Serwery PlanetSide Arena zostaną wyłączone po zaledwie 4 miesiącach

​Wyłączanie serwerów wiekowych produkcji sieciowych to naturalna kolej rzeczy w świecie gier wideo, lecz rzadko zdarza się, by produkcja kończyła bieg po zaledwie... czterech miesiącach. Tak jest jednak w przypadku PlanetSide Arena, które starało się skorzystać z niedawnej popularności na battle royale.

Jak to często bywa - co pokazuje także gatunek karcianek - takie ślepe naśladownictwo bardzo rzadko kończy się sukcesem, a na rynku pozostają tylko jego oryginalni uczestnicy. Twórcy PlanetSide Arena przyznali wprost, że zainteresowanie jest po prostu zbyt małe, by opłacało się dalej rozwijać grę.

Tytuł nie miał łatwego losu. Początkowo debiut planowano na styczeń tego roku, lecz ostatecznie zdecydowano się przełożyć go na lato, by odsłonę PC można było wydać równocześnie z konwersją PlayStation 4. Zmiana była duża, więc twórcy zwracali pieniądze za zamówienia przedpremierowe.

Reklama

Latem okazał się być 18 września, a więc obietnicę udało się spełnić rzutem na taśmę - pięć dni przed kalendarzowym startem jesieni. Na Steamie ukazała się wtedy odsłona Early Access, lecz baza użytkowników szybko malała, a trybu battle royale nawet jeszcze nie wydano - prace trwały.

Zamiast tego produkcja oferowała klasyczne potyczki drużynowe. Jak na PlanetSide, skala była ogromna - maksymalnie 250 osób w drużynie. To imponujące liczby, ale także znaczne problemy w obliczu zbyt małego zainteresowania, a chętnych na wypełnianie miejsc szybko zaczęło brakować.

Dość powiedzieć, że w ostatnich tygodniach liczba użytkowników na serwerach wynosiła poniżej 50 - i to jeśli spojrzymy na sumę z 24 godzin. "Po kilku miesiącach w Early Access stało się jasne, że liczba graczy sprawia, że niemożliwe jest zapewnie wrażeń i rozgrywki, jaką mieliśmy na myśli" - napisano.

Nie można już kupować DLC oraz wirtualnej waluty do transakcji cyfrowych. Wszyscy, którzy zdążyli już wykonać jakieś zakupy, odzyskają wszystkie zainwestowane pieniądze, gdy produkcja na dobre zakończy bieg, czyli 10 stycznia. Zakładamy, że osób otrzymujących zwroty nie będzie zbyt wiele.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy