Shellshock: Nam'67

Producent: Guerrilla
Wydawca: Eidos Interactive
Dystrybutor PL: Cenega Poland
Gatunek: akcja / TPP
Data wydania PL: 20 września 2004
Wymagania sprzętowe: PIV 2,4 GHz, 512 MB RAM, CD-ROMx8 lub szybszy, karta dźwiękowa zgodna z DirectX, akcelerator 3D zgodny z DirectX 9 z min. 64 MB pamięci (GeForce 3 i wyższe modele), Windows 95/98/2000/ME/XP, 3 GB wolnego miejsca na dysku twardym
Cena detaliczna: 149,90 PLN
Ocena: 8/10

Wojenne shootery to gatunek gier, które bardzo lubię. Pod warunkiem, że mają coś ciekawego do zaoferowania i są dobrze wykonane. Dlatego też do "Call of Duty" zasiadam codziennie i zawsze odkrywam jakiś nowy smaczek. W związku z tym, że swego czasu zaczęło się robić głośno na temat "Shellshock: Nam'67", moje sensory ożywiły się znacznie i rozpoczęło się łowienie nowych danych. Od razu muszę przyznać, że dałem się złapać w marketingowe sieci i uwierzyłem bezgranicznie w obietnice autorów tej gry. Tymczasem gra, którą otrzymałem do testów, jest pełna sprzeczności i w zasadzie nie pozwala na jednoznaczną ocenę. W przypadku produkcji dobrych lub całkowicie beznadziejnych nie byłoby problemu z wystawieniem noty. Jednak "Shellshock: Nam'67" nie daje recenzentowi takiej szansy.

Bohaterem gry jest młody żołnierz. Przybywa do wietnamskiego piekła i od razu trafia w sam środek prawdziwej wojaczki. To nie są ćwiczenia. Nie ma czasu na powtórki, zbyt długie celowanie i inne tego typu kombinacje. Początek pierwszej misji stanowi coś w rodzaju małego samouczka. Dowódca oddziału, do którego nas przydzielono, opowiada króciutko jak sterować postacią i na co należy zwrócić uwagę. Kilka chwil później zaczyna się strzelanina, a wraz z nią szkoła życia. Do boju możemy wyruszyć jako jedna z trzech postaci, ale samo wybranie osobnika nie determinuje naszej roli w oddziale. Dopiero w trakcie gry możemy przeistoczyć się w prawdziwego specjalistę. Wyruszając na misję mamy to, co zabraliśmy ze sobą, lub to, co zdobędziemy na wrogu. Każda broń porzucona przez przeciwników bądź kolegów z oddziału jest na wagę złota. Okazji do strzelania jest mnóstwo, a amunicja w magazynku topnieje w zastraszającym tempie.

Stopień trudności gry jest dość wysoki. Przyznam jednak, że przeciwnicy nie należą do szczególnie inteligentnych, co nadrabiają liczebnością. Musimy więc stawiać czoła licznym zastępom wroga, a na dodatek wykonywać całą czarną robotę. Nasz dowódca co chwila zleca nam jakieś nowe, cudowne zadanie w postaci wysadzania tunelu, likwidowania stanowisk ciężkich karabinów, rozbrajania pułapek czy też rozwalania składów paliwa. W przeciwieństwie do innych gier o tej tematyce, z Wietnamczykami nie walczymy w pojedynkę. Przemieszczamy się z niewielkim oddziałem żołnierzy, którzy jako grupa spisują się całkiem przyzwoicie. Walczą dzielnie z wrogiem, ostrzeliwują się, podrzucają granaty, a czasami nawet ostrzegają o niebezpieczeństwie. Co ciekawe, na najniższym poziomie trudności nie możemy ich zastrzelić, więc jeśli myślicie o ukończeniu misji z jak największą ilością energii, dobrze jest trzymać się za plecami kolegów. Nawet przypadkowe trafienie z naszej strony nie wyrządza im nawet najmniejszej szkody. Na trasie przemarszu możemy gromadzić różne "fanty" w postaci flag, książeczek i innych przedmiotów porzuconych przez wroga lub znajdujących się w domostwach lub bazach. Wszystko, co przytargamy do macierzystej bazy, zostaje wymienione na "chity".

Każda misja kończy się ekranem zawierającym swoisty ranking podsumowujący nasze dzieło. Jest to dość makabryczne zestawienie, bo podsumowuje ilość zastrzelonych wrogów, przeciwników trafionych w głowę, ilość zużytej amunicji oraz kilka innych elementów.

Baza amerykańskich chłopców to miejsce, jakie niejednokrotnie widzieliście na filmach. Teren ogrodzony wałem ziemnym, drutem kolczastym, czasami jakąś palisadą i strzeżony przez kilka wieżyczek. Wejście do bazy daje namiastkę powrotu do normalności. Jednak czy jej mieszkańcy tak do końca są normalni i żyją po bożemu? Oczywiście że nie, bo już sama wojna jest miejscem całkowicie przeciwstawnym normalności, budzącym w ludziach najgorsze instynkty. Przy okazji bazy powraca temat "chitów". Po każdej misji gromadzi się ich określona ilość, przy czym nie ma konieczności wydawania ich od razu. "Chity" można przeznaczyć na towar różnego asortymentu. Mogą to być "wspomagacze", jak tamazepam czy deksedryna, pocztówki z gołymi panienkami albo przepustka poza obóz. Dla zamożniejszych wojaków przewidziano także okazje skorzystania z usług miejscowych pań lekkich obyczajów.

"Jest rok 1967. Zostałeś powołany do walki w najbardziej kontrowersyjnej wojnie XX wieku. Przygotuj się na strach, chaos i okrucieństwa wojny w Wietnamie" - tak krzyczy do nas napis na pudełku. Faktycznie gra jest brutalna, bo wojna nie jest miejscem dla grzecznych panienek. Pokazano tu wszystko, czego można na niej doświadczyć. Mamy tu wymiany ognia, podziemne tunele, zasadzki, pułapki oraz przeszukiwanie i pacyfikacje wsi (gdzie można wystrzelać mieszkańców i wszystkie zwierzęta domowe) oraz dobijanie rannych, którymi częstokroć są kobiety i dzieci. Postacie zabitych przeciwników są częstokroć strasznie zmasakrowane przez pociski lub rozrywające się granaty. Zabici leżą w kałużach własnej krwi. Zdarza się też natknąć na wcześniej nie odnalezione ofiary pułapek wroga, głowy nabite na pal oraz ciała obdarte ze skóry i inne bardzo nieprzyjemne scenki. Nasi kompani operują językiem, o którym na pewno nie można powiedzieć, że pochodzi z salonów. Ot, wprost wyrażają swoje myśli i emocje. Jak wśród facetów daleko od domu. W związku z tym trudno się dziwić, że wydawca dedykuje tę produkcję dorosłym graczom, o czym informuje widoczne na pudełku oznaczenie.

W zasadzie pierwszą część gry wypełniają misje bardzo do siebie podobne. Idziemy na kolejny patrol i mamy w jego czasie wykonać z góry przewidziane zadanie. Oczywiście po drodze nie unikniemy walki, czasami kilku potyczek z wrogiem, rozmaitych zadań dodatkowych, rozbrajania pułapek itp. Jednak postać bohatera gry przeistacza się z czasem w coraz lepszego żołnierza. Zdobywa on doświadczenie, umiejętności i odpowiedni stopień odporności na wojenne okropieństwa. Z czasem jest tak dobrą maszynką do zabijania, że Wielki Sam decyduje się przenieść go do bardziej precyzyjnej roboty. Nie, nie chodzi bynajmniej o pracę za biurkiem. Nasi przełożeni przenoszą nas do służby w oddziale specjalnym, działającym na tyłach wroga i skupiającym się na chirurgicznym wycinaniu przeciwników i operacjach dywersyjnych. Koniec walenia z karabinu do ostatniego naboju. Teraz zaczyna się praca w ciszy, skupieniu i pod osłoną wszelkich możliwych skrytek. Cel ma być do ostatniej chwili nieświadomy naszej obecności.

Grafika, w jaką wyposażono grę, jest doprawdy niezła. Teren, na którym operują nasi żołnierze, oddano bardzo wiernie. Podobnie jest z uzbrojeniem, pojazdami, umundurowaniem i wszystkimi pozostałymi elementami. Bardzo ciekawie prezentują się wszelkie wybuchy. Osobnym tematem jest świetnie zmontowane z fragmentów dokumentalnych intro oraz przerywniki filmowe (powstałe w oparciu o engine gry), które wprowadzają do następnych akcji. Jednak mimo tego programistom przytrafiło się kilka wpadek, które świadczą o tym, że jednak niezbyt dokładnie testowano wszystkie elementy gry i działano w pośpiechu. Zdarza się mianowicie, że postaci lub przedmioty wchodzą w tekstury. Przyjrzyjcie się ciałom martwych przeciwników. Niektóre ich części w dziwny sposób "znikają" w podłożu. W wielu budynkach rosnąca opodal roślinność przenika od środka przez ściany. Przyczepić można się także do niemalże identycznego wyglądu żołnierzy wroga z danej formacji oraz ich twarzy, które chyba kserowano.

Menu wykonano za to bardzo przyjemnie. Nie ma tu może jakichś przełomowych bajerów, ale za to wykonano je starannie, tak by uzupełniało ogólny "wystrój" gry.

Muzyka i efekty dźwiękowe stoją na wysokim poziomie. Szczególnie muzyka, która jest swoistą listą przebojów z przełomu lat 60. i 70. Ma ona w sobie coś, co pociąga, jest bardzo dynamiczna, a przez to znakomicie nadaje się jako materiał ilustracyjny do gier tego typu. Oczywiście nie bez znaczenia jest fakt, że utwory zaprezentowane w produkcji Guerrilli w rzeczywistości towarzyszyły żołnierzom podczas wojny w Wietnamie.

Reasumując wykonanie gry od strony audiowizualnej trzeba powiedzieć, że mieszanka niezłej grafiki i świetnej muzyki musi zrobić swoje. To zawsze wychodzi na dobre grze i działa pozytywnie na grających. Niemniej jednak, należy pamiętać, że pojawiło się tutaj kilka wad, czasami dość sporych, które mimo ogólnie dobrych odczuć psują obraz całości i pozwalają mi z czystym sumieniem odjąć coś z końcowej oceny.

"Shellshock: Nam'67" to produkcja ciekawa, w bardzo interesujący i niespotykany dotąd sposób ujmująca tematykę wojny w Wietnamie. Ma ona kilka cech zasługujących na uwagę, ale nie uniknięto także paru poważnych wpadek. Tak jak pisałem wyżej, trudno ją jednoznacznie osądzać. Pewne jest na pewno to, że kampania reklamowa przed premierą rozmija się troszeczkę z realiami. Na pozytywną ocenę wpłyną klimat, ogólne odczucia, znakomita muzyka, nietuzinkowe ujęcie tematu oraz kilka ciekawych rozwiązań. Z kolei na odjęte punkty zapracowały niedoróbki w grafice, tępawi przeciwnicy i kilka pomniejszych drobiazgów. Gra jest z pewnością ciekawą propozycją, ale nie stanowi zapowiadanego przełomu w produkcjach wojennych.

MadMan

Reklama
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: muzyka | bazy | dystrybutor | wydawca
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy