Supercross 2000

Wyrastają jak grzyby po deszczu...

Dziwnym trafem nagle wszystkim przyszła ochota do wydawania krosowych tytułów. Jak posucha trwała wieki, tak w jednym miesiącu mamy aż trzech rywali. Karmieni co roku kontynuacjami sprawdzonych serii (NHL, NBA itd.) nie spodziewaliśmy się kolejnych dyscyplin nadających się do powielania z roku na rok. Aż tu nagle ktoś z marketingu EA SPORTS wpadł na pomysł, że skoro Amerykanie kochają zawody NASCAR i motocyklowe szaleństwo to i czemu na tym nie skorzystać. W ten sposób narodził się SUPERCROSS 2000 i macie moje słowo, że za rok ujrzycie sequel. Kasa to kasa...

Reklama

Wiecie co EA robi najlepiej? INTRA!!!

Jedyną podstawową rzeczą, do której nie można się dochrzanić to intra. Wykonane perfekcyjnie kopią po tłustych zadach zasiedzianych graczy, robiąc im olbrzymią nadzieję na dobrą, zakręconą zabawę. Co z tego pozostaje? W niektórych przypadkach (Sled Storm) wiele, lecz czasami spełniają jedynie funkcję wabika. Tak jest i w tym przypadku. Z ważniejszych trybów rozgrywki warto nadmienić: Single Race, Freestyle oraz Season. Dla tych, którzy mają pierwszy raz do czynienia z tym sportem już gonię ze sprostowaniami tajemniczych stron gry. FREESTYLE - najprościej tłumacząc to: 3 minuty, w czasie których musisz "zadziwić" jury oraz widownię zdobytymi umiejętnościami posługiwania się dwukołowym rumakiem na specjalnie do tego przygotowanej arenie (stadion). O owocnie wykonanych ewolucjach informować Cię będą wzmożone owacje widowni oraz naliczane odpowiednio punkty. W trybie tym na dobry początek dysponujesz trzema oryginalnymi arenami, które mają swe fizyczne odpowiedniki w rzeczywistości, podobnie zresztą jak 21 torów oddanych również do Twej dyspozycji. Profesjonalne podejście do tematu nie opuszcza nas na krok także przy wyborze jednego z 24 zawodników. Prócz fotosu twarzy, koszuli z numerem! otrzymujemy również informacje dotyczące danych personalnych (miejsce i data urodzenia) jak i te bardziej istotne dotyczące zdobytych pozycji w ciągu ostatnich dwóch lat. Po wybraniu określonego fachmana jeszcze tylko zerknięcie na stan maszyny. Ewentualnie ostateczne dopieszczenie i komu w drogę temu bierki...

Poważną zmorą jest czas oczekiwania na wczytanie - gorzej niż w Fifie'98

Pierwszym cennym spostrzeżeniem, którym chciałbym się z Wami podzielić to model jazdy. Widać ogromny nacisk, który położyli programiści na odwzorowanie realizmu warunków krosowych. Niestety w którymś momencie prac najwidoczniej zapomniano o faktycznym przeznaczeniu tego tytułu - miał bawić, a nie frustrować. I w ten oto sposób miodność wyparowała a sterowanie straciło swój urok. Tytuł ten nie powtórzy sukcesu Sled Storma, który oczarował wszystkich prostotą sterowania i mega dynamiką. Widok z pierwszej perspektywy wpada łatwo w gusta, lecz cóż z tego, skoro decydujący czynnik jakim jest z pewnością model jazdy rozkłada nas na łopatki. Aż ma się ochotę złapać za fraki programistę, posadzić go przed TV, dać w łapy pada i niech pokaże cwaniaczek jak "tym" jeździć. Wchodzenie w zakręty to dla Mnie najbardziej niezrozumiały element tej gry. Całe szczęście miałem okazję kiedyś sam posiadać krosową maszynę (CAGIVA CM Lucky Strike Explorer), stąd też jakieś pojęcie o jeździe w warunkach polowych mam. Ale żeby za każdym razem przy pokonywaniu byle zakrętu zwalniać do zera to już lekkie przegięcie. Co nie podlega dalszej dyskusji to słaby system czesania tricków, który wydawać by się mogło został wklejony na mus. Duży plus natomiast należy się oprawie audio: ostre kawałki muzyczne pasujące klimatem do całości oraz świetne sample silników motocykli robią to co do nich należy. Reasumując jest to kolejna pozycja trafiająca raczej w gusta amerykańskiej społeczności kochającej: koszenie trawnika przed domem, grilla oraz zawody Nascar.

MartineZ

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ochota | grzyby
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy