzo nierówna. Śliczna, klimatyczna i wymagająca, ale jednocześnie na dłuższą metę monotonna oraz pozbawiona ciekawej historii (na którą bardzo liczyliśmy) czy zabawnych dialogów. Naszą chęć zagrania w kontynuację - czy duchowego następcę - The Neverhood - zaspokoiła tylko po części. Absolutnie nie żałujemy, że ją uruchomiliśmy, ale jesteśmy bardzo dalecy od zachwytów. Jednak mimo to będziemy gorąco kibicować zespołowi Pencil Test Studios, jeśli zdecydują się na kolejną próbę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama