Amerykański oddział korporacji Nintendo przygotowującej nową konsolę stacjonarną ujawnił oficjalnie swoją opinię odnośnie ujawnionych przez reporterów IGN i GamesIndustry.biz w ubiegłym tygodniu danych technicznych sprzętu.
Choć zazwyczaj firma - podobnie jak jej konkurenci - nie komentuje informacji bazujących na spekulacjach tym razem zrobiono wyjątek. Dwa branżowe serwisy internetowe przeprowadziły bowiem serię wywiadów z deweloperami tworzącymi na konsolę następnej generacji Revolution firmy Nintendo, którzy otrzymali już swoje zestawy narzędzi do projektowania gier. Z ich wypowiedzi było można przede wszystkim wywnioskować, że Revolution będzie zaledwie 2,5 raza lepsze technologicznie niż obecne GameCube - co za tym idzie pod tym względem pozostanie w tyle za konkurencją.
W oficjalnym stanowisku Nintendo ogłosiło, że nie zamierza jeszcze podawać konkretnych danych, co do specyfikacji technologicznej swojego sprzętu. Możliwe też, że informacje te nie zostaną podane w ogóle. Firma pokłada głęboką wiarę w sukcesie innowacyjnych projektów, a nie wyścigu graficznych możliwości konsoli.
Jak czytamy dalej, japoński prekursor w produkcji stacjonarnych platform do gier chce skupić się na przystępności cenowej swoich produkcji, a nie korzystaniu z chociażby opcji high definition, które wymagają zakupu nowoczesnych i kosztownych telewizorów.
Nintendo zamierza skupić się na poziomie nie doznań graficznych, lecz złożoności interfejsu swoich gier. Krótko rzecz ujmując - firma chce jak najpełniej wykorzystać możliwości nowatorskiego kontrolera, który posiada wbudowane czujniki położenia w przestrzeni. Można więc będzie się nim posługiwać np. jak mieczem.
Ponadto siła Revolution ma tkwić w opcjach kompatybilności wstecz, czyli dostępie do gier na konsole firm z ostatnich 20 lat oraz w sieciowych możliwościach rozgrywki. Do tego dojdzie niewielki rozmiar, krótki czas ładowania gier oraz łatwe i szybkie tworzenie nowych tytułów.
Reklama
