Medal of Honor: Airborne

Wydarzenia związane z Pierwszą i Drugą Wojną Światową stanowią bardzo łakomy kąsek i popularne źródło inspiracji dla strzelanek z widokiem z pierwszej osoby. Zagłębiając się w historie przemysłu gier...

...powinniśmy natychmiast przypomnieć sobie o grze, która swoim powstaniem przyczyniła się do rozszerzenia tej tematyki w świecie gier - gry tak potężnej, że inni postanowili wykorzystywać jej niektóre elementy, jako podłoże do swoich tytułów. Pamiętacie te imitacje, które stanowiły najwyższą formę pochlebstwa dla tej jedynej. Branża elektronicznej rozrywki naprawdę wzięła sobie do serca wszystkie te pomysły.

Tą utrzymaną w klimatach Wojny Światowej grą jest Medal of Honor, seria zainspirowana filmem "Szeregowiec Ryan", która ekscytowała i w zupełności wypełniała nasze zapotrzebowanie na odwzorowanie prawdziwego pola bitwy w grach, juz od lat 90. Niesamowita grywalność i nieprzerwany dreszczyk emocji sprawiły, że tytuł ten przez kilka lat był liderem wśród strzelanek na PC-ta i konsole PSone. Teraz seria w nowej formie ma swój kolejny debiut, tym razem na konsoli nowej generacji - Xbox 360.

Pijani powietrzem

Medal of Honor: Airborne nie jest zadziwiającym, nigdy wcześniej niewidzianym tytułem, który redefiniuje gry z pod znaku strzelanek. Jednakże jest za to, niesamowicie interesującym doświadczeniem, które daje się poznać (przyswoić) o wiele bardziej efektywnie i pasjonującą niż za pomocą innej strzelanki, jaka kiedykolwiek opuściła wrota wydawcy.

Reklama

W grze wcielamy się w role spadochroniarza, który bierze udział w walce przeciwko nazistom podczas Drugiej Wojny Światowej. Gra nie przytłacza nas zbyt wieloma detalami fabuły, co definitywnie jest plusem, biorąc pod uwagę, to że w zamian tego proponuje, o wiele więcej interaktywnej akcji. Podczas gdy aspekt Drugiej Wojny Światowej może już brzmieć nieco męczącą (nużąco), tak elementy towarzyszące wyczynom spadochroniarzy sprawiają niezmiernie dużo zabawy. W odpowiednim momencie gry, po sygnale pozwolenia, wyskakujemy z samolotu, lub też zostajemy z niego wypchnięci, by następnie "miękko wylądować" na ziemi, co nieco ułatwia automatyczne otwieranie się spadochronu.

Żeby jednak nie było tak do końca pięknie i prosto, aby wylądować w wybranej lokacji musimy przy pomocy gałek analogowych i wiatru nakierować naszego bohatera na odpowiedni tor. Piękno pola bitwy pod nami jest jednak nieco skażone - niektóre budynki doczytują (dorysowują) się dopiero gdy jesteśmy już bardzo blisko podłoża, ale wciąż robi ogromne wrażenie. Podczas lotu można obserwować całe miasta, bazy, pojazdy militarne, i dosłownie wszystko, co tylko może znajdować się pod nami, i to wzbogaconych o wiele lepsze detale niż w poprzednich grach tego typu na konsole nowej generacji.

Wyląduj na dachu fortecy i sprawdź, czy uda ci się pokonać ponad 10 przeciwników, którzy właśnie jej chronią. Wytęż nieco wzrok i spróbuj wylądować w gęstym gąszczu traw, aby następnie przemknąć niezauważonym obok nieprzyjaciela. Wtargnij tylnymi wejściami, ucisz kilku chojraków i módl się, aby reszta nie zdążyła cię dostrzec zanim tobie nie uda się przekraść w odpowiednie miejsce.

Wyżej opisane zdarzenia pokazują, że gra daje nam wiele opcji, ale także wybór celów, jakie chcemy wykonać w danej misji. W większości przypadków nasi sojusznicy lądują w miejscu, które to właśnie my wybierzemy, jako wg nas najlepsze do rozpoczęcia ataku i dając nam niewielką, bo niewielką, ale zawsze potrzebną pomoc. Często jednak świetnie sprawdzają się w roli tarcz chroniących nas przeciw przypadkowym pociskom ze strony wroga, mogą jednak także stanowić źródło problemów, w szczególności kiedy zaczną nam przeszkadzać poprzez przypadkowe blokowanie naszej postaci (co czasami się zdarza). Dlatego też nie warto traktować swoich sprzymierzeńców, jako lojalnych wojowników wolności - wręcz przeciwnie lepiej myśleć o nich, jako narzędziu rozrywki dla naszego przeciwnika, bo i tak 99% pracy musimy wykonać sami. Pisząc to mam na myśli fakt, iż walcząc z przeciwnikiem, on przez dłuższy okres czasu napiera właśnie na naszą postać.

Aby dany cel, nad którym właśnie pracujemy został uznany za pomyślnie zakończony musimy najpierw pokonać od 10 do 40 przeciwników. To tak jakby gra mówiła nam "rozwal to albo to". Jednak jest nieco inaczej, tak naprawdę to co ona pragnie nam przekazać brzmi mniej więcej tak "Najpierw zabij tych ludzi, a później będziesz miał wolne, aby zrobić coś innego, mniej istotnego" To tak jakby zakończenie misji bez martwych ciał walających się pod podłożu było jakimś przekleństwem. Dziwne.

Pomimo nie do końca poprawnego AI Aliantów, które zresztą i tak sporadycznie się przejawia i nie wydaje się być specjalnie pomocne, to na dłuższą metę sprawia, że gra jest bardziej interesująca. No bo jak sami mielibyśmy niby pokonać sporo oddalone od nas siły wroga, na jakie napotykamy w pierwszym poziomie? Możecie być pewni, że wykorzystanie strategii a la Rambo (czyli bieganie i strzelanie do wszystkiego co sie rusza) wyzeruje wasz wskaźnik życia szybciej niż zdążycie zmienić broń, a dostęp do pierwszego karabinu snajperskiego otrzymamy nie prędzej niż w drugiej rundzie, co jeszcze bardziej podnosi poziom trudności. No bo w jaki sposób gracz ma przeżyć używając do swojej obrony zwykłego Thompsona, oraz samopowtarzalnego karabinu M1 Garand, podczas gdy przeciwnik w swoim arsenale posiada karabiny maszynowe o zasięgu 30 metrów?

Aby jeszcze bardziej skomplikować sprawy, punkty kontrolne możliwe są do zaliczenia po osiągnięciu specyficznego celu. Możemy zlikwidować 10 snajperów, 10 żołnierzy posługujących się rakietowymi granatnikami przeciwpancernymi, i jeszcze jakiś 20 zwykłych naziemnych przeciwników, którzy będą strzelać do nas czym popadnie w zależności od lokacji. Wszystko to może być pięknie wykonane, ale jeśli aktualny cel (np. zniszczenie działek przeciwlotniczych) nie jest do końca spełniony, a nam powinie się noga i umrzemy, to tracimy dosłownie wszystko co udało nam się wykonać od ostatniego zapisania.

Jeżeli już zaczynacie nienawidzić ten tytuł, to gwarantuje, że po dłuższym obcowaniu zatracicie się w nim bez powrotu. Nadmiar siły przeciwników bolesny jest, tylko do momentu kiedy zaczniemy nabijać swoje statystki poprzez zdobywanie punktów umiejętności. Gwarantuje, że po godzinie, a maksymalnie 90 minutach, kwalifikacje waszego bohatera pójdą w górę, a wraz z nimi wam, jako graczom uda się zapamiętać architekture poziomów oraz nauczycie się zachowań wroga, przez co w ogólnym rozrachunku będziecie gotowi na wszystko. Po osiągnięciu wyższych stopni umiejętności natomiast, strategia, o której pisałem wcześniej (a'la Rambo) będzie mogła wreszcie wejść w życie.

Z pamiętnika żołnierza

Dobre wieści: Co prawda zawsze wyskakujesz z tego samego miejsca, ale możesz wylądować wszędzie gdzie, tylko zapragniesz, a to co napotkasz na ziemi nigdy nie będzie dwa razy takie same. Dlatego jeśli przez przypadek po wyskoku znajdziemy się na mocno obsadzonym przez wrogie jednostki obszarze i polegniemy, to jest duża szansa, że następnym razem natrafimy tu na nieco mniejsze oddziały, lub zdecydujemy się na wylądowanie w całkiem innym miejscu.

Złe wieści: 10% przeciwników tylko czeka na moment naszego przeładowania broni. Z ciężkim sprzętem w rękach skierowanym prosto na nas, stoją (lub też kucają) i z uporem maniaka wpatrują się w nasze oręże bojowe...jak jelenie.

Dobre wieści: Wrogowie zapamiętują nasze ostatnie pozycje, z których dokonywaliśmy atak, co umożliwia i zachęca do modyfikowania strategii po każdorazowym niepowodzeniu. Dla przykładu, jeśli czaimy się na dachu i stamtąd przy wykorzystaniu karabinku snajperskiego zdejmujemy przeciwnika, to po naszej śmierci, ten ostatni będzie przygotowany i pewny, że my znowu zaczniemy atakować od tamtej strony.

Złe wieści: Niektórzy przeciwnicy odwracają się plecami do gracza i sił sprzymierzonych. Okazjonalnie przypuszczają szturm na nas - w szczególności kiedy my i nasi sprzymierzeńcy jesteśmy wystawieni na pierwszym plan. Ignorując już ustawienie naszego bohatera, to jest to idealna szansa na wybicie wszystkich wrogów co do jednego. Przeciwnicy mocno zaangażowani starają się przedzierać przez naszych kompanów, aby w końcu dostać się do nas samych. Problem polega jednak na tym, że nasi przyjaciele nie robią sobie nic z tej całej sytuacji i pozostawiają wszystko nam. Jednak to jeszcze nic w porównaniu z tym, na co można się natknąć odwiedzając niektóre pokoje, gdzie przeciwnicy stoją centralnie twarzami do ściany, umożliwiając nam wykonanie bardzo prostej egzekucji.

Dobre wieści: Tytuł świetnie wykorzystuje opcje wibracji w kontrolerze. Po przeżyciach związanych z powietrznymi manewrami w tej grze i towarzyszącymi temu wstrząsami kontrolera, zapragniecie, aby w innych grach na konsole nowej generacji, równie dobrze wykorzystywano atrybuty swoich padów.

Medal of Honor: Airborne daje nam poczuć mnóstwo radości, ale też pozwala poznać znaczenia słowa rozczarowanie. Gra jest naprawdę świetną strzelaniną, w której po raz pierwszy w historii tytułu możemy kontrolować wyskok z samolotu, wspinać się po drabinach, by następnie po cichu przedrzeć się na dach i stamtąd prowadzić wymianę ognia. Oczywiście technologicznie nie jest czymś niesamowicie wybitnym, w szczególności zawierając sztuczną inteligencje sprzymierzeńców, która kwestionuje sprawność umysłową twórców, ale kiedy przejrzeć historie tej serii, to każda gra z pod znaku Medal of Honor posiadała tego typu wady (w szczególności kiedy zagramy w nie teraz, prawie 7 lat po ich wypuszczeniu na rynek - nie poczujemy już tego samego zaawansowania technicznego, w jakie wierzyliśmy przedtem). Nie ma usprawiedliwienia dla tak długo oczekiwanej na systemy nowej generacji serii. Każdy chce myśleć, że tytuł, który ma się ukazać musi być pozbawiony błędów, i tak właśnie powinno być.

Odchodząc już jednak od tych wszystkich pomyłek, Airborne jest bardzo ekscytującą i dającą mnóstwo przyjemności strzelanką, której klimat karze mi wierzyć w to, że EA jest kompetentna i konsekwentna w tworzeniu gier utrzymanych w realiach Drugiej Wojny Światowej. Muszą tylko nauczyć się jak doszlifować swój wspaniały brylancik, aby ten po opuszczeniu taśmy produkcyjnej zachwycał tysiące graczy przez długi okres czasu.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: przeciwnicy | medal | Medal of Honor | honor
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy