Silent Hill: Homecoming

Cztery lata. Tyle czasu trwały liczne dyskusje na temat dalszego ciągu historii Silent Hill. Niektórzy spekulowali nawet, że seria zakończy się na części czwartej, doszukując się ukrytego znaczenia w nazwisku bohatera The Room - Henry'ego Town-SH-enda.

Proroctwa okazały się jednak nieprawdziwe. Konami przekazało pierwsze nieśmiałe informacje już we wrześniu zeszłego roku, a tegoroczne targi Games Convention rozwiały wszelkie wątpliwości. Król horroru powraca wraz z szeregiem zmian i nowości. Zmian, które mogą budzić pewne zastrzeżenia, ale i rozbudzać nadzieję na znaczną ewolucję serii. Zaczynając od zmiany producenta na zewnętrzne studio Double Helix Games, poprzez znaczną rozbudowę systemu walki wręcz, a kończąc na nowym silniku graficznym.

Zamień horror na... horror?

Bohaterem gry został Alex Shepherd. Mężczyzna ten wraca z wojny w Zatoce Perskiej do swojego rodzinnego miasteczka Shepherds Glen tylko po to, aby odkryć, że całą okolicę spowija gęsta mgła, jego młodszy brat zaginął w niewyjaśnionych przez nikogo okolicznościach, a matka padła ofiarą choroby psychicznej. Jakby tego było mało, Alex doświadcza dziwacznych snów, zostaje dotknięty amnezją, a po ulicach miasta snują się groteskowo zdeformowane monstra.

Reklama

Brzmi znajomo? Motyw przemiany głównego bohatera i jego najbliższego otoczenia jest stałym elementem każdej części Silent Hill. Nie inaczej będzie i tym razem. Twórcy zapowiadają, że poszukiwania braciszka są główną osią fabuły całej gry i głównym zadaniem gracza. Jasno zostało też powiedziane, że historia Homecoming nie odsłoni wszystkich kart uniwersum SH. Nie zostaną wyjawione żadne tajemnice i rewelacje dotyczące pochodzenia Milczącego Wzgórza. W zamian można się spodziewać kilku nawiązań do poprzednich części serii. Ich znajomość nie jest wymagana, ale fani z pewnością zostaną usatysfakcjonowani.

Nie tylko przetrwanie

Alex wraca z frontu. Jako żołnierz jest człowiekiem zahartowanym w boju i nawet pomimo częściowej amnezji sporo różni go od poprzednich bohaterów Silent Hill. Przede wszystkim jest znacznie bardziej wytrzymały i sprawny fizycznie. Potrafi z wprawą posługiwać się większością znalezionych broni i robić nimi odpowiednio dużą krzywdę swoim wrogom. Koniec z topornym zamachiwaniem się łomem, niecelnymi cięciami noża i strzałami w sufit, znanymi z dotychczasowych odsłon serii. Znacznie poszerzono wachlarz ruchów protagonisty w czasie walki. Ciosy dzielą się na silne, szybkie i zabójcze, dodano możliwość wykonywania natychmiastowych uników, a sama postać porusza się znacznie zwinniej i bardziej płynnie. Autorzy mówią, że wszystkie zabójcze ciosy będą się różniły, w zależności od broni i zabijanego stwora. Daje to bardzo dużą pulę animacji i gwarancję na urozmaicenie walk. Wszystko to z pewnością ułatwi przetrwanie w mrocznym świecie opanowanym przez szalejące monstra.

Warunki klimatyczne bez zmian

Twórcy jako priorytet ustalili sobie, że Homecoming będzie wyglądało jak należyta kontynuacja serii. Jest to drugi Silent Hill wyprodukowany poza Japonią, stąd oczekiwania i niepokoje odnośnie jakości gry urosły do niebotycznych rozmiarów. Autorzy z przekonaniem mówią, że klimat, fabuła i gameplay mają dla nich znaczenie pierwszorzędne. Dlatego właśnie wyznaczyli kilka punktów, których spełnienie ma zbliżyć ich produkt jak najbardziej do japońskich oryginałów.

Po pierwsze - minimalistyczna wręcz oszczędność w kwestii oprawy graficznej. Zdjęcia faktycznie wyglądają na bardzo klimatyczne, wyprane z kolorów i zbędnych detali, ale jednocześnie budzą pewien niedosyt w dobie pościgu za coraz bardziej realistyczną warstwą wizualną. Na finałowy werdykt przyjdzie czas po premierze finałowego produktu. Grafika pozostaje jednak największą obawą tej gry. Po drugie - utrzymanie stylistyki tylko dla dorosłych. Co do przeznaczenia tej serii nigdy nie było wątpliwości, jednak życie często pokazuje, że najbardziej oczywiste kwestie przemykają niezauważone. Powróci słynna już gęsta i lepka mgła, klaustrofobiczny klimat, rdza, brud i robactwo - wszystko, co urzekało (na swój pokręcony sposób) w tej serii.

Trzecim punktem stało się położenie nacisku na narrację i prowadzenie akcji. Doskonale wiadomo, że najstraszniejsze to, co nieznane. Pusty, ciemny korytarz jest znacznie bardziej przerażający od dobrze oświetlonego, z hordą stworów w środku. Autorzy doskonale zdają sobie z tego sprawę i zatopili całą grę w gęstej ciemności. Ponadto szczególnie dobrze wygląda latarka i cienie rzucane od jej światła. Teoretycznie nie jest to nic szczególnego, ale w tej grze wygląda zaskakująco dobrze i niepokojąco. Co do samej fabuły, ma ona być bardzo poruszająca, pełna wątków psychologicznych i ma wywoływać silne emocje. Jeśli dorówna poziomowi znanemu z Silent Hill 2 (ta część jest wzorem dla twórców), to nie ma się o co martwić. Ostatnim założeniem twórców jest zrównoważenie walki, eksploracji i zagadek. W przeciwieństwie do poprzednich części, gdzie balans rozgrywki często był mocno rozchwiany, tutaj nie będzie mowy o znudzeniu danym elementem zabawy.

Pozostaje tylko czekać

Wszystkie informacje, którymi Konami karmi graczy, są bardzo obiecujące. Nie będzie mowy o rewolucji, ale o znaczącej ewolucji serii już tak. Premierę ustalono na listopad tego roku, w sam raz na wczesnozimową szarówkę za oknami. Wydaje się, że Homecoming będzie najlepszym sposobem na spędzenie przygnębiającego i strasznego, zimowego wieczoru.

gram.pl
Dowiedz się więcej na temat: Silent Hill
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama