Zagrajmy w to jeszcze raz

​Pytanie, które prędzej czy później paść musi, to: czy emulacja jest w ogóle legalna? Chcielibyśmy napisać, że odpowiedź jest prosta, ale tak łatwo niestety nie będzie. Wszystkie znaki na ziemi i niebie mówią "Trochę. W sumie. Tak jakby".

Między bajki można włożyć popularne wiele lat temu na różnych stronach internetowych informacje, że ściągnięty plik trzeba skasować przed upływem 24 godzin. Nie ma i nie było prawa, które by na coś takiego pozwalało - byłoby to prawo, delikatnie mówiąc, durne.

Niestety, chociaż niegłupia, ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych przydaje się nam w rozmowach na temat emulacji mniej więcej w tym samym zakresie co wspomniany mit - czyli prawie wcale. Jej siódmy rozdział, zatytułowany "Przepisy szczególne dotyczące programów komputerowych", jest mocno niedoprecyzowany i sam sobie zaprzecza: w ramach eksperymentu myślowego, na podstawie spisanych tam artykułów, można obronić i obalić dowolną tezę na temat emulacji.

Reklama

Przygotowując ten poradnik, wyszliśmy więc z założenia, że sprawdzimy, jak poradzono sobie z tym zagadnieniem w USA i bardziej zaawansowanych cywilizacyjnie częściach Europy - chociażby w Wielkiej Brytanii. Okazuje się, że potencjalne problemy rozwiązano tam albo za pomocą jasnego prawa, albo ustanawiających precedensy pozwów sądowych. W najprostszej formie sprzedać można te reguły następująco: korzystanie z emulatorów jest legalne - nielegalne jest ściąganie gier z internetu.

Jeżeli sami wykonacie sobie kopię zapasową jakiejś produkcji, nie ma żadnego problemu. Nintendo będzie marudziło, że nie jest wam do niczego potrzebna, ale wystarczy wspomnieć o żywotności płyt albo bateryjek z zapisanymi stanami gier na Game Boyu, żeby nie mieli argumentów. Przegrane przez Sony i Segę sprawy sądowe sprawiają, że jeżeli ma się ochotę w to bawić, warto pamiętać głównie o zdrowym rozsądku. Nikt nie ściga nikogo dlatego, że odpalił sobie konsolową grę sprzed 20 lat na komputerze. Nikt was nie skaże na więzienie za chęć przypomnienia sobie dzieciństwa, kiedy nie macie/nie stać was na sprzęt.

Okazało się, że skuteczniejszą i mniej kosztowną walką z chęcią emulowania czegokolwiek było zapoczątkowane przez Nintendo sprzedawanie klasyków za pomocą
dystrybucji cyfrowej. Podobną ofertę miało Sony na PS3 i z takimi rzeczami kombinuje teraz, testując usługę streamingową PlayStation Now.

Jeżeli jednak macie ochotę założyć stronę, na której będziecie udostępniać zgrane ROM-y gier, jesteście na prostej drodze do sądu. Jeżeli ktoś złapie was na udostępnianiu torrenta z gigabajtami starych tytułów - tak samo.

Pamiętajcie więc: przede wszystkim warto sprawdzić, czy produkcja, którą chcecie emulować, jest dostępna w dystrybucji cyfrowej na nowych konsolach. Jeżeli nie: sprawdźcie, ile kosztują sprzęt i gra. Jeżeli nie ma opcji, żebyście się zaopatrzyli we wszystko - zripujcie klasyka z własnej płyty czy kartridża. Nie macie do niego dostępu? Zostają jeszcze strony pozwalające pograć w hity sprzed lat online. Dopiero gdy nawet na to nie ma opcji... no cóż: w tym momencie zaczynacie ryzykować!

W przypadku ściągania samych ROM-ów ze stron prowadzonych przez innych nikt się najpewniej do was nie przyczepi, ale to już balansowanie na granicy. Jednak dopiero założenie takiej strony samemu będzie jej zdecydowanym przekroczeniem.

CD Action
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy