15 miesięcy więzienia i 2 lata zakazu grania za niesławny swatting z 2017 roku

​Kilka lat temu głośno było o sytuacji, w wyniku której z rąk policji zginął niewinny człowiek, a wszystko przez niewybredny żart dwóch graczy - teraz doczekaliśmy się rozwiązania sprawy.

W grudniu 2017 roku Casey Viner i Shane Gaskill pokłócili się o rozgrywkę w turnieju Call of Duty - pierwszy z nich postanowił się zemścić, prosząc inną osobę zaangażowaną w grę, Tylera Barrissa, by zadzwoniła na policję i zgłosiła przestępstwo odbywające się właśnie pod adresem tego drugiego (ten sam go podał i zapewnił, że będzie tam czekał, chociaż wiedział, że jego rodzina od dłuższego czasu już tam nie mieszka). Operator policji przyjął zgłoszenie informujące, że mężczyzna tam mieszkający zabił swojego ojca i trzyma matkę oraz młodszego brata jako zakładników, strasząc jeszcze, że podpali dom. Na miejsce szybko została wysłana jednostka SWAT, tyle że pod adresem mieszkał już inny, zupełnie niewinny człowiek - Andrew Finch, który został śmiertelnie postrzelony podczas próby wejścia służb do jego domu.

Reklama

Mamy tu do czynienia z tzw. swattingiem, czyli powiadomieniem odpowiednich służb o wyjątkowej sytuacji, np. podłożonej bombie, problemach psychicznych jakiejś osoby albo dziejącym się właśnie przestępstwie, aby zmusić je do udania się pod konkretny adres. I choć najczęściej mamy do czynienia z głupim żartem, to jak pokazuje powyższy przykład, może mieć on poważne konsekwencje - nie wspominając już o tym, że służby specjalne bez sensu jadą w jakieś miejsce, kiedy mogłyby nieść pomoc faktycznie potrzebującym.

Sprawa Vinera trafiła oczywiście do sądu, gdzie gracz nie mógł liczyć na żadną taryfę ulgową za namawianie do popełnienia przestępstwa. Dziś dowiadujemy się, że ma on do zapłacenia 2500 USD grzywny, musi odsiedzieć 15 miesięcy w więzieniu, a następnie przez 2 lata będzie pod specjalnym nadzorem policyjnym, w czasie którego ma zakaz korzystania z jakiejkolwiek formy grania online.

Przy okazji warto też dodać, że żaden z agentów SWAT i policjantów nie usłyszał żadnych zarzutów w sprawie, a jeśli chodzi o dwóch pozostałych uczestników całego zdarzenia, to wygląda to następująco. Tyler Barriss został skazany na dwadzieścia lat pozbawienia wolności za wykonanie feralnego telefonu, który doprowadził do śmierci niewinnej osoby oraz kilka innych gróźb i fałszywych zgłoszeń na policję. Shane Gaskill, czyli druga strona zakładu, zgodził się na ugodę z prokuraturą, co doprowadziło do oddalenia zarzutów pod jego adresem. 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy