Ukraińska gra o Auschwitz jednak nie powstanie

Ukraińska firma odstąpiła od produkcji kontrowersyjnej gry /123RF/PICSEL

​"Prace nad grą zostały wstrzymane" - informuje oficjalna strona internetowa produkcji pod tytułem Cost of Freedom. Projekt ukraińskiego studia Alien Games nigdy nie wyglądał zbyt poważnie czy profesjonalnie, lecz wywołał ogromną burzę w polskich mediach, ze względu na miejsce akcji - obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau.

Deweloperzy zakładali, że przygotują grę sieciową, a dodatkową kontrowersją był fakt, że mieliśmy wcielać się nie tylko w więźniów, ale także w drugą stronę konfliktu, a więc w nazistowskich strażników. Wśród interesujących opcji wymieniano między innymi "decydowanie o czyimś życiu".

Do tego planowanie ucieczki z wykorzystaniem systemu rzemiosła i zbieranych w okolicy łupów. Co najdziwniejsze, z opisu na oficjalnej stronie wynikało, że całość przypominała nieco wariację na temat gry towarzyskiej Mafia, gdzie kluczowe jest okłamywanie uczestników zabawy co do roli, jaką odgrywamy.

Reklama

Całość obarczono zestawem zrzutów z ekranu, a w sieci wkrótce później pojawiły się także materiały wideo. Obrazki były prawdziwe, ale już najnowsze materiały wideo spreparowały osoby trzecie, bez związku ze studiem Alien Games, co w tajemniczy sposób umknęło uwadze dziennikarzy z Polski.

Sprawą zajęła się nawet "Rzeczpospolita" oraz "Gazeta Wyborcza", co szybko przełożyło się na sporo teorii spiskowych, związanych między innymi z teorią, że gra stanowi manipulacje ze strony Rosji. Zrobiło się na tyle głośno, że Warszawska Prokuratura Okręgowa wszczęła w tej sprawie śledztwo.

Dmitrij Dybin z Alien Games początkowo odpierał zarzuty i na łamach rosyjskiego serwisu igromania.ru odważnie kontrował, że dziennikarze z Polski "na wstępie nazwali trailer prowokacją Rosji, to wyglądało bardzo śmiesznie, ponieważ trailer został wykonany na Ukrainie" - mówił.

"Wszystko inne to nieprawdziwa, zniekształcona informacja, którą łatwo znaleźć w internecie. Mało tego, mogę nawet podać ich do sądu za zniesławienie" - dodał Dybin.

Wygląda jednak na to, że do pozwów ze strony Dybina nie dojdzie. Najwidoczniej jego studio doszło do wniosku, że nadmierne kontrowersje nie są mu na rękę i dlatego prace wstrzymano, o czym łamaną angielszczyzną poinformowano na stronie projektu.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy