Gizmondo studnią bez dna

Wszystko wskazuje na to, że mimo wszelkich starań brytyjski producent przenośnej konsoli Gizmondo, zależny od amerykańskiej korporacji Tiger Telematics, nie jest w stanie skutecznie konkurować z platformami firm Sony i Nintendo.

Przedstawiciele Gizmondo ujawnili wyniki finansowe firmy, które raczej nie napawają optymizmem. W ciągu 2004 twórcy platformy odnotowali dokładnie 99 milionów dolarów strat. W pierwszej połowie bieżącego roku zaś inwestycje pochłonęły dodatkowe 210 milionów dolarów.

Przenośne Gizmondo ma więc nie lada kłopoty. Pomimo szeregu multimedialnych opcji, sporego wsparcia wydawców gier i wreszcie obniżki ceny konsoli o połowę, miesiąc po starcie sprzedaży platforma zawiodła swoich twórców. Większość strat przyniosła obsługa sieci biur firmy oraz lukratywne kontrakty z takimi firmami, jak Electronic Arts, Games Factory oraz Northern Lights.

Na liście wydatków znajdowała się też kosztowna promocja platformy przez Stinga. Do tego doszły ogromne płace dla jednej z sekretarek zatrudnionych w europejskim oddziale firmy. Co ciekawe, ta wyjątkowa pracownica, Tamela Sainsbury, żyje u boku Steve'a Carrolla, jednego z dyrektorów Gizmondo Europe. Firma dla swoich przedstawicieli zakupiła też luksusowe samochody, każdy warty nieco ponad 230 tysięcy dolarów. Każdy z szefów firmy rocznie zarabia blisko 1,5 miliona dolarów z samych udziałów w firmie.

Brytyjska prasa uznała sytuację firmy za najprawdziwszy skandal.

Reklama
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: firmy | DNA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy