Relacja z premiery "Blair Witch"

Z pamiętnika premierowicza



13:00 - wyjeżdżamy z Krakowa w kierunku Wrocławia. Cel - premiera gry "Blair Witch Project". Miejsce premiery - bliżej nieokreślone. Punkt zborny - Plac Teatralny we Wrocławiu.

16:40 - zjawiamy się w mieście. Szybkie rozeznanie terenu i wiemy już, gdzie jest Plac Teatralny. Jedziemy więc w tamtym kierunku.

17:10 - lekko spoźnieni pojawiamy się na w punkcie zbornym. Małe grupki zaproszonych powoli udają się w kierunku wskazanym przez organizatora - firmę Play-It. Zabieramy się z pierwszą lepszą grupą.

Reklama

17:20 - jesteśmy w nieczynnej hali basenu "Fala". Pełna surowizna - odrapane ściany, gdzieniegdzie ubytki (poważne) tynku, kilkanaście stolików i stołków, na których siedzą zaproszone osoby. Rozglądamy się wokół i dochodzimy do wniosku, że to zdecydowanie nie jest docelowe miejsce premiery

17:40 - organizatorzy zapraszają nas na dół - na zewnatrz budynku dostajemy identyfikatory i wstępne informacje co do przebiegu imprezy - ponoć za kilkanaście minut mają podjechać taksówki

18:10 - taksówek nie ma, ale humory dopisują (złośliwe komentarze także). Grupa udaje się w poszukiwaniu gniazda taksówek.

18:30 - po marszu przez pół Wrocławia (no, przesadzam, ale drogą na skróty byłoby tak ze 3 razy szybciej) dochodzimy do parkingu, gdzie czeka na nas 9 busów, które zawieźć mają uczestników na miejsce premiery. Nie wiemy gdzie będziemy jechać, ale jak na razie jest nam to obojętne.

18:45 - grupki siedzą już w busach, ruszamy w drogę. Ktoś tam napomknął o Bolkowie, jako celu naszej wycieczki. Kierowca mówi coś o 100 km podróży. Dobrze, że jesteśmy tylko w 4 osoby w busie - upiekło nam się.

20:00 - dalej jedziemy. Atmostefa staje się nerwowa - z początku wszyscy żartowali sobie z sytuacji, a tutaj okazuje się, że jedziemy nie wiadomo dokąd (kierowca nic nie wie, trzymamy się poprzedzającego nas busa).

20:30 - przejeżdżamy przez Bolków. Uuuu to jednak nie było nasze miejsce docelowe. Pech. Czuję niemiłe ssanie w żołądku. Jeeeeeeeeść !!!!

21:00 - w końcu wjechaliśmy w las. Fajnie. Mrówa (nasz współpracownik) wspomina o jakiejś sprzedaży do domu publicznego w Niemczech. Droga przez las jest dość wąska... nagle zatrzymujemy się. W lesie stoi białe Audi, blokując przejazd, obok dwóch zamastkowanych, uzbrojonych gości. Każą nam wycofać, co oczywiście robimy. Wracamy na drogę i wjeżdżamy w kolejną leśną przecinkę.

21:30 - w środku lasu busy zatrzymują się (dziwne - dojechały tylko 3 z dziewięciu) i wysiadamy. Dobrze, że niektórzy zabrali ze sobą latarki - przynajmniej coś będzie widać. Idziemy za zielonym szlakiem do jakiegoś zamku. W dodatku pada deszcz. Wszyscy są zdrowo zniechęceni - słychać poważne zarzuty dla organizatorów. Ja pędzę czym prędzej - gdzieś tam musi przecież być jedzenie.

21:45 - dochodzimy do zamku, który lśni światłem świec. Widać mostek, prowadzący nad fosą prosto do zamku. Nie czekając na nic - wchodzimy.

21:50 - O RAJU! Ale tu fajnie! Jest jedzonko, picie, jest gdzie usiąść, jest ognisko, na wejściu dostajemy jakieś zawiniątko. Po rozplątaniu węzła okazuje się, że jest to ... piersiówka i zapalcznika zippo - oba gadżety z logo Blair Witch. Widzę, jak się wszystkim cieszą mordki. Powoli dochodzą grupy z "zaginionych" 6-ciu busów. Okazało się, że dojechali inną drogą.

22:00 - nieoficjalny start imprezy. Wszyscy do garów! Na grillu jakieś dzikie mięso, podobno nie miauczało, kiedy je zabijano. Na stoliku obok góra wszelkich dóbr - od śledzi poczynając na na ciastach kończąc. Nie trzeba się spieszyć - dla wszystkich starczy. Tymczasem od organizatorów dowiaduję się, że pogoda spłatała niemiłego figla - od dłuższego czasu pada deszcz w związku z czym są małe problemy z prądem.

22:30 - pojedzeni i zadowoleni udajemy się na "dziedziniec" zamku, gdzie ogranizatorzy (na zamkowej ścianie, która służy za ekran) wyświetlają trailer zapowiadający "Blair Witch". Zostajemy oficjalnie powitani i zaproszeni do wspólnej, integracyjnej zabawy.

22:45 - 3:00 - trwa "integracja mediów". Ciekawie to wygląda - "wrogie" na codzień portale i wydawnictwa siedzą sobie przy jednej ławce i co chwila słychać toast "na pohybel..." <-- i tutaj padają nazwy tych właśnie mediów. My oczywiście też wypiliśmy za nasz pohybel, hehehe. Jak wszyscy to wszyscy.

Oczywiście cały czas robiona była dokumentacja zdjęciowa, którą ściągnąć możecie klikając odpowiedni obrazek na tej stronie. Mamy nadzieję, że zdjęcia przynajmniej częściowo oddadzą atmosferę panującą na premierze.

3:00 - 5:00 - powoli zaczynamy rozjeżdżać się do hotelu (loco - Jelenia Góra), aby swoje zwłoki położyć w łóżkach. Oczywiście nie tak od razu - na korytarzach hotelowych trwają zażarte kłótnie na tematy różne. A z niektórych pokojów dochodzą podejrzane odgłosy jakby tam była jakaś impreza... Co ciekawe - w hotelowej sali balowej odbywa się ... wesele. Co niektórzy mieli zamiar "wkręcić" się na to wesele, niestety te stroje... cóż - po nocnych wędrówkach po lesie byliśmy nieco ubłoceni.

9:00-11:00 - na śniadanie w hotelu schodzą kolejne osoby. Z rozmów wynika, że wszystkim imprezka bardzo się podobała, każdy żałował trochę, że padało - gdyby nie pogoda byłoby jeszcze lepiej. Ale i tak premiera wywarła duże wrażenie - warto było tłuc się kilka godzin busem...

11:30 - siedzimy już w autobusie, który ma nas odwieźć do Wrocławia. Brakuje trzech osób. Okazuje się, że jeszcze śpią. Tymczasem w autobusie panuje wesoła atmosfera i wymieniamy się wrażeniami, niekoniecznie ze spotkania.

12:30 - śpiący rycerze (i jedna dama) dotarli już na dół i wtoczyli się do autobusu. Tak to jest, jak się nie ma budzika.

14:00 - Wrocław. Wróciliśmy. W wesołych nastrojach, zadowoleni z zawarcia nowych kontaktów oraz miłego spędzenia wieczoru, nocy i poranka, rozchodzimy się na dworce, parkingi, itp.

Podsumowując - było całkiem nieźle. Jedyne co zawiodło - to pogoda. Chociaż nie jesteśmy tak do końca pewni, czy to też nie było "zamówione" przez organizatorów. Koncepcja imprezy premierowej - włóczenie nas przez kilka godzin, nim dotrzemy do celu, zdenerwowanie i zniechęcenie ludzi, aby potem postawic im przed oczyma pięknie przygotowany do spotkania zamek w środku lasu - wszystko to miało swój cel i było naprawdę dobrze zorganizowane. Można było oczywiście pograć w Blair Witch - w jednej z komnat postawiono trzy komputery i tam została uruchomiona gra. Można było podyskutować o planach wydawniczych Play-It. Można było spotkać znajomych (mniej i bardziej) z branży i, oprócz obgadania szczegółów przyszłej współpracy, wspólnie się pobawić. I o to właśnie w tym wszystkim chodziło...

A jeśli chcecie przeczytać bardzo obszerną, bardzo szczegółową i utrzymaną w wesołym nastroju relację z tego spotkania - kliknijcie tutaj.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: pogoda | relacja | blair
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy