Flippery po polsku, zwłaszcza po śląsku

​Tytułowe elektromechaniczne maszyny zręcznościowe o korzeniach sięgających aż końca XIX wieku, wracają. Ich comeback widać także w Polsce, szczególnie wyraźnie na stronie Polskiego Stowarzyszenia Flipperowego oraz w... Bytomiu.

Odkąd flippery zawitały do Polski w latach 70., Śląsk stał się ważnym pod tym względem rejonem, a wręcz rodzimym zagłębiem. Bo to tu trafiały jedne z pierwszych pinballi - jak się one oryginalnie zwą - i w największej ilości. Gdy ostatnimi laty nastąpił renesans tych urządzeń, Śląsk znów został polską flipperową Mekką. Najpierw w latach 2011 - 2012 za sprawą turniejów w Mysłowicach nawet najmocniejsza dotychczas Warszawa oddała mu pola. Ugruntowały śląski prymat w flipperowym światku rozpoczęte w maju br. dwa cykle zawodów w Bytomiu. W obu przypadkach doszło do tego za sprawą pasjonatów, którzy udostępnili swoje maszyny i lokale oraz zajęli się stroną organizacyjną zmagań. Głównie dzięki takim jak oni pasjonatom ta rozrywka ciągle żyje. Są ci flipperowcy także przykładem zasadniczej zmiany w kwestii kto, gdzie i w jakim celu flippery posiada.

Reklama

Flippery od początku (za datę ich narodzin sensu stricto uznaje się rok 1947, gdy zainstalowano kluczowe odbijaki - łapki, zwane oryginalnie... flipper, przez długie lata powstawały z myślą o lokalach publicznych, czyli wszelkiego typu knajpach i barach, później klubach, dyskotekach, salonach gier etc. Na przełomie XX i XXI wieku nastąpiło załamanie biznesu pinballowego, na szczęście od paru lat mamy do czynienia z odrodzeniem. Jednak, co istotne, jego elementem jest nasilająca się tendencja do znikania pinballi z przestrzeni ogólnodostępnej na rzecz prywatnej. Nawet fabrycznie nowe trafiają raczej do domów prywatnych, względnie różnych miejsc pracy. W obu przypadkach służą ku rozrywce właściciela i gości oraz ozdobie, w drugiej także pracowników i klientów. Tak właśnie było w przypadku Marcina Krysińskiego z Rudy Śląskiej, który jest właścicielem na razie - co podkreśla - szesnastu takich automatów.

Jego flipperowa przygoda zaczęła się dawno temu, ale wpływ na większą grupę ludzi zaczęła mieć w 2007 r. Wtedy Marcin wraz z synem i córką pojawili się na szóstych Mistrzostwach Polski w Warszawie. Na kolejne przybył inny Ślązak Mariusz Tkacz. Wygrał je i zabrał do domu zwycięskiego flippera. Dołączył on do jednego już wcześniej posiadanego i tak "Mario" zaczął budować kolekcję, która apogeum osiągnęła w 2011 i 2012 r. oraz zaowocowała wspomnianymi mysłowickimi turniejami. Rok po zdobyciu przez Mariusza tytułu mistrza Polski, czyli od VIII MP Marcin został sponsorem nagrody głównej, czyli flippera oraz druków (dyplomy, plakaty itp.), a tychże ich wykonawcą. To mu jednak nie wystarczało, dokupywał kolejne flippery i zaczęła chodzić mu po głowie koncepcja zawodów w bytomskiej siedzibie swoich firm, czyli przede wszystkim drukarni Printimus. Słowo stało się ciałem w maju br., gdy odbyły się pierwsza Printimus Pinball. Wraz z trzema następnymi zawodami z tej serii oraz jednorazowymi turniejami w dwóch innych lokalizacjach tworzą one zasadniczą część trzeciego sezonu Printimus Polska Ligia Flipperowa 2013. Imprezy poza Bytomiem już się odbyły.

Były to zawody rozegrane podczas multitematycznej imprezy Pixel Heaven, która miała miejsce w Warszawie 15 i 16 czerwca, a pod koniec wakacji (24-25 sierpnia) jak w zeszłym roku w Dźwirzynie nieopodal Kołobrzegu. Co do tej drugiej, to tym razem poza turniejem zasadniczym odbyły się aż trzy dodatkowe oraz... symboliczne flipperowe zaślubiny z morzem! Ten spektakularny akt będzie zapewne najbardziej zapamiętany, niemniej o wiele więcej pracy wymagało przygotowanie przez organizatora Marcina Kisiela rekordowej jak na Polskę liczby maszyn - 32!

Poza zawodami ligowymi będącymi jednocześnie autonomicznymi turniejami z nagrodami i dyplomami, do których może przystąpić każdy, w klubie Printimus Pinball (bo taką przyjął on nazwę) odbywają się także inne turnieje. Są to zmagania rozgrywane w zupełnie innej formule (tzw. Elite - ich zasady w wywiadzie poniżej), a wraz z oboma tzw. side tournaments, czyli towarzyszącymi są zaliczone do Światowego Rankingu Flipperowego. Uwzględnia on wszystkie zgłoszone zawody i według specjalnego systemu nalicza punkty. Niezmiennie na najwyższym miejscu wśród Polaków jest mieszkający w Niemczech Marcin Jańczyk, który gdy artykuł ten pisałem był na miejscu 103. Na kolejnym (155) plasował się bełchatowianin Daniel Nowak.

Na koniec artykułu po raz pierwszy anonsujemy, że niedługo ukaże się pierwsza polska książka o flipperach (dokładną datę premiery podamy wkrótce). Napisał ją jeszcze jeden ważny polski pinballowiec Waldemar Banasik. Jak nietrudno zgadnąć zostanie ona wydrukowana w drukarni Printimus.

Więcej o flipperowych zmaganiach w Bytomiu i planach związanych z nimi Marcina Krysińskiego dowiecie się z rozmowy z nim:

Zwykle pada to pytanie - jak i kiedy flippery pojawiły się w twoim życiu? Niemniej trzeba zaznaczyć, że tu nie chodzi tyle o wspominki, co realizację młodzieńczych pasji, a tymi są często pinballe w prywatnych rękach ludzi około lat 30 i starszych.

Jak pewnie zazwyczaj przypadkiem. Pochodzę z Wrocławia. Miałem 7 czy 8 lat, gdy po drodze ze szkoły zaglądałem do kawiarni, która nazywała się bodajże Kasia. Mieli tam elektromechanicznego "Bronco" z 1977 r. oraz jakiś inny, starszy flipper, który rzadko kiedy działał. Ale na pewno na "Bronco" grałem dużo jak na moje skromne możliwości finansowe. I jakoś tak to się zaczęło. Warto przypomnieć, że w tamtych czasach żeby zagrać na flipperze trzeba było nieraz czekać nawet dwie godziny, bo takie było oblężenie maszyn. Marzenie o własnej było już tylko konsekwencją całej tej sytuacji.

Czyli nostalgia, ale część twoich automatów jest znacznie nowsza, więc nie tylko nią się kierujesz.

Zgadza się. Mam taką listę życzeń i krok po kroczku maszyny z niej pojawiają się w mojej kolekcji. Staram się w ten sposób zebrać te tytuły, które szczególnie sporo mnie kosztowały w przeszłości - mam na myśli wrzucone w nie pieniądze. Dlatego mam już wspomnianego "Bronco", niedawno dołączyła "Mata Hari", a z nowszych "Terminator 2", "Getaway" i "Fish Tales". Jednak najbardziej jestem dumny z niedawno kupionego numeru jeden na mojej liście - flippera "Haunted House", który ma aż osiem łapek i trzy poziomy! Reszta to trochę przypadkowe zakupy zależnie od okazji. Nie chcę zbytnio rozwijać tego tematu ale zdradzę, że na mojej liście jest jeszcze około 20-25 maszyn z czego mniej więcej połowa to stare sprzęt. Przyznam, że jest wśród nich nawet parę tytułów wypuszczonych na rynek w ostatnich latach przez firmę Stern.

Pomimo że dom masz niemały, flippery trafiły do firmy. Dlaczego i jak się na nie zapatrują twoi pracownicy? Niektórzy na pewno wcześniej nawet nie widzieli ich na oczy.

Przede wszystkim w domu nie zrobilibyśmy żadnego turnieju, w firmie to co innego - tu można zaprosić nawet kilkadziesiąt osób. A i pożytek z takiego rozwiązania większy. Ktokolwiek nas odwiedza i zobaczy maszyny to wpada w zachwyt. Mamy więc i korzyści PR-owskie. No i dzięki temu mogę popularyzować flippery wśród osób, z którymi pracuję i ich rodzin.

Zbieranie flipperów, sponsorowanie mistrzostw i wspieranie stowarzyszenia, organizacja turniejów to spore zaangażowanie, ale plany masz większe. A co dopiero marzenia!

Jakoś tak to samo wyszło. Przez jakiś czas miałem dwa flippery - jeden stał w moim biurze, a drugi w pokoju syna. Jakieś dwa lata temu zmieniliśmy siedzibę firmy na znacznie większą, gdzie - chociaż tego wcale nie planowałem - mamy całkiem sporą wolną powierzchnię. W zasadzie powinienem powiedzieć "mieliśmy wolną powierzchnię", bowiem aktualnie znajduje się tam... 25 flipperów. Nie wszystkie są moje, dziewięć należy do dwóch kolegów-pasjonatów, co nie zmienia faktu, że razem prezentują się wspaniale. Prawie każdy kto wchodzi na piętro naszej firmy i widzi tę kolekcję jest zachwycony. Już sam ten fakt daje mi wielką satysfakcję. Czasem, gdy któryś z gości zagra parę razy, to prawie zawsze obiecuje, że wróci do nas pograć i często tak rzeczywiście jest. Myślę, że to dość niespotykana sytuacja - wchodzisz do firmy załatwić jakieś sprawy, a tu nagle sala o pow. 100 m2 wypełniona flipperami! Zresztą na bazie tego czym dysponuję w chwili obecnej uruchamiamy klub Printimus Pinball, w którym każdy, kto wykupi członkostwo będzie mógł sobie grać do woli w wybrane weekendy. Szczegóły ogłosimy wkrótce.

Turnieje z cyklów Printimus Pinball i Elite odbywają się wedle reguł, które sam opracowałeś.

Mam taką cechę, że lubię to i owo zmienić, poprawić, a ponieważ dotychczasowy system grania turniejów w Polsce ma - moim zdaniem - więcej wad niż zalet - to korzystając z przywileju gospodarza, postanowiłem zaproponować inne wersje rozgrywek. I tak wyszło, że wdrażam i przekonuję do dwóch zasadniczych koncepcji rozgrywek:

- Grupy progresywne (Printimus Pinball) - skład każdej grupy w ramach, której toczone są zmagania jest dynamicznie ustalany przed każdą rundą na podstawie wyników osiągniętych przez graczy w poprzedniej rundzie. A mianowicie gracze zdobywają punkty za miejsca osiągnięte w danej rundzie (I miejsce - 10 pkt, II - 8pkt, III - 5pkt, IV - 1 pkt). I tak po określonej ilości rund mamy tabelę wg której rozgrywana jest dalsza faza playoff. Jak widać w tym systemie nie ma stałych grup, a ze względu na różnice punktów przyznawanych za poszczególne miejsca w każdej rundzie, warto walczyć nawet o III miejsce.

- Każdy z każdym (Printimus Elite) - w tym systemie nie ma grup, a jedynie dynamicznie tworzone pary - gra się jeden na jeden. Wygrywający dostaje 1pkt, a pokonany 0. W kolejnej rundzie przeciwnicy się zmieniają i tak dalej, aż każdy rozegra grę z każdym z pozostałych graczy. Ten system wymaga od zawodników zawsze walki o zwycięstwo, a końcowa tabela wyników może być zarówno tabelą ostateczną, jak i pozycją wyjściową do fazy playoff.

Turnieje towarzyszące to:

- Classic - czyli rozgrywany na starych, klasycznych maszynach, aktualnie mam takie trzy. Zasady są najprostsze z możliwych, czyli zrobienie maksymalnego wyniku. Każdy ma trzy gry, porównuje się najlepsze wyniki wszystkich uczestników na każdym egzemplarzu. Innymi słowy każdy gra trzy razy na każdej z trzech maszyn rywalizując ze wszystkimi uczestnikami.

- Terminator - w ramach tego miniturnieju gra się na dwóch maszynach: "Terminator 2" i "Terminator 3". Najlepsze wyniki (z trzech prób, jak w Classicu) uzyskane przez gracza na każdej z nich się sumuje. I ta suma decyduje o miejscu gracza w tych zmaganiach. Tak więc i tu każdy uczestnik walczy z całą resztą.

Pierwszą edycję tak Elite, jak i Classic wygrałeś, drugi w obu był twój syn. Gratulacje, ale ktoś spoza światka mógłby patrzeć podejrzliwie...

Tak jakoś to wyszło. Nie trenowałem specjalnie przed tymi turniejami. Może pozostali gracze chcieli mi zrobić grzeczność? (śmiech) Zresztą zwycięstwo w Classicu było nierozstrzygnięte, aż do ostatniej kuli na "Macie Hari". Poza tym to nie pierwszy przypadek kiedy organizator-właściciel maszyn wygrywa turniej, który organizuje. Może to wynika z jakichś specjalnych względów, jakimi obdarzają maszyny swojego właściciela? Z kolei Hubert, mimo tego, że ma dopiero 16 lat jest już naprawdę dobrym graczem, który zapewne jeszcze nie raz pojawi się w czołówce niejednego turnieju. Np. na tegorocznym turnieju w Austrii był 7 na 56 uczestników, którzy wcale nie byli nowicjuszami. Czasem robimy sobie małe pojedynki, on wygrywa zdecydowanie częściej.

Wymyśliłeś jeszcze jeden miniturniej dedykowany konkretnej, zasłużonej osobie.

Tak, pod nazwą The Roger Sharpe Contest. To taki mały hołd dla Rogera Sharpe’a, który w 1976 roku wsławił się tym, iż udowodnił przedstawicielom rady miasta Nowy Jork, że flipper nie jest grą losową, a zręcznościową. Po co? Nie chodziło o zabawę, ale zniesienie zakazu, który zresztą obowiązywał także w innych amerykańskich miastach. To prawo miało eliminować maszyny hazardowe, za jakie i pinballe uznano. Odbyło się to tak, że wstawiono flippera do sali nowojorskiego ratusza i Sharpe jako przedstawiciel branży miał demonstrować, iż panuje nad kulą i może ją posłać tam gdzie zechce. Wyszło mu to na tyle dobrze, że zakaz zniesiono. Z tego co mi wyjaśnił miał m.in. trafiać kulą we wskazane miejsce już na starcie, czyli przy wybijaniu kuli na pole gry. W bardziej współczesnych flipperach to często nie sztuka, ale na ówczesnych to była naprawdę ważna umiejętność.

Reasumując - jakie masz cele?

Jak już wspomniałem planuję uruchomienie klubu flipperowego Printimus Pinball, w którym każdy kto zechce będzie mógł sobie pograć w wybrane dni weekendowe. Chciałbym, żeby to było takie nietypowe miejsce, oferujące zupełnie nietuzinkową rozrywkę dla rodzin, integrację dla zorganizowanych grup czy też możliwość poznania innych pasjonatów. To plany na tu i teraz, ale moim prawdziwym wielkim marzeniem jest zbudowanie własnej maszyny - takiej o tematyce bliskiej naszej kulturze, bo większość flipperów opiera się na amerykańskiej. A że technologia poszła już tak do przodu, realizacja tego marzenia jest całkiem realna. Pomysł na temat już mam, trzeba jeszcze "tylko" wymyślić zasady gry, projekty graficzne i odpowiednio to wszystko połączyć z dostępnymi na rynku rozwiązaniami. Potrzebne są "tylko" pieniądze i czas, w przypadku tego ostatniego cudzysłów powinien być znacznie większy...

* artykuł jest listem do redakcji. Jego autorem jest Łukasz Dziatkiewicz - dziennikarz niezależny i prezes Polskiego Stowarzyszenia Flipperowego (www.flippery.com.pl)

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy