Valkyria Chronicles

Valkyria Chronicles to naprawdę dziwna gra. Choć w tym wypadku dziwna nie oznacza, że jest zupełnie niegrywalna. Wręcz przeciwnie - gatunkowy miszmasz wyszedł tej produkcji na dobre, a specyficzna i oryginalna rozgrywka oraz bajkowa oprawa sprawiają, że choć ten tytuł raczej nie przebije się do mainstreamu, to z pewnością jako produkt nieco niszowy znajdzie wielu entuzjastów.

A warto przełamać swoje opory przed nieznanym, bowiem Valkyria Chronicles, dzięki swojemu unikatowemu stylowi, potrafi naprawdę wciągnąć i przysporzyć graczowi ogromnej frajdy płynącej z rozgrywki.

Od naukowca do szturmowca

Akcja Valkyrii Chronicles ma miejsce w 1935 r. na kontynencie do złudzenia przypominającym dzisiejszą Europę. Świat jest pogrążony w globalnym konflikcie zbrojnym. Pozostaje jednak jeden neutralny kawałek ziemi zwany Galią. Jednak siły Imperium Wschodnioeuropejskiego nie odpuszczają nikomu i pragną zagarnąć dla siebie również to bogu ducha winne państwo. Głównym bohaterem gry jest Welkin Gunther - 22-letni naukowiec zafascynowany przyrodą oraz wszelkimi formami życia na Ziemi. Przyjeżdża on do swojej rodzinnej wioski Bruhl, położonej przy wschodniej granicy Galii. Sielankowy powrót do domu jednak szybko zmienia bieg wydarzeń. Welkin zostaje zatrzymany przez małą dziewczynkę o imieniu Alice, która dowodzi małym oddziałem Federacji Atlantyckiej i bierze omyłkowo naszego bohatera za szpiega. Sytuacja co prawda szybko się wyjaśnia, ale małą wioskę zaczynają atakować oddziały najeźdźcy. I tak w ten sposób nie pozostaje nam nic innego jak pomóc Alicji, by wraz z rozwojem wypadków szybko stać się głównodowodzącym oddziału 7 Squad i wpakować się w sam środek wielkiej wojny.

Historia w grze przedstawiona została w formie książki, podzielonej na kolejne rozdziały, do których uzyskujemy dostęp wraz z poczynionymi postępami. W kulisy akcji i zawiłości fabularnych wprowadzają nas cutscenki, których ilość jest zatrważająca i momentami odnosi się wrażenie, że nie mamy do czynienia z konsolową produkcją, ale z kreskówkowym filmem. Zresztą sama fabuła, choć mówi o ważnych rzeczach w życiu człowieka podczas wojny, robi to w sposób bardzo sztampowy, a niektóre dialogi są wręcz naiwne w swojej formule, co sprawia, że ten aspekt w całej grze wypada zdecydowanie najsłabiej.

Reklama

Taktyka w turach

Kiedy już przebijemy się przez wszędobylskie przerywniki filmowe, czeka na nas właściwa rozgrywka, czyli bitwy rozgrywane na terenie Galii. Do każdej misji wprowadzają nas briefingi opisujące sytuację oraz cele akcji, przy czym robią to w taki sposób, że nie stanowią solucji do pomyślnego ukończenia postawionych przed nami zadań, ale w sugestywny i wyważony sposób dają nam spojrzenie na to, co nas czeka na polu bitwy, pozwalając tym samym na rozsądne rozplanowanie jednostek oraz ustalenie taktyki. Na początku co prawda walczymy tylko z góry narzuconymi postaciami, jednak kiedy stajemy się dowódcą oddziału, do naszej dyspozycji zostaje oddanych ponad 40 rekrutów, których możemy zwerbować do swojego oddziału i pokierować nimi podczas starcia z oponentem.

Jeszcze przed rozpoczęciem bitwy musimy zdecydować, kogo oddelegujemy na jaką pozycję startową. A jest w czym wybierać. W Valkyrii Chronicles pojawia się pięć klas postaci, z których każda spełnia inne zadania na terenie działania, a odpowiedni dobór jednostek to połowa sukcesu. Do dyspozycji mamy bardzo mobilnych zwiadowców, dzięki którym szybko możemy zlokalizować pozycję wroga, snajperów idealnie nadających się do atakowania z dalekich odległości i szturmowców wykorzystywanych do eliminacji wroga na krótkim dystansie. Mamy również inżynierów potrafiących naprawiać czołgi, rozbrajać miny czy zdobywać amunicję, a także Lancerów - specjalną jednostkę, która choć jest bardzo powolna, to dzięki mosiężnym działom potrafi zniszczyć nawet gruby pancerz czołgu. Uważny czytelnik zapewne już zorientował się, że prócz ludzkich jednostek w grze pojawiają się również pojazdy. Są nimi czołgi w różnych odmianach, którymi również możemy sterować, jednak znacznie częściej przychodzi nam stawiać im czoło. Te opancerzone pojazdy na gąsienicach to naprawdę potężne maszyny, wyposażone nie tylko w standardową lufę, ale również w moździerz i działko maszynowe, a do tego jeszcze dochodzi masa usprawnień, jakie możemy w nich zaimplementować.

Od strategii do strzelanki

Głównym centrum dowodzenia jest tutaj ekran taktyczny, w którym widzimy mapę terenu wraz z jednostkami zarówno własnymi, jak i sił wroga. Nasza ilość akcji możliwych do wykonania w danej turze zależy od Command Points. Im ich więcej, tym więcej jednostek może brać udział w fazie przeznaczonej na działania gracza. Kiedy wybierzemy już jednostkę, gra przenosi nas z mapy wprost do rzeczywistego widoku obserwowanego zza pleców wybranego żołnierza. Każda postać posiada określoną ilość Action Points, które może wykorzystać w jednej turze. Wszystko dzieje się w czasie rzeczywistym, przez co nawet kiedy przychodzi kolej na nas, możemy zostać ostrzelani przez oddziały przeciwnika. Kiedy przechodzimy do ataku, pojawia się celownik i w tym czasie wróg nie może nas atakować, jednak po zakończeniu akcji może nam odpłacić tym samym, co mu uczyniliśmy. Wszystko jest bardzo podobne do systemu VATS, znanego z Fallouta 3. Trzeba zatem mądrze prowadzić ofensywę, bowiem zostając na odsłoniętej pozycji, narażamy się w każdej chwili na możliwy atak ze strony przeciwnej.

Z pomocą przychodzą nam tutaj różne zasłony w postaci worków z piaskiem czy nawet wysokiej trawy, w którą jeśli się schowamy, będziemy znacznie trudniejszym celem do pokonania. Należy jednak uważać na zasięg widzenia wroga, bowiem ten skrupulatnie będzie wykorzystywał każdą nadarzającą się okazję do zadania nam obrażeń. Po skończonej turze (którą możemy zakończyć w dowolnym momencie), przychodzi kolej na działania adwersarza i tak na zmianę. Brzmi dosyć prosto, bo i samo opanowanie zasad rządzących się w Valkyrii Chronicles jest proste, ale liczne niuanse, statystki i liczby wpływają na to, że bitwy stają się nie tylko wciągające, ale i wymagające. Szczególnie, że na początku kolejne misje zaliczamy z marszu, jednak w późniejszym czasie starcia są naprawdę wymagające. Niejednokrotnie zdarza się, że sterujemy kilkoma oddziałami, gdzie jeden broni naszej bazy (w której żołnierze szybciej się regenerują oraz dostają więcej amunicji), a drugi z zaskoczenia będzie atakował siły wroga z przeciwnej strony.

Elementy RPG

Jak wspomniałem na początku, najnowsza gra Segi to gatunkowy miszmasz. Nie zabrakło zatem elementów zaczerpniętych z gier RPG. Po każdej bitwie pojawia się tabela ze statystykami oraz dostajemy określoną ilość gotówki oraz punktów doświadczenia. Pieniądze możemy przeznaczyć na zakup innowacji technologicznych, dzięki którym możemy ulepszyć broń oraz uzbrojenie, a także zakupić nowe części do naszego czołgu dające stosowne bonusy. Zdobytą gotówkę można również przeznaczyć na dostęp do nowych rozkazów, które możemy wydawać podczas bitwy, jednak większość z nich zdobywamy wraz z postępami w grze. A warto ich szukać oraz w nie inwestować, bowiem bardzo pomagają w bitwie, jak chociażby dają możliwość odkrycia "zaciemnionych" obszarów na planszy.

Punkty doświadczenia zaś wykorzystujemy głównie do treningu naszych jednostek i awansowania ich na kolejne poziomy, dzięki czemu zwiększają się ich statystyki zdrowia, punktów akcji i defensywy. Warto wspomnieć, że każdy nasz żołnierz to odmienna postać, charakteryzująca się odmiennymi statystykami, ale również i zdolnościami specjalnymi czy cechami charakteru. Można bowiem trafić na osobę, która będzie świetnie sobie radzić z opancerzonym przeciwnikiem, ale będzie ogromnym pesymistą. Albo na dziewczynę, która świetnie sobie radzi na otwartej przestrzeni, natomiast cierpi na klaustrofobię. Wszelkie te umiejętności dają zarówno plusy i minusy w trakcie starcia, zatem przy doborze oddziału nie tylko trzeba zwracać uwagę na klasę postaci, ale również na jej faktyczną przydatność dla zespołu.

Bajkowa oprawa

Nie tylko pod względem rozgrywki Valkyria Chronicles prezentuje się oryginalnie. Odmienności nie można także odmówić towarzyszącej jej oprawie audiowizualnej. Dzięki nowemu silnikowi graficznemu oraz zastosowaniu technologii Canvas uzyskano bardzo stylowy efekt wizualny, opierający się na charakterystycznej kresce, przypominający naszkicowany rysunek. Zarówno postacie, jak i tło świetnie współgrają ze sobą, tworząc niesamowity klimat, a całość dopieszcza kreskówkowy charakter przerywników filmowych oraz pojawiające się przy wykonywaniu różnych akcji komiksowe onomatopeje w stylu "Ratatata!", itp. Na pochwałę zasługują także aktorzy podkładający głosy postaciom, którzy świetnie spisali się zarówno w wersji angielskiej, jak i japońskiej. Nic nie stoi bowiem na przeszkodzie, by włączyć japońskie kwestie mówione, pozostawiając angielskie napisy.

Nie dla wszystkich

Valkyria Chronicles pokazuje, że przy tworzeniu gier można jeszcze eksperymentować i osiągać pozytywne efekty. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że ten tytuł nie jest przeznaczony dla mas. Odpychać może tutaj w zasadzie wszystko: kreskówkowa oprawa, mangowe postacie, natłoczenie różnych gatunków czy ckliwa fabuła. Jednak warto dać szansę temu tytułowi i chociażby go wypróbować, ściągając demo dostępne w PlayStation Store. Zawiera on bowiem ogromne pokłady grywalności, dzięki którym nie możemy oderwać się od tej gry, chcąc zaliczyć "jeszcze tylko jedną misję".

gram.pl
Dowiedz się więcej na temat: starcia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy