Xbox One: Wojskowy o nowej konsoli Microsoftu

Wprowadzony w Xboksie One obowiązek łączenia się z internetem co 24 godziny spotyka się z miażdżącą krytyką niemal ze wszystkich stron.

Do chóru dziennikarzy i zwykłych graczy dołączyli... amerykańscy żołnierze. Jeden z nich twierdzi, że w ten sposób gigant z Redmond "wyalienował" wojskowych stacjonujących poza granicami swojego kraju. Żołnierze wysłani na zagraniczną misję - np. do Afganistanu lub Iraku - nie mają wielu rozrywek. Dlatego bardzo często w czasie wolnym pomiędzy patrolami umilają sobie czas grając w Halo czy Mass Effect. W bazach wojskowych powstały nawet specjalne sklepy z grami, a niektóre firmy, takie jak EA, przygotowują edycje swoich produkcji tylko dla żołnierzy.

Reklama

Nic więc dziwnego, że wiadomość o obowiązku logowania się do internetu raz na dobę w Xboksie One wywołała oburzenie wśród wojskowych. W zagranicznych bazach dostęp do sieci to rzadki luksus, przez co nowa konsola Microsoftu będzie tam po prostu bezużyteczna. Swoje obawy i żale wylał na łamach Gamasutry Jay Johnson, jeden z żołnierzy amerykańskich Navy Seals.

"Największym grzechem Microsoftu popełnionym wobec wszystkich wojskowych jest ich zaskakująca decyzja o obowiązku otrzymania przez Xboksa One wiadomości ze swojej "bazy" co 24 godziny. Jestem tak wściekły z tego powodu, ponieważ ja i moi bracia oraz siostry broni nie będziemy mogli grać na Xboksie One na misji wojskowej. Nigdy więcej głos Master Chiefa ratującego ludzkość nie rozbrzmi w pomieszczeniach statku USS Abraham Lincoln lub innego okrętu w czasie naszej kilkugodzinnej przerwy od pracy. Nigdy więcej nie zobaczycie Marcusa i Doma przebijających się przez hordy Szarańczy w bazach w Afganistanie po tym, gdy marines wrócą z patrolu i będą chcieli uciec od otaczającej ich rzeczywistości. Te dni są teraz za nami. Microsoft jednym ruchem wyalienował wszystkich wojskowych i to nie tylko amerykańskich, ale na całym świecie" - pisze wojskowy.

Dla Johnsona jest to tym bardziej smutne, że do tej pory był zwolennikiem konsol Microsoftu. Teraz jednak nie zamierza kupić Xboksa One w dniu premiery.

"W rzeczywistości Xbox One może zostać nazywany Halo-Boksem, ponieważ nie kupię konsoli, nim nie wyjdzie nowa część Halo. Podczas gdy developerzy coraz bardziej koncentrują się na systemie multiplatformowym, jak wiele tak naprawdę stracę? Żaden z exclusivów, zarówno Sony jak i Microsoftu, mnie nie podekscytował, poza zwiastunem Halo. Po prostu - poza Halo i Forzą - Sony ma lepsze exclusivy. Z developerami takimi jak Quantic Dream, Naughty Dog i majaczącymi na horyzoncie tytułami pokroju The Last Guardian i wszystkimi grami na wyłączność PS4, mam wrażenie, że będzie mi znacznie lepiej z Sony. Ile więc tak naprawdę stracę? Choć uważam, że Forza jest lepsza (przynajmniej na razie) od Gran Turismo, seria GT wciąż jest bardzo dobra i mogę w nią grać, będąc na morzu. Choć jestem ogromnym fanem Halo, czekanie na kolejną część i mój ewentualny zakup Halo-Boksa mogę wykorzystać na odkrycie serii Killzone. Wszystkie inne produkcje od Assassin’s Creeda po Call of Duty mogę mieć na PS4, w trybie offline i będąc w mojej małej kajucie na statku bez obaw o kłopoty z programowaniem, które dotknęły developerów w przypadku PS3" - kontynuuje Johnson.

Johnson przyznaje, że wojskowi stanowią "mniej niż jeden procent populacji", ale zaznacza, że odcięcie Xboksa One od członków armii, będzie miało "większe konsekwencje, niż wydaje się" Microsoftowi. Zdaje też sobie sprawę, że developerzy na PS4 będą mogli wprowadzić mechanizmy pokroju online passów i innych systemów wymagających połączenie z siecią.

"Nie róbcie tego. Nie odcinajcie nas obowiązkiem połączenia z internetem od swoich gier. Będzie was to kosztowało pieniądze i szacunek. To lekcja, którą Microsoft dopiero wyciągnie" - dodaje żołnierz.

Brzmi groźnie, prawda? Problem w tym, że wydaje się mało prawdopodobne, by Microsoft przejął się słowami wojskowych.

CD Action
Dowiedz się więcej na temat: Xbox One | Microsoft
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy