Judge Dredd: Dredd Vs. Death

Producent: Rebellion

Wydawca: Vivendi Universal Games

Dystrybutor: Cenega Poland

Gatunek: gra akcji / FPS

Data wydania: 17 października 2003

Data wydania PL: 8 grudnia 2003

Wymagania: PIII 700 MHz, 128 MB RAM, 1,3 GB na HDD, karta graficzna 32 MB, DirectX 9.0, Windows 98/Me/2000/XP

Cena detaliczna: 139,90 PLN

Ocena: 7.5/10



Spoglądając na rynek gier komputerowych z perspektywy czasu, nie trudno jest zauważyć, że w ostatnim czasie bardzo często dochodziło to przeróżnych miedzy-branżowych metamorfoz - na podstawie gier kręcono filmy i odwrotnie - ciekawe komputerowe produkcje odnajdywały swoje odzwierciedlenie w literaturze. Pomijam fakt nagrywania muzycznych albumów na rzecz kinowych czy growych produkcji, gdyż jest to nieco inna bajka. Możemy jednak przyglądnąć się światkowi komiksów, ponieważ również one stawały się genezą powstawania wielu dobrych filmów i nieco gorszych produkcji na nasze PeCety. Tak było z Hulkiem, Spidermanem czy zapomnianym już gdzieś Batmanem - zabawki te nader często prezentowały bardzo przeciętny poziom, a gracze jednak chwytali je w łapki ze względu na nazwę... i tak niestety jest do dziś.

Reklama



Dobra, nie bądźmy aż takimi pesymistami, bo wirtualny komiks może już niedługo wiele zyskać dzięki grze "XIII", której nazwa nie została zbytnio wykorzystana jako reklama produktu (sam komiks w Polsce jest mało znany), a producenci przyłożyli się głównie do stworzenia porządnego gameplay'a z nietuzinkową grafiką na czele, dzięki czemu spokojnie wróżę "XIII" pewny sukces na rynku. Tego niestety powiedzieć nie mogę o produkcie, który dzisiaj Wam przedstawię, a mianowicie "Judge Dredd: Dredd Vs. Death", czyli jakby to powiedzieć na nasze "Sędzia Dredd kontra Śmierć". Pewnie wielu z Was już gotuje się z myślą: "O! To może być ciekawe! Film był wypas mordobijką. Komiksu nie czytałem, ale co tam!", a ja Wam radzę - uspokójcie się, bo producent gry, firma Rebellion, żeruje właśnie na takich osobach jak Wy, ale Wy się nie dacie - grzecznie mnie wysłuchacie i przekonacie się, że reklama i wysoka komercjalizacja gry to nie wszystko i same nie wystarczą, aby gwarantować udaną zabawę przed domowym PieCykiem.



Wstać, sąd idzie!

Rozpoczęła się rozprawa sądowa, której celem ma być ogłoszenie odpowiedniego wyroku osądzającego oskarżonego o zaśmiecanie rynku gier komputerowych Sędziego Dredda. Na sali oprócz bohatera komiksu znajdował się sędzia (baseM@N), prokurator, adwokat i kilku ochroniarzy. Pomieszczenia wyjątkowo nie zajmowała ława przysięgłych - wyrok był wyłącznie decyzją sędziego, który już kilka minut temu otworzył rozprawę.



Sędzia: (...)Był rok 2139 i wszystkie zajścia powiązane z oskarżonym miały miejsce w mieście Mega-City One leżącym na ruinach Nowego Jorku. W owym czasie na tym terenie panował totalny kryzys społeczny, z którym państwo nie mogło sobie poradzić - przestępstwo kilkakrotnie przewyższało światowe średnie i - próbując ratować groźną sytuację - zlikwidowano wszelkie organy sądownicze i militarne, których miejsce zająć mieli specjalni sędziowie, mogący skazywać przestępców na dowolną karę w momencie ich schwytania, a w razie konieczności użyć broni i zgładzić napastnika. Rozumiem, że wybitnym funkcjonariuszem tej organizacji okazał się obecny tu Dredd, ale dlaczego od razu poświęcono mu grę komputerową? O wyjaśnienie proszę oskarżonego.



Oskarżony: Decyzję tę podjęła firma Rebellion. Być może wyjaśnieniem będą moje działania i doświadczenia z akcji, o których opowiem. Otóż Mega-City One opanowały dziwne i zarazem złe moce - pomijam fakt wysokiej przestępczości, chuligaństwa itp. Nasze miasto nawiedzili Sędziowie Ciemności (Śmierć, Strach, Ogień i Mortis - od obumierać), a wraz z nim masa wampirów oraz zombie. Osobniki te zaczęły straszyć, zabijać cywilów, a więc ktoś musiał z tym zrobić porządek...



Prokurator: Zombie? Też mi coś. Przecież to prosty do pokonania przeciwnik - powolne, zielono-krwiste straszydło i nic więcej. Rzeczywiście, stworzeń tych w czasie gry pojawia się wiele, ale one tylko psują zabawę - ich zabijanie to odpoczynek po jakiejś większej akcji, który bardzo szybko zmienia się w nużące oczekiwanie na chociaż lekki przypływ adrenaliny. To już ci wszyscy miejscy wandale groźniejsi są od tych całych zombie - chociaż broń posiadają i potrafią uciekać, gdy do nich strzelamy.



Adwokat: Faktycznie, miejskie gangi prezentują się całkiem znośnie. W grze pojawiają się trzy rodzaje chuliganów, każdy z nich wygląda odmiennie i inaczej się zachowuje. Jedni przestępcy są bardziej posłuszni i słuchają się naszych poleceń, inni znowu za wszelką cenę usiłują nam zwiać lub też koniecznie nas zabić. Do wandalów zaliczyć można także sektę Kultu Śmierci, której członkowie są bardziej agresywni i często rzucają w nas tekstami typu "śmierć czeka na ciebie" itp. Wszystkich przestępców najlepiej jest zakuć w kajdanki i wydać wyrok - poprzez zabijanie otrzymujemy nieco mniej punktów, ale czasami nie ma innego wyjścia i trzeba pociągnąć za spust. Dobrze wtedy jest celować w nogi lub ręce przeciwnika oraz nie zabijać wszystkich jego kompanów, gdyż istnieje duże prawdopodobieństwo, iż w czasie walki kilku przestępców się podda, rzuci broń i klęknie na ziemi w oczekiwaniu na wyrok.



Prokurator: I w tym momencie rodzi się kolejna bolączka "Judge Dredd: Dredd Vs. Death", a mianowicie kwestia inteligencji naszych wrogów, która wprost razi swoją miernotą. Otóż przeciwnicy, wymieniając z nami ogień, bardzo często nie liczą się z tym, że pierwsi pod ciężarem ołowiu upadną na ziemię i zamiast schować się za jakiś większy przedmiot, biegną prosto na nas lub, co gorsza, stoją w miejscu i odbierają od nas na klatkę piersiową kolejne pociski. Tylko czasem się zdarzy, że wróg ucieknie z pola walki lub po utraceniu broni poszuka nowej pukawki - zrobi to jednak z totalnym brakiem ulitowania nad swoim życiem. Mówiąc krótko - wybijanie przestępców podczas misji nie należy do trudnych zadań, przez co mapy przechodzi się dość szybko.



Oskarżony: Jeżeli mogę się wtrącić... Owszem, z zombie czy drobnymi chuliganami walczyło mi się łatwo, ale gdy tylko do akcji wkraczały wampiry, rozgrywka przybierała już inny wymiar - bardziej ekscytujący, bogaty w emocje. Często bowiem zdarzało się, że nie zauważyłem osobnika żywiącego się krwią, przez co ten zaskakiwał mnie swym szybkim atakiem i stawał się prawdziwym wyzwaniem, gdyż wampiry nie są łatwe w zlikwidowaniu. Ich unicestwienie wymaga, obok umiejętnego poruszania się, celnego strzelania sporym nakładem amunicji - na szczęście moja standardowa broń posiada kilka rodzajów wystrzału (podpalający, przeciwpancerny, o silnym uderzeniu, odbijający się od ścian itp.), które wykorzystują te same pociski. Oprócz swojego lawgivera, podczas misji znalazłem snajperkę, pistolety, karabiny maszynowe i laserowe, granatniki, granaty itd.



Adwokat: Tak więc na brak militarnych gadżetów nie powinniśmy narzekać i dobrze, ponieważ przydają się one w grze sieciowej. Ta prezentuje się bardzo dobrze - mapy wielkością co prawda nie grzeszą, ale w rozgrywce to w ogóle nie przeszkadza. Na uznanie zasługuje wykonanie botów, z którymi walczymy - zachowują się one bardziej inteligentnie, aniżeli w trakcie wykonywania misji, cały czas nam uciekają, poruszają się zygzakiem, stając się dzięki temu trudnym celem. Gra multiplayer w "Judge Dredd: Dredd Vs. Death" jest ciekawą alternatywą dla 'zasieciowionych' fanów "Unreal Tournament" czy "Quake III: Arena". Bardzo fajnym trybem rozgrywki okazał się Arcade, w którym to gracz umiejscowiony jest na jednej z plansz i ma za zadanie jak najdłużej przetrwać wśród coraz szybciej pojawiających się przeciwników - podobnie bawić się mogliśmy w wydanej niedawno drugiej części przygód gliniarza Maxa Payne'a.



Sędzia: Dobrze, o sposobie gry trochę już wiemy, a więc przejdźmy do aspektów strony technicznej. O udzielenie głosu ponownie proszę oskarżonego. W jakich miejscach zdarzało prowadzić się panu walki?



Oskarżony: Wysoko rozwinięte, futurystyczne ulice miast, opuszczone magazyny, szpitale, dyskoteki itp. Wszystkie środowiska, w których bywałem, prezentowały się całkiem ciekawie - niemalże zawsze przemieszczałem się wśród gąszczy kolorów, świateł i... krwi. Muszę przyznać, że gra należy do brutalnych zabawek - z bitych osób wylewają się litry czerwonego (tudzież zielonego) osocza, które osadzają się na ścianach, tworząc plamy nietrudne do zauważenia. Rozbijanie głów przestępców było praktycznie jedynym moim zajęciem - zero ciekawych przygód, konwersacji czy taktyki - JDDvsD to rasowy shooter, w którym się o niczym nie myśli, tylko działa i jak najszybciej ciągnie za spust swojego jedynego przyjaciela - broni.



Prokurator: Wysoki Sądzie, pozwolę sobie na przytoczenie kilku negatywnych faktów, które pan Dredd pominął w swojej wypowiedzi. Pierwsza sprawa tyczy wyglądu map - owszem, kolory i tekstury prezentują się nieźle, śmiem nawet twierdzić, że w pewnych momentach grafika przypomina kilka screenów z "Dooma 3", ale są to bardzo rzadkie przypadki. Najczęściej gracz musi podziwiać trochę denerwujące, kwadratowe obiekty i źle animowane postacie występujące w JDDvsD. Ruchom wszystkich bohaterów gry sporo brakuje do ideału - podczas rozgrywki podziwiać możemy niezręczne schodzenie ze schodów, idiotyczną bieganinę czy wreszcie katastrofalnie wykonane upadki zabitych ofiar. Jak to możliwe, że zwykły człowiek zastrzelony słabym pistoletem zostaje odrzucony na kilka metrów, poczym odbija się od ziemi, ścian i po ostatecznym lądowaniu jeszcze przebiera nogami? Pośmiertne odruchy układu nerwowego? No bez przesady? Inna rzecz, która przejawia się sporym niedopracowaniem twórców gry to niskie zaludnienie poszczególnych map. Według informacji podawanych z oficjalnych źródeł Mega-City One było miastem zamieszkiwanym przez pond 400 milionów mieszkańców. W trakcie rozgrywki jakoś nie jest to zauważalne - po ulicach przemieszcza się niewiele osób i na dodatek wszystkie one są sobowtórami dosłownie kilku rodzajów stworzeń. Producenci zdecydowanie mogli się bardziej postarać...



Adwokat: I postarali się, jeżeli chodzi o oprawę dźwiękową gry. Teksty wypowiadane przez Dredda ("I'm the law" itp.) wzbudzają respekt i umilają zabawę. Podobnie rzecz się ma do odgłosów wydających przez zabijanych przeciwników czy ryków wampirów. Klimat znakomicie zostaje nadany przez tło muzyczne - mieszanka techno, rocka i fonii klubowej znakomicie dostosowuje się do przebiegu rozgrywki. Kiedy jesteśmy skupieni, do uch wpływają powolne, ale też niepokojące nuty i po chwili (przykładowo) przed graczem ukazuje się stado wampirów, a dotychczasowe dźwięki wydobywające się z głośników zamieniają się w muzyczne piekło, będące istnym majstersztykiem dla niejednego melomana.



Sędzia: Dziękuję wszystkim stronom za wypowiedzi związane z "Dredd Vs. Death", które pomogły mi w ogłoszeniu wyroku. Zrozumiałem, że osądzana gra na pewno nie należy do najlepszych produkcji, sporo traci na braku realizmu i zbyt monotonnej rozgrywce, aczkolwiek wśród sieciowych shooterów wypada nieźle i może z tego względu warto na nią zwrócić uwagę. Tak czy inaczej ogłaszam werdykt 7.5 i skazuję Sędziego Dredda na zasiedlenie się wśród fanów czystych strzelanek czy quake'owych produkcji. Odradzam natomiast kontaktowania się z ludźmi lubiącymi przygodę i urozmaiconą rozgrywkę - Dredd może jedynie zepsuć im smak, a kto z nas lubi płacić za przesolone danie?



Plusy: w pewnych momentach bardzo grywalna, ładna oprawa dźwiękowa, jest alternatywą dla fanów UT i Q3

Minusy: słaba pod względem realizmu, liniowa, mało rozbudowana fabuła, banalna rozgrywka



baseM@N

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wyrok | broń | city | oskarżeni | dystrybutor | rozgrywki | adwokat | zombie | vivendi | wydawca | sędzia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy