A Plague Tale: Innocence - recenzja

A Plague Tale: Innocence /materiały prasowe

​Gdyby chcieć określić A Plague Tale: Innocence równoważnikiem zdania, można by napisać, że to takie The Last of Us w średniowiecznej Francji.

Zaintrygowany? I całkiem słusznie, bo ta produkcja studia Asobo (znanego z prac nad ReCore i The Crew) oferuje nie tylko jedną z najciekawszych tematyk w ostatnim czasie, ale również jedną z najbardziej wciągających fabuł, z jakimi zetknąłem się w tym roku. Ba, w ostatnich kilku latach! Prawdę pisząc, nie spodziewałem się, że A Plague Tale: Innocence okaże się aż tak dobrą grą.

Jej początek nie zwiastuje większych napięć ani tym bardziej tragedii. Jest wręcz sielankowy. Ot, spacerujemy sobie po lesie, świeci słońce... Jednak to tylko pozory, które bardzo szybko znikają. Kilka chwil później przekonujemy się, że trafiliśmy do pięnastowiecznej Francji, u której bram czyha wróg, a wewnątrz grasuje plaga dżumy szerzona przez miliony szczurów. To w tych okolicznościach poznajemy kilkunastoletnią Amicię oraz pięcioletniego Hugo - rodzeństwo, które traci rodziców i zapada na tajemniczą chorobę. Żeby tego było mało, z horyzontu wyłania się francuska inkwizycja, która zaczyna interesować się nasza dwójką.

Reklama

Dobrze, tyle wystarczy słowem wstępu. Nie chcę zdradzać nic więcej, aby nie popsuć ci zabawy. A tej w zgłębianiu historii dwójki młodzieńców powinieneś mieć co nie miara. Autorzy postarali się nie tylko o to, aby opowieść była złożona (nie ograniczyli się do pojedynczego wątku), ale również o to, aby każda jej część była odpowiednio interesująca. Tak naprawdę sama opowieść i sposób jej przedstawienia (raz wywołujący niedowierzanie, kiedy indziej uderzający okrucieństwem, a do tego z bardzo umiejętnie poprowadzonym tempem) wystarczyłyby, aby utrzymać mnie przy ekranie aż do samego końca. A to nie jedyne, co A Plague Tale: Innocence ma dobrego do zaoferowania.

A Plague Tale: Innocence to gra raczej powolna, żeby nie powiedzieć - ospała. Jednak należy to bez wątpienia rozpatrywać jako zaletę, podobnie jak to było w przypadku The Last of Us. Mamy dzięki temu lepiej wczuć się w postacie, historię, otaczający nas świat (swoją drogą, znakomicie przedstawiony) oraz rozgrywającą się w nim tragedię. Większość czasu spędzamy na eksplorowaniu kolejnych lokacji, skradaniu się i unikaniu zagrożenia czy na rozwiązywaniu łamigłówek (całkiem ciekawie pomyślanych). W świetny sposób wykorzystano także wspomniane szczury, które nie tylko rewelacyjnie wyglądają, ale również dodają rozgrywce emocji. Gdy tylko stada szkodników pojawiały się na ekranie, od razu podnosił mi się poziom adrenaliny i zaczynałem kombinować, jak ich uniknąć. Za ich sprawą powstał w A Plague Tale: Innocence taki mały horror.

A Plague Tale: Innocence odznacza się niesamowitym klimatem, który będę wspominał jeszcze długo po ukończeniu gry. Oczywiście w dużej mierze udało się go osiągnąć za pomocą oprawy audiowizualnej. Wizja artystyczna stworzona przez Asobo jest po prostu fenomenalna. Gdziekolwiek gra mnie nie rzuciła, byłem pod wrażeniem autentyzmu i pietyzmu, z jakim stworzono poszczególne lokacje, a także pokazano żniwa zbierane przez dżumę. Atmosfera jest cały czas potęgowana przez dźwięki, muzykę oraz świetną grę aktorską. Jeśli miałbym natomiast wymienić jakieś wady, byłyby to z pewnością animacje - pozostawiają one nieco do życzenia.

Przejście A Plague Tale: Innocence powinno wam zająć trochę ponad dziesięć godzin. To rozsądny czas, biorąc pod uwagę, jak ciekawa, dopracowana i piękna jest to gra. Po jej ukończeniu nie ma już po co do niej wracać (nie odblokowuje się żaden dodatkowy tryb ani nic podobnego), ale można się było tego spodziewać. Autorzy od samego początku mówili wprost, że tworzą liniową przygodę dla pojedynczego gracza. Jeśli tego właśnie szukasz i chcesz poznać poruszającą historię, kupuj bez chwili zastanowienia. Tylko uważaj na szczury!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: A Plague Tale: Innocence
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy