Star Citizen: Premiera gry zagrożona?

Star Citizen - genialna, najbardziej rozbudowana gra czy największy przekręt finansowy w historii? Czas pokaże /materiały prasowe

Twórcy jednej z najbardziej emocjonujących gier, która powstaje od ponad pięciu lat potrzebują kolejnego zastrzyku gotówki. Co to może oznaczać biorąc pod uwagę fakt, że budżet projektu początkowo zakładał sumę 500 tysięcy dolarów, by następnie rozrosnąć się do gigantycznej kwoty 150 mln dolarów?

Wygląda na to, że jedna z najdroższych gier w historii może nie doczekać premiery. Star Citizen zebrał już 150 milionów dolarów, co oznacza, że na liście najdroższych gier zajmuje drugie miejsce (za Star Wars: The Old Republic, którego stworzenie kosztowało 200 mln dolarów). Jest droższy od takich hitów z otwartym światem, jak Wiedźmin 3 (46 mln dolarów), Red Dead Redemption (ok. 100 mln dolarów) i GTA V (137 mln dolarów).

Reklama

Oczywiście we wszystkich przypadkach mowa o pieniądzach wydanych na samo tworzenie gier, marketing to bowiem osobny budżet, także w przypadku Star Citizena. Dla przypomnienia: pierwotnie twórcy chcieli dostać na stworzenie gry 500 tysięcy dolarów, a choć wraz z rosnącym stanem konta dodawali kolejne cele, najdroższy z nich wycenili na 6 mln dolarów.

Ale to nie koszty są głównym problemem, tylko czas. Star Citizen powstaje bowiem już prawie pięć lat (zbiórka zakończyła się w listopadzie 2012), a nadal istnieje jedynie jako alfa. W znacznie krótszym czasie ukończono choćby podobne, jeśli chodzi o skalę oraz tematykę, Elite: Dangerous, niecałe pięć lat trwało również stworzenie Wiedźmina 3.

Tymczasem do końca miesiąca ma się ukazać dopiero wersja Star Citizena oznaczona jako alfa 3.0. Lepsze to niż nic, jednak dopiero ukazanie się Star Citizen: Squadron 42 (kampania single, planowana na koniec tego roku) pozwoli z większą ufnością patrzeć w przyszłość.

Póki co zamiast dobrych wieści fani kosmicznych symulatorów dostali jednak kolejny powód do zmartwienia. Okazuje się bowiem, że 17 czerwca firma Cloud Imperium Games UK Limited (czyli twórcy Star Citizena) wystąpili o krótkoterminową (60-dniową) pożyczkę, w zastaw oferując wszystko:

Chociaż na szczęście poza prawami do samego Star Citizena.

Z jednej strony oznacza to, że 150 mln to za mało, by grę ukończyć - i raczej trudno brać to za dobry omen. Z drugiej - skoro bank tę pożyczkę udzieli, to naiwnością byłoby sądzić, że zrobił to bez dokładnego prześwietlenia firmy. Nie ma się więc zbytnio czym martwić.

W najgorszym przypadku za 60 dni (po takim czasie od zaprzestania spłaty rat firma przejdzie na własność banku) i tak wszystko będzie jasne, bo albo uda się dokończyć grę, albo Star Citizen imploduje, stając się zarazem największym przekrętem w historii crowdfundingu.

Miejmy nadzieję, że tak się nie stanie, bo już teraz to, co w Star Citizenie działa, działa bardzo fajnie, czego dobrym przykładem jest to oto wideo (latanie w kosmosie zaczyna się od 10 minuty, wcześniej mamy przykład walki dużo bardziej osobistej):

Nie trzeba było długo czekać, by zareagowali sami twórcy:

Innymi słowy twórcy Star Citizena wcale nie mają problemów finansowych, a pożyczkę biorą tylko po to, by od razu dostać pieniądze w ramach Government Game Tax Credit (to rodzaj podatkowej zachęty dla twórców gier, którzy działają w Wielkiej Brytanii).

Dzięki temu nie będą musieli martwić się o słabnący kurs funta, zmniejszą też straty wynikające z konieczności zamiany dolarów i euro na funty (większość pieniędzy przekazywanych jest właśnie w tych walutach, a studio w UK jest największym, jeśli chodzi o liczbę zatrudnionych osób).

Dodatkowo podkreślają - co wielu komentującym umknęło - że z zabezpieczeń pożyczki wprost wyłączono wszystko, co związane ze Star Citizenem (co w naszym poprzednim newsie też podkreślaliśmy). Więc nawet gdyby coś poszło nie tak (np. bankructwo rządu w UK), zagrożony byłby jedynie brytyjski oddział firmy, zajmujący się Squadron 42.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Star Citizen
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy