Lost Planet: Extreme Condition

Widziałeś "Gear of War" i nadal zastanawiasz się, czy warto mieć Xboxa 360 w domu? A może podziwiałeś "Viva Pinate" lub "Rainbow Six: Vegas"? I co, za mało? Przygotuj się zatem na największy śnieżny cios, jaki otrzymałeś w życiu! "Lost Planet: Extreme Condition" ląduje z łoskotem w Twoim domu...

Wojna trwa

W końcu powoli na rynku mamy trzy "pełnoprawne" "next-geny". Od kilkunastu miesięcy mamy Xboxa 360, ostatnio w Europie wylądowało Wii, a PlayStation 3 już szykuje pazurki na Stary Kontynent. Zatem już bardzo niedługo ujrzymy prawdziwą i bezlitosną walkę o każdego klienta. W jaki sposób? Oczywiście za pomocą gier. Microsoft już od dłuższego czasu szykował się na to starcie, dostarczając nam tytułów z najwyższej półki. Jednym z takich "hiciorów" z pewnością jest dzieło ekipy Capcom - "Lost Planet: Extreme Condition".

Reklama

E.D.N. III...

Nie dajcie się zmylić tej nazwie - to skuta lodem i targana przenikliwymi wiatrami bryła lodu. Człowiekowi w przyszłości, podczas prób kolonizacji wszelkich planet w znanym mu wszechświecie, kompletnie pomyliły się już wszystkie "klepki" . Oczywiście po raz kolejny zapomnieliśmy kulturalnie "zapukać", co szybko zraziło do nas rodowitych mieszkańców planety E.D.N. III... Ogłoszono szybką ewakuację miast i baz położonych na powierzchni globu, zapominając "przypadkowo" o większość ich mieszkańców. Ponoć nie starczyło dla wszystkich miejsc? Chcąc, nie chcąc - ludzkość po raz "enty" musi sprostać wyzwaniu, tym razem rzuconemu ze strony wielkich insektów, zwanych Akridami - bardzo podobnych do tych z "Żołnierzy Kosmosu". Z czasem, utrzymując "umowny" kontakt z porzuconymi na E.D.N. III, rząd dowiaduje się, że Akridy mogą być źródłem potężnej energii. Następują szybkie decyzje i Ziemianie postanawiają jednak odzyskać utracony ląd. Po co? Oczywiście, aby skopać kilka "robaczych tyłków" i namieszać we wszechświecie - nie oszukujmy się, ludzie są w tym najlepsi...

Jako Wayne, jeden z członków "super-ekstra" grupy uderzeniowej, otrzymujesz zadanie wylądowania na nieprzyjaznej powierzchni. Standardowo lądowanie nie okazuje się tak banalne, "jak wyglądało to w telewizji", w czasie inwazji tracisz sporą liczbę współtowarzyszy, aby po paru chwilach obcowania z planetą, zostać totalnie samemu. Na domiar złego, aby ratować skórę musimy zmierzyć się z niszczycielską siłą gigantycznego robala, z którym konfrontacja kończy się utratą przytomności oraz niesfornej pamięci... Życie ratują Ci tzw. "Snow Pirates", czyli pierwsi kolonizatorzy tego nieprzyjaznego środowiska, którzy pozostawieni na pastwę losu, zdołali przetrwać i stworzyć swoisty ruch oporu przeciwko przeważającym siłom Akridów. Staniesz więc w samym środku "imprezki", pomiędzy trzema stronami tworzącego się konfliktu, mając nadzieję na odzyskanie pamięci oraz zgłębieniu kilku tajemnic przysypanych sporą ilością białego puchu...

Agresja razy milion

Najważniejsza jest tutaj temperatura Twojego ciała. Jeśli energia w Twoim kombinezonie termicznym ulegnie zużyciu, czeka cię szybka i bezbolesna śmierć spowodowana odmrożeniem. Musisz zatem działać szybko i sprawnie, ignorując ciekawość i zmęczenie, dotrzeć jak najszybciej do wyznaczonych celów, szukając przy okazji możliwych źródeł energii zdolnej ogrzać Twoje ciało...

Równocześnie, poszukując życiodajnych bateryjek, swoją skórę będziemy musieli chronić przed śmiertelnie groźnymi Akridami, których rozmiary często wąchają się od małych autobusów po boiska do piłki nożnej. Wyskakujące z pod śniegu, pełzające, latające, wyjące, piszczące - czego dusza zapragnie. Mamy więc: skamieniałe płaszczki; przeogromne żuki; wielgachne ośmiornice; pancerniki próbujące z zaskoczenia przetoczyć się po Twoim wątłym ciele; skorpiony o rozmiarach "mini vana"... Widać, że Panowie z Capcom mocno poszaleli w kierunku designu oraz animacji poszczególnych stworów, dostarczając nam dziką, ale i piękną oraz złożoną prezentację "fauny i flory" mroźnej planety. A jeśli dodam, że walki z gigantycznymi bossami, przypominają swoją monumentalną wymową te z genialnego "Shadow of Colossus"? Mistrzostwo samo w sobie!

W drodze do zemsty... ups, prawie się wygadałem. W poszukiwaniu prawdy oraz pamięci, walcząc "na śmierć i zmiażdżenie" z dzikimi Akridami, nie mógłbym wymienić Wam jeszcze dwóch bardzo udanych elementów tego świetnego produktu. Po pierwsze dobrym patentem okazało się wprowadzenie do świata gry "czułych punktów", które posiada praktycznie każdy przeciwnik w grze. To właśnie w tym miejscu skupia się zawsze cała energia termiczna przeciwnika, tym samym szybkie określenie "słabego miejsca" może okazać się jedyną drogą do naszego przetrwania.

Po drugie "Vital Suits", czyli maszyny kroczące, zwane mniej popularnie, przynajmniej w Europie - mechy. Stanowią one nie tylko bardzo skuteczną broń przeciwko przeważającej liczbie niebezpiecznych Akridów, ale równocześnie potęgują genialny klimat tego tytułu. Najzwyczajniej w świecie czuć, że są ciężkie, nieludzko potężne i mogą "dokopać" praktycznie każdemu. Wystarczy obmyślać stosowną taktykę na danego robala i wybrać jedno z wielu uzbrojeń oraz wyposażeń dla naszego "mechanicznego pupila".

A za oknem nie pada śnieg

Na ten tytuł czekało bardzo wiele osób. Każdy chciał zobaczyć "Lost Planet" w akcji, zwłaszcza kiedy do sieci dostały się trailery i spoty reklamowe. Sam Capcom nie ukrywał mocnego uderzenia, jakie czekało ze strony owego tytułu, to niemniej jednak po premierze "Gears of War" apetyt na graficznego killera mocno się zwiększył. I jaki jest prawdziwy rezultat? W porównaniu z produktem Epic Games, na razie nic nie ma szans. Równocześnie "Lost Planet" - dzięki bardzo zaawansowanym efektom, mocno zróżnicowanemu otoczeniu, ciekawym lokacjom, udanej animacji i multum najróżniejszych rozwiązań - wypada wprost rewelacyjnie. Dodatkowo, posiadając silnik graficzny Havoc 3.0, Capcom osiągnęło "coś", czego brak w "Gears of War" czasami aż nadto kłuł w oczy. Chodzi mi mianowicie i zaawansowaną fizykę oraz interakcję z otoczeniem. Tutaj możemy zniszczyć praktycznie wszystko, co stoi nam na drodze. Snajper spokojnie może "spaść" wraz z całą wieżyczką strażniczą, bardzo, ale to bardzo efektowne eksplozje mogą zrównać okolicę z przysłowiową ziemią, a Akridy "chętnie" ulegają zniszczeniu pod walącym się na ich głowę budynkiem. Podsumowując - jest minimalnie słabiej w samej kwestii architektury oraz poziomu szaty graficznej w porównaniu z historycznym dziełem Epic Games, lecz dzięki technologii Havoc 3.0 mamy coś innego i być może dla wielu, lepszego.

Tytuł roku numer dwa

Zdecydowanie, zaraz obok "Gears of War", "Lost Planet" jest najlepszym tytułem na konsolę Xbox 360. To rozbudowana, złożona, klimatyczna i posiadająca przepiękną oprawę audio-wizualną gra. Powstaje zawodowe pytanie, czy mógłbym się do czegoś "przyczepić"? W sumie nie, choć ścieżka dźwiękowa mogła by być bardziej wyszukana, a sama fabuła mniej liniowa i oklepana. Mimo wszystko za dużo w niej ładnych bohaterów i "ugłaskanych" wątków, a sam finał mógłby być bardziej zaskakujący. Niemniej jednak i tak jest bardzo dobrze i tytuł ten każdy musi mieć w swojej konsolowej bibliotece!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Planete+ | Lost: Zagubieni
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy