Hitman: Contracts

Producent: IO Interactive
Wydawca: Eidos Interactive
Dystrybutor PL: Cenega Poland
Gatunek: akcja / TPP
Data wydania PL: 10 maja 2004
Wymagania sprzętowe: PIII 800 MHz, 256 MB RAM, CD-ROMx8 lub szybszy, karta dźwiękowa zgodna z DirectX 8.1, akcelerator 3D zgodny z DirectX 8.1 z min. 64 MB pamięci, Windows 95/98/2000/ME/XP, 2 GB wolnego miejsca na dysku twardym
Cena detaliczna: 149 PLN
Ocena: 9/10

Pamiętacie tego łysego gościa?

W 2000 roku pojawił się między nami Agent 47 - charakterystyczna postać dobrze zbudowanego zabójcy, odzianego w kruczoczarny garnitur, dzierżącego dwa srebrne pistolety, na którego łysej głowie wytatuowano kod kreskowy. Świat szybko zachłysnął się jego przygodami, a tytuł "Hitman" nie schodził z ust graczy, recenzentów oraz pierwszych stron gazet. Mówiąc krótko - rewolucja w każdym calu, która uhonorowano wszelkimi możliwymi splendorami i nagrodami. Jak nietrudno się domyślić, na fali sukcesu autorzy gry pomyśleli o kontynuacji przygód "łysego".
Facet wykonuje posępną profesję, ale jego życiorys sprawia, że zaczynamy go lubić, rozumieć, trochę mu współczuć, a z czasem wczuwamy się w jego niedolę. Nadchodzi rok 2002 a wraz z nim kolejna porcja przygód Tobiasa. Gra nosi tym razem podtytuł "Silent Assasin". Nasz bohater walczy o życie swego przyjaciela, ale jak się okazuje także i własne, gdyż zostaje uwikłany w ciemne sprawki tak bardzo, że w zasadzie rozpoczyna się na niego regularne polowanie. Powiedzcie sami, jak go nie lubić. Toć to ostatni sprawiedliwy, walczący sam w słusznej sprawie. Trup ściele się gęsto, ale kochamy go coraz bardziej. Po kolejnych dwóch latach pojawia się trzecia odsłona przygód super agenta, ale czy jest jeszcze lepsza niż poprzedniczki?

Przed premierą "Hitman: Contracts" rozpoczęła się prawdziwa medialna burza promocyjna, sprawiająca, że każdy musiał usłyszeć o najnowszym dziele duńskiej grupy deweloperskiej IO Interactive. Nie zabrakło żadnego elementu kampanii. Wszystko dopięte na ostatni guzik, wykalkulowane na chłodno. Całkiem jak w życiu tytułowego Hitmana. Nadszedł wreszcie dzień, gdy gra stała się realna i po uiszczeniu opłaty można ją było wynieść ze sklepu...

Naszego bohatera spotykamy w jednym z paryskich hoteli. Jest ciężko ranny. Pod wpływem wycieńczenia, wysokiej gorączki i działania lekarstw, w postaci koszmarnych halucynacji powraca przeszłość.

Już tu byłem?

Właśnie! Cały czas towarzyszy nam nieodparte uczucie, że już tu byliśmy, bo wiele miejsc wygląda bardzo znajomo. Nie ma w tym nic dziwnego, bo faktycznie osoby, które grały w pierwszą część "Hitmana" przeżyją kilkakrotnie de javu. Powodem jest fakt zastosowania w trzeciej części nawiązań i powtórzeń z pierwszej odsłony przygód Agenta 47. Nie chodzi tu bynajmniej o lenistwo programistów. Jeśli zagracie to sami zrozumiecie, jak wspaniały nastrój otrzymuje przez to rozgrywka. Wystarczy spojrzeć na misję w parku (likwidacja przedstawiciela jednej z chińskich organizacji) lub akcja w hotelu. Podobne, wręcz identyczne jak w "Codename 47", ale jednak mają swój nowy, niepowtarzalny charakter. Powrót do przeszłości nie jest słabością głównego bohatera. Wręcz przeciwnie - może się okazać bardzo cennym bagażem, z którego może korzystać każdy rozsądny i myślący gracz.

Jak to wygląda?

Jeśli wydaje się Wam, że w drugiej części powiedziano wszystko na temat realizmu i jakości grafiki, to jesteście w głębokim błędzie. Okazuje się bowiem, że w obu sprawach programiści pokazali wielką klasę i gra jest zupełnie nową jakością.

Grafika, w jaką zaopatrzono "Hitman: Contracts", jest po prostu rewelacyjna. Wszystko pracuje na mocno zmodernizowanym silniku z poprzedniej części, który po drodze przeszedł już spory lifting, gdyż użyto go jako podstawę do "Freedom Fighters". Zmodernizowany silnik potrafi wycisnąć wszystkie soki z najnowszych kart graficznych. Jednak z drugiej strony chwała programistom za niezłe zoptymalizowanie kodu, czemu zawdzięczamy to, że - mimo renderowania tła i postaci, generowania odbić w czasie rzeczywistym oraz używania różnego rodzaju filtrów - gra działa sprawnie na komputerach-średniakach.

Realizm rozgrywki to osobny temat. Pamiętam zachwyty, jakie powodował system rag-doll, zaimplementowany poprzedniej części gry. Możecie o nim zapomnieć. Obecnie realizm został wyniesiony na maksymalny poziom, tak doskonały, że trudno oprzeć się wrażeniu, iż wydarzenia na ekranie monitora rozgrywają się naprawdę. Podobnie jest z rykoszetami czy też z reakcjami ciał wrogów na ostrzał.

Muzyka, którą ponownie skomponował moim zdaniem absolutnie genialny Jesper Kyd, to jak zwykle wspaniała ścieżka dźwiękowa. To już nawet nie jest ilustracja, bo akcja gry splata się z muzyką tak bardzo, że stają się jedną nierozerwalną i znakomicie współgrającą całością. Odtwarzane utwory zmieniają swoją dynamikę odpowiednio do wydarzeń. Kiedy nasz podwładny skrada się, przyczajony w ciemności, są to wyciszone, spokojne dźwięki, ale gdy akcja przyśpiesza swoją dynamikę zmienia także muzyka. Jeśli chodzi o budowanie napięcia, to nie mam żadnych zastrzeżeń.

Na podobnym, wysokim poziomie stoją również efekty dźwiękowe. Słychać dosłownie wszystko, ale pod warunkiem, że dysponujecie dobrą karta muzyczną, do której podłączycie konkretny zestaw głośników. Dopiero w takim układzie zarówno muzyka, jak i efekty to prawdziwy miód dla uszu.

Jak się w to gra?

System sterowania postacią nie został zmieniony. Jest on na tyle dobry, że nie było takiej potrzeby. Za to naszego zabójcę wyposażono w powiększona gamę ruchów i sprawiono, że porusza się znacznie sprawniej i szybciej.

Oczywiście pozostawiono nam możliwość decyzji, w jaki sposób wykonamy zadanie. Czy będzie to finezyjna i dyskretna misja, czy też rzeź wszystkich napotkanych - to już nasz wybór. W każdym razie narzędzi do wykonania zadań nie zabraknie Wam na pewno. Już poprzednio arsenał był obszerny, a teraz pojawiło się jeszcze kilka nowych zabawek, jak choćby hak rzeźniczy czy przycięta strzelba, czyli tzw. obrzyn.

Najbardziej boli mnie fakt, że seria gier przeżywa ewolucję w kierunku ułatwienia rozgrywki. Moim zdaniem robi to jej wielką krzywdę. Fakt, że jedynka była strasznie trudna, ale to, co pokazano teraz jest przegięciem w drugą stronę. Przeciwnicy są zazwyczaj średnio inteligentni i nie trudno ich wykończyć. Nie widać też wyraźnej różnicy pomiędzy poszczególnymi poziomami trudności. Szkoda, bo pamiętam, że w czasach pierwszego "Hitmana" ukończenie niektórych misji było nie lada wyzwaniem.

Czynnikiem, który nadrabia wymienione powyżej ułatwienia jest niepowtarzalna atmosfera. "Hitman: Contracts" jest zdecydowanie bardziej mroczny niż jego poprzednicy, a momentami nawet lekko przytłaczający. Nie ukrywam, że tak zbudowany nastrój i atmosfera bardzo przypadły mi do gustu. Siedzenie przy komputerze było prawdziwą przyjemnością.

Trzeba kończyć

"Hitman: Contracts" należy do gier, o których można pisać bez końca, gdyż jest to czysta przyjemność. Jednak każda recenzja musi się kiedyś zakończyć, a ta konkretna doszła do takiego właśnie punktu. Myślę, że osoby niezdecydowane albo niewiedzące co to za gra, zdecydują się jednak na zakup. Pozostałych pewnie nie trzeba było wcale przekonywać. Gra jest wyśmienita, wygląda bosko, brzmi cudownie, a frajda jaką daje, jest trudna do opisania.

MadMan

Reklama
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: muzyka | dystrybutor | wydawca
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy