Splinter Cell: Pandora Tomorrow

Producent: UbiSoft
Wydawca: UbiSoft
Dystrybutor PL: Cenega Poland
Gatunek: akcja / TPP
Data wydania PL: 13 sierpnia 2004
Wymagania sprzętowe: Pentium III 1 GHz, 128 MB RAM, karta graficzna 64 MB, CD-ROM 8x, 2 GB na HDD, Windows 98/ME/2000/XP
Wymagania wiekowe: 12+
Cena: 119,90 PLN
Ocena: 8.5/10

Mijały dni, miesiące... Minął rok. Rok po akcji w Gruzji, rok od ostatnich misji jednoosobowego oddziału organizacji Trzeci Echelon, rok przerwy w działalności Sama Fishera. Lecz historia lubi zataczać kręgi i wracać do korzeni. Kolejne polityczne powikłania wymagają wyjaśnień i sprostowań, kolejne niezrozumiałe fakty niepokoją rząd USA, kolejna sprawa dla... Splinter Cella.

Zawracając głowę pokojowi

Mamy rok 2006. Amerykański rząd tworzy na Timorze Wschodnim tymczasową bazę wojskową w celu szkolenia sił obronnych tamtejszego demokratycznego państwa. Jednakże ingerencja sił Stanów Zjednoczonych w cudze sprawy nie mogła odbyć się bez przeszkód - przeciwnikami USA okazali się indonezyjscy separatyści, będący zagrożeniem dla timorskiego kraju. Po wybudowaniu amerykańskiej bazy wojskowej nieopodal Korei Północnej oraz największego azjatyckiego kraju muzułmańskiego, swoją prężną działalność rozpoczął dowódca indonezyjskich bojówek, Suhadi Sadono, który m.in. dzięki korupcyjnym układom z rządem swojego państwa zaatakował i zajął amerykańską ambasadę w Dżakarcie, gdzie przechowywana jest tajna dokumentacja, która nie może dostać się w ręce indonezyjskiego rebelianta.

W takim wypadku do akcji wkroczyć muszą tajne, elitarne oddziały wojsk USA, a konkretnie wydzielona komórka operacyjna Trzeciego Echelonu, czyli Sam Fisher jako Splinter Cell. Treść jego zadania brzmi następująco: "odnaleźć i zniszczyć tajną dokumentację ukrytą w ambasadzie". Fisher, były członek antyterrorystycznych oddziałów Seals, musi wykonać powierzoną mu misję, a pomogą mu w tym: płk Irving Lambert, Dermot P. Brunton i Anna Grimsdóttir, którzy cały czas będą w kontakcie radiowym z Samem.

Maczając palce w historii

Na infiltracji punktu zapalnego w Dżakarcie się nie kończy. Jest to dopiero miejsce jakby inaugurujące fabułę i całą, chociaż bardzo krótką rozgrywkę. "Pandora Tomorrow" bowiem ofiaruje nam zaledwie osiem misji, których zaliczenie doświadczonym graczom zajmie około kilka, kilkanaście godzin. W czym zatem tkwi siła drugiej części "Splinter Cella"? Podobnie jak rok temu, tak i tym razem na podziw zasługuje przygotowanie, oryginalność poszczególnych misji, a także zawarte w nich wydarzenia, mające znaczący wpływ na rozwój fabuły. Nie bez kozery nazwa "Splinter Cell" sygnowana jest nazwiskiem znamienitego pisarza sensacyjnych powieści Toma Clancy'ego. Gra ta cały czas utrzymuje niezmiernie ciekawy, intrygujący klimat i sprawia, że wpadamy głęboko w wir niejasnych wydarzeń, na których rozwiązaniu bardzo nam zależy.

Każda z misji jest całkowicie inna, na długo zapada nam w pamięci i co najważniejsze - wciąga, nie pozwala się nudzić. Poza Dżakartem swoje kroki stawiamy również w paryskim zakładzie przetwarzającym zwłoki ważnych osobistości (powodu celowo zdradzać Wam nie będę), na ulicach bardzo klimatycznej Jerozolimy, wśród bujnej roślinności indonezyjskiej dżungli (główna baza Sadona) czy wreszcie w samym USA. Nie mam zamiaru opisywać dokładnie poszczególnych misji, ponieważ to właśnie ich odkrywanie i rozwijanie fabuły całej gry motywuje nas do dalszego działania. Dodam jedynie tyle, że na jednej z map będziemy musieli odbyć spacer po dachu szybko mknącego pociągu TGV, a także pod jego podłogą (silne emocje wywołane odgłosami kół stukających o szyny oraz licznymi drżeniami wagonów gwarantowane!); w innym wypadku, unikając policji patrolującej jerozolimskie zaułki, będziemy zmuszeni skradać się po mieszkaniach żydowskich rodzin, a podczas wizyty w Indonezji spotkamy naszego starego kumpla jeszcze za czasów służby w oddziałach Seals.

Grając w "Pandora Tomorrow", przeżywamy wspaniałą przygodę, pełną emocji, wielu dialogów, charakterystycznych bohaterów i różnorodnych zadań. O stagnacyjnej rozgrywce nie możemy tutaj mówić, misje naprawdę są dopięte na ostatni guzik. Niestety, piękno sequela "Splinter Cella" znacząco niweluje jeden wielki minus tejże produkcji, o którym napisałem wcześniej - tryb przeznaczony do gry w pojedynkę jest zdecydowanie za krótki!

Sam Fisher jednostką doskonałą

Mam nadzieję, że kojarzycie bohatera "Spliter Cella" z ubiegłorocznej odsłony owej gry. Mając kolejną wiosnę na swym karku, Sam znacząco się nie zmienił. Na ekranie monitora nadal oglądamy tego samego umięśnionego, lekko posiwiałego faceta w lateksowym wdzianku. Jego ruchy są niemal identyczne jak w pierwowzorze. Niemal, bo Fisher w ciągu kilkunastu miesięcy nabył kilka nowych umiejętności. Najprzydatniejszą z nich okazało się... gwizdanie. Jakże prosta, acz praktyczna możliwość, a jednak twórcy pierwszej części "SP" o niej zapomnieli. Gwizdanie naturalnie przydaje się do przegonienia strażników i jest jakby alternatywą dla wszelkich butelek, puszek etc., z których Sam nadal może korzystać. Do nowych ruchów Fishera zaliczyć możemy pół-szpagat i skok, atak w zwisie do góry nogami czy obrót SWAT polegający na omijaniu jasnych wiązek światła wydobywających się np. przez lekko otwarte drzwi.

Niewielkie zmiany wprowadzono także do oprzyrządowania Splinter Cella. Zmiany dotknęły właściwie tylko jednej broni, karabinu SC-20K M.A.W.S. Przy trybie snajperskim, celując, musimy teraz wstrzymywać oddech. Strzelać natomiast możemy dodatkowo granatami gazowymi - skutecznymi w walce z większą grupą terrorystów.

Sama rozgrywka została nieco uproszczona - w misjach wymagających całkowitej niewidzialności dla otoczenia wprowadzono trzy stopnie alarmu i dopiero, gdy za trzecim razem ujawnimy komuś swoją obecność, zakończymy misję porażką. Mimo generalnie należycie dopracowanemu SI komputera, nadal zdarzają się motywy, w których strażnicy wydają się mieć klapki na oczach i nie widzą nas bądź nie słyszą w miejscach, gdzie normalny śmiertelnik spokojnie powinien nas zidentyfikować. Ogólnie jednak takie zdarzenia mają miejsce rzadko, a w "Pandora Tomorrow" gra się nadzwyczaj przyjemnie, choć? krótko.

Fisher, nie jesteś sam!

"Splinter Cell: Pandora Tomorrow" niesie z sobą bardzo istotne novum, które powoduje, że pomimo szybkiego końca gry w trybie jednoosobowym można jeszcze długo siedzieć przy tym tytule i rewelacyjnie się bawić. Nowością tą jest multiplayer nie będący dodatkową opcją w "SC", lecz osobnym członem tego produktu, co więcej, tworzonym przez inne studio deweloperskie - UbiSoft Annecy Studio (trybem jednoosobowym zajęło się UbiSoft Shanghai Studio).

Multiplayer w "SC: PT" umożliwia rozgrywkę do czterech graczy jednocześnie, co w przypadku tej gry jest limitem jak najbardziej dopuszczalnym. Do starcia dochodzi pomiędzy dwoma siłami: szpiegów z organizacji ShadowNet oraz najemników z Argus Corporation. Obie frakcje znacząco się różnią i też dla każdej przydzielona jest inna funkcja. Szpiedzy muszą przedostać się na teren chroniony przez najemników i wykonań nadany im cel, a najemnicy - co jest oczywiste - przeszkadzają im w tym. Najczęściej zdarza się, że bitwy toczone są "2 na 2", ale istnieje również możliwość, że po jednej stronie opowie się aż trzech graczy i zmierzy się np. z jednym najemnikiem.

Który z nas jest lepszy?

Szpiedzy są jednostkami bardzo zbliżonymi do Sama Fishera - podobnie wyglądają, wykonują te same akrobatyczne czynności, dodatkowo mogą wbiegać i odbijać się od ścian, aby uniknąć kontaktu z funkcjonariuszami Argus Corp. Oddziały ShadowNetu pozbawione są broni palnej. Posiadają oni natomiast karabin do niszczenia elektronicznych urządzeń (kamery, alarmy) czy chwilowego obezwładniania najemników. Ich asortyment uzupełniają ponadto termo i noktowizory, granaty dymne, oślepiające i antyalarmowe, kamery przylepne, pociski szpiegowskie pozwalające identyfikować najemników i tzw. wabiki wydające z siebie serię dźwięków udających szpiega. Jednostki ShadowNetu są szybsze i mogą poruszać się w miejscach niedostępnych dla oddziałów Argus Corp. (np. w kanałach wentylacyjnych).

Zasadniczą różnicą między obiema stronami jest sposób przedstawienia widoku - w przypadku szpiegów poruszamy się wyłącznie w trybie TPP, FPP przeznaczony jest natomiast dla najemników. To oni bowiem są tutaj kłusownikami, futurystycznymi żołnierzami mającymi zadbać o porządek na mapie, likwidując skradających się szpiegów. Członkowie Argus Corp. nie są na tyle wygimnastykowani, aby wykonywać wszelkie "fisherowe" umiejętności. Oni mają po prostu celować, strzelać i zabijać. Do użytku oddano im karabin maszynowy z granatnikiem, miny, pułapki wykrywające szpiegów, paraliżujące tazery, granaty odłamkowe i fosforyzujące naznaczające szpiegów widocznych później przez czujnik elektromagnetyczny (gogle). Najemnicy posiadają również czujniki ruchu identyfikujące szpiegów, którzy wywołali ruchy powietrza. Z racji, że oddzialy Argus Corp. nie posiadają urządzeń noktowizyjnych, często muszą się posługiwać flarami i lornetkami, aby móc wypatrzyć ukrytą, nieruchomą jednostkę ShadowNetu.

Jak zatem widzicie, oba oddziały są całkowicie odmienne: szpiedzy praktycznie bezbronni (bo np. rąk w celu ogłuszenia używać mogą), lecz zwinni i niemalże niewidzialni dla otoczenia. Najemnicy to znowu wolni żołnierze, ale posiadający spory oręż, przydatny do eksterminacji jednostek ShadowNetu. W trybie multiplayer nacieszyć się możemy rozgrywką na ośmiu, mrocznych i bardzo dobrze przygotowanych mapach. Zabawy jest co niemiara, emocji jeszcze więcej, a biorąc pod uwagę żywotność gry wieloosobowej, można stwierdzić, że jest ona lepsza niż krótki, aczkolwiek równie dobrze dopracowany singleplay.

Odczuwając klimat Pandory

Grafika w "Pandora Tomorrow" niewiele zmieniła się w stosunku do poprzednika. Nadal prezentuje ona wyśmienity poziom, zaskakuje grą świateł i znakomitymi animacjami. Nowością pod kątem wizualnej oprawy gry jest niezły efekt drżenia powietrza pod wpływem wysokiej temperatury, lepszy efekt rozmycia przy korzystaniu z widoku snajperskiego i oczywiście od podstaw wykonana grafika dla trybu multiplayer, a szczególnie dla najemników - posiadają oni własny HUD i odmienny rodzaj gogli (z niebieskim i czerwonym filtrem). Wrażenie robią też efekty oślepienia i ogłuszenia. Mapy zaplanowane zostały niemalże idealnie, każda jest inna i tworzy odmienny klimat. Ścieżka muzyczna trochę się zmieniła, bardziej przypomina fonię gier z serii "Rainbow Six", przez co brakuje mi trochę tej znanej sprzed roku nowoczesnej kompozycji z ostrym rytmem i wokalem. Jeżeli chodzi o wszelkie odgłosy i dobór lektorów, Ubi Soft znowu pokazał klasę, ale okrutnie zniszczył ją... nasz dystrybutor, firma Cenega Poland. W polskiej wersji większość dialogów zostało nieprzetłumaczonych, a osoby odpowiedzialne za lokalizację popełniły sporo literówek i namieszały z czcionką na ekranach rozpoczynających każdą misję. W efekcie otrzymaliśmy produkt gorszy od oryginalnego, na wydanie którego Cenega nie musiałaby tracić tych kilku miesięcy nieowocnej pracy.

End of transmission

"Splinter Cell: Pandora Tomorrow" jest rewelacyjną pozycją dla każdej osoby lubującej się w grach akcji. Kontynuacja hitu sprzed roku została wykonana należycie, wątek fabularny jeszcze bardziej zarysowany, misje ciekawsze i nie aż tak liniowe, jak w przypadku poprzedniej części produktu. Sporym minusem jest jednak zbyt krótka rozgrywka w trybie przeznaczonym do gry w pojedynkę. Rekompensuje to niesamowity tryb rozgrywki wieloosobowej, będącej największą zaletą "SC:PT", dla której warto wydać te 120 zł, aby później przez wiele wieczorów móc cieszyć się znakomitą zabawą ze znajomymi. Podsumowując, stwierdzam, iż druga część "Splinter Cella" wzorowo zdała sprawdzian, pokazała wysoką klasę i miejmy nadzieję, że "Chaos Theory" zaprezentuje się jeszcze lepiej i pozwoli dłużej rozgrywać wspaniałą opowieść rodem z książek Toma Clancy.

Plusy: rewelacyjnie przygotowane misje, znakomity multiplayer, grywalność
Minusy: strasznie krótki tryb dla pojedynczego gracza, marna lokalizacja!

Base

Reklama
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: 13 sierpnia | oddziały | misje | klimat | studio | USA | wydawca | dystrybutor | Pandora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy