Thompson pod obserwacją

Pochodzący z Florydy prawnik i polityk, który od dwóch tygodni na nowo daje się we znaki twórcom gier, zawdzięcza coraz większe problemy dzięki swojej niekwestionowanej "popularności".

Jack Thompson ostatnio mówił o swojej walce z branżą elektronicznej rozrywki w programie "60 Minutes" amerykańskiej stacji telewizyjnej CBS. To jednak nie starczyło mu, żeby nacieszyć się zwycięstwem, jakie osiągnął doprowadzając po dwóch latach do podjęcia sądowej decyzji o wykonaniu kary śmierci dla Devina Moore'a, fana "Grand Theft Auto" i zabójcy trzech policjantów.

Thompson rozesłał więc wyzwanie rzucone twórcom gier, aby przygotowali brutalną produkcję według jego koncepcji. Nieoczekiwanie fani opracowali ten projekt, a Jack odmówił wypłaty obiecanych pieniędzy na cele charytatywne, uznając sytuację za dobry żart. W obronie jego honoru po pieniądze sięgnęli skłóceni z nim twórcy komiksu internetowego "Penny-Arcade". Prawnik, niezadowolony z obrotu sprawy, poprosił policję z Seattle o wsparcie z rzekomo atakującymi go ludźmi i firmą Take 2, która wydaje w jego przekonaniu najbrutalniejsze gry. Czy list dotarł do władz? Wciąż nie wiadomo. Okazuje się jednak, że Thompson ma już nowe zmartwienie na głowie.

Otóż uczestnicy forum internetowego powiązanego z "Penny-Arcade" postanowili zacząć rozsyłać listy i faksy od firmy Florida Bar Association. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jest to agencja detektywistyczna, której zlecono śledzenie każdego kroku Thompsona. Celem akcji jest podobno chęć sprawdzenia, czy Jack Thompson stosuje się do przepisów prawa, którym się posługuje na co dzień. Wszystkie informacje trafiają też na wszelki wypadek do rządowej komisji dyscyplinarnej, której podlega każdy prawnik w Stanach Zjednoczonych.

Reklama
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: W.E. | znaki | problemy | thompson
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy